<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Syrena
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 27.4.1939
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


SYRENA

John C. Raffles wstał, przeciągnął się i skierował w stronę gabinetu gdzie oczekiwał go przyjaciel i sekretarz Charley Brand.
— Jak się masz, Charley? — zawołał Raffles.
— Nie widziałem cię od wczoraj wieczora! Czy byłeś w klubie?
— Nie — odparł Charley. — Byłem w teatrze, potem na kolacji i wróciłem do domu po północy.
— Ja za to wróciłem o wiele później... Miałem dość niemiłą przygodę. Jeden z dawnych przyjaciół, lord Calveston, któremu kiedyś w Paryżu zabrałem 20,000 franków na opędzenie moich najbardziej palących długów, spotkał mnie przypadkiem na ulicy i począł krzyczeć jak opętany: „Na pomoc! Łapać złodzieja!“ Przygoda ta mogła skończyć się w sposób przykry, tymbardziej, że w tej samej chwili znaleźli się w pobliżu dwaj detektywi, którzy chwycili mnie z obu stron za ręce. Ale znów przypadek przyszedł mi z pomocą. Działo się to na jezdni... Nagle nadjechało auto i obaj detektywi, ratując własne życie, musieli mnie wypuścić ze swych rąk. Nie tracąc czasu rzuciłem się do ucieczki i wpadłem do najbliższej, otwartej o tej porze restauracji. W ten sposób zmyliłem ślady. Okazuje się, że ludziom takim, jak ja nie wolno spacerować spokojnie po ulicy... A jednak...
Położył przed Charleym gazetę.
— Przeczytaj sobie ten artykuł. Przeczucie mi mówi, że zapowiada on dla nas nowe wspaniałe przeżycia.
Charley Brand spojrzał z wyrzutem na swego przyjaciela:
— Twoja ostatnia przygoda przeraziła mnie... Chciałbym czymprędzej opuścić Londyn, Edwardzie. Stałeś się tu osobistością zbyt znaną. Obawiam się, że lada dzień zwrócisz na siebie uwagę Scotland Yardu. Cóżbyś powiedział na projekt małej przejażdżki po kontynencie?
Raffles spojrzał przez okno na drzewa pobliskiego parku.
— To prawda — rzekł po chwili — pogoda kusi do wyjazdu, ale obawiam się, że będziemy musieli tu pozostać. Przeczytaj sobie ten artykuł.
Charley Brand wziął do rąk gazetę.
„Cudzoziemcy w Londynie — czytał. — Pomiędzy gośćmi, którzy zjechali do hotelu „Esplanada“ znajduje się sławny komisarz policji belgijskiej, pan Gerard. Znakomity gość przybył na zaproszenie inspektora Baxtera, aby zapoznać się z działalnością cenionej na całym święcie policji angielskiej.
Jak się dowiadujemy, pan komisarz interesuje się w szczególności sprawą niebezpiecznego przestępcy Rafflesa. Z uwagi na liczne przestępstwa, popełnione ostatnio przez Rafflesa w Belgii, komisarz Gerard wygłosił pogląd, że Tajemniczy Nieznajomy przeniósł swą działalność na stałe do tego kraju.
Byłaby to prawdziwa „strata“ dla naszej ojczyzny. Raffles stale operował w naszym kraju i z prawdziwym mistrzostwem unikał wszelkich zastawionych nań sideł. Wbrew poglądom władz policyjnych nie uważamy Rafflesa za przestępcę w dosłownym znaczeniu. Będziemy się starali dostarczyć naszemu czytelnikowi wszelkich informacyj, dotyczących walki komisarza policji belgijskiej z naszym niezrównanym Rafflesem!“
— Hm — zawołał Charley. — Boję się, że będzie nam gorąco. Policja belgijska i Baxter!
— Oczywiście — odparł Raffles z uśmiechem. — Czy pamiętasz jednak przysłowie: gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść? W całym Scotland Yardzie znajdziesz tylko jedną inteligentną istotę...
— Czy masz na myśli inspektora Baxtera? — zapytał Charley Brand.
Raffles roześmiał się głośno.
— Nie, mój drogi... Mówiłem o Marholmie, zwanym powszechnie „Pchłą“.
— Masz rację...
— Dlatego nie awansuje... Byłby bowiem niewygodny dla swych zwierzchników. Narzucono mu funkcje sekretarza, podczas gdy nadaje się doskonale do funkcyj śledczych. Szkoda mi go.
