[112]Szeregowiec.
Najmilszy syn ojczyzny, z gniazda orląt białych,
Kapłan krwawej ofiary, obrzędów wspaniałych,
Przy której trzęsą ziemią trzodą rycząc działa,
Błyskawicami miecze, druchem śmierć i chwała —
Sztandar powiewa ducha modłów rozhoworem,
A słońce schyla czoło, krwawiąc się wieczorem!...
Duch jego swą prostotą wielki — ciągle czuwa,
Ciało silne, choć duszę nieraz ból zatruwa —
Na ziemi polskiej niemasz tytułu wyższego
Nad tytuł szeregowca, żołnierza wolności —
Ztamtąd, stopnie już idą w dół, od szczytu swego,
A wódz by się uświęcić, z swojej