Rok Wyspiańskiego, 1969, cicho odchodzi w przeszłość. Wraz z nim całe dziesięciolecie, poczynając od roku 1960, w którego ciągu obecność Młodej Polski w naszej tradycji i kulturze narodowej manifestowała się łańcuchem rocznic-przypomnień dat-nawiązań. Obecność taka manifestowała się wedle następstwa takich głównie nazwisk: Jan Kasprowicz, Stefan Żeromski, Kazimierz Tetmajer, Władysław Reymont, Stanisław Wyspiański. Z malarzy również Wyspiański, Olga Boznańska, Józef Mehoffer. Ostatnio zaś, poprzez wspaniałą wystawę urządzoną w poznańskim Muzeum Narodowym — Jacek Malczewski.
Gdzieś bokiem i wstydliwie kalendarz rocznicowy przeszedł mimo postaci Stanisława Przybyszewskiego. Ale bo ten gorszyciel i pisarz niewiadomego autoramentu nie domaga się oficjalnych manifestacji: sam, bez zaleceń wysokich komitetów, wciska się na scenę, do gustów i niepokojów najmłodszej generacji. Przypuszczam, że w moich rodzinnych Krzeszowicach, w miłej i schludnej kawiarni ozdobionej cytatem z Gałczyńskiego, siaduje on przy stoliku ze Stanisławem Czyczem, kartkuje Ajola i tajemniczo coś szepce do młodszego kolegi (po piórze i po dekadentyzmie). Takich kolegów najmłodszych ma wielu, na ogół zapuścili oni teraz brody.
W roku 1960, na odbytej w Inowrocławiu konferencji naukowej poświęconej Kasprowiczowi, witałem to dziesięciolecie (Stulecie pokolenia „Młodej Polski” w zbiorze moim Łowy na kryteria, 1965). Więc z urzędu niejako wypada je pożegnać. Nie generalnie, takie bowiem pożegnanie domagałoby się obszernego studium, lecz poprzez osobę Wyspiańskiego. Stąd niniejsza miesięcznica — na rozstanie rocznicowe i na potwierdzenie obecności stałej i od kalendarza niezależnej. Obecności całej generacji Młodej Polski i Wyspiańskiego szczególnie.