— Dobrze się stało, że go trzymają w cieniu — odparł Charley Brand. — Biedak wścieka się w duchu i dlatego często działa na przekór swym zwierzchnikom. Już kilka razy oddał ci duże usługi.
— Wiem, że mi dobrze życzy... To poprostu nie do wiary, ile razy zetknąłem się z nim twarzą w twarz. Wystarczy czasem lekki porozumiewawczy uśmiech i każdy z nas idzie w swoją stronę.
— Gdyby Marholm chciał, byłby cię już parę razy schwytał.
„Drugim wybitnym gościem hotelu Esplanada jest sławny belgijski profesor baron de Barrot — czytał dalej Charley. — Przybył on celem zakupienia antyków dla muzeum w Brukseli“.
Charley Brand spojrzał pytająco na Rafflesa.
— Dlaczego tak się interesujesz tym belgijskim arystokratą?
— Ponieważ chciałbym sprzedać mu kilka eksponatów z mojej kolekcji.
— Z twojej kolekcji? — zdziwił się Charley Brand — wybacz mi, ale nigdy o niej nie słyszałem.
— Czy słyszałeś kiedyś o syrenie, która jest pół-kobietą a pół-rybą?
— O syrenie? Podczas jarmarków w Brighton przechodziłem obok szopy, w której za dwa pensy pokazywano taki fenomen. W szklanym akwarium pływała śliczna kobieta, mająca zamiast nóg rybi, zielonkawy ogon.
— Zwykła blaga! — rzekł Raffles. — To dobre dla dzieci! Jestem pewien, że po zamknięciu budy twoja syrena zdejmowała spokojnie ogon i szła wraz ze swym mężem, siedzącym w kasie, do pobliskiej restauracji...
— I ja tak sądzę... Opowiedziałem ci to tylko po to, aby dać ci odpowiedź na pytanie. Takie fenomeny istnieją tylko w fantazji i legendzie.
— Powoli, mój drogi... Dowiedź się, że jesteś w błędzie. Przeczytaj stare kroniki szkockie, a przekonasz się, że od czasu do czasu rybacy wyławiali z wody te przedziwne istoty... Tylko ostatnio przestano o nich mówić.
— Sam przecież wspominałeś, że to blaga?
— Blaga podana w naukowym sosie, staje się rzeczywistością. Pewien jestem, że gdy pokażę naszą syrenę owemu belgijskiemu profesorowi, zakupi ją dla swego muzeum.
— Nonsens, Edwardzie..., To, co możliwe jest na jarmarku, nie jest możliwem w muzeum. Żartujesz chyba ze mnie.
— Bynajmniej, Charley. Nie jestem wcale skłonny do żartów od chwili, gdy stwierdziłem, że na naszym koncie w banku znajduje się tylko skromna sumka 6,000 funtów szterlingów. Belgijski profesor musi podreperować nasze finanse. Sprzedam mu syrenę i basta.
— Dobrze, ale skąd wydostaniesz tę „damę“?
— Z mej głowy... — odparł lord Lister. — Przede wszystkim muszę zawrzeć znajomość z belgijskim Sherlockiem Holmesem. Dziś jeszcze złożę mu wizytę.
— W jakim celu?
— Ot, tak sobie — odparł Raffles — dla własnej przyjemności.
Z tymi słowy przeszedł do sąsiedniego pokoju. Była to garderoba zastawiona ze wszystkich czterech stron wielkimi szafami. W szafach tych znajdowały się najrozmaitsze kostiumy i ubiory, jakichby mogła pozazdrościć lordowi każda najbogaciej wyposażona kostiumernia teatralna. W niektórych szafach wisiały stare strzępy łachmanów, autentyczne ubiory łazików i nędzarzy... W innych kapiące od złota mundury admiralskie lub oficerskie, fraki dyplomatów i stroje egzotycznych książąt. Wielkie lustra sięgały od podłogi do sufitu. Silne żarówki oświetlały tę garderobę jarzącym światłem. Niskie komody o wielkiej ilości szuflad i szufladek zawierały nieskończone mnóstwo peruk, wąsów sztucznych i bród.
W pół godziny później Raffles wyszedł z tego pokoju przebrany w mundur oficera marynarki angielskiej. Posługując się zręcznie szminkami zdołał do tego stopnia zmienić swoją twarz, że Chartem Brand poznał go dopiero po głosie.
Nie lękaj się, jeśli zabawię trochę dłużej w mieście — rzekł na pożegnanie. — O ile będę mógł, skomunikuję się z tobą telefonicznie.
Krokiem, pełnym godności, wyszedł z willi i udał się do hotelu „Esplanada“.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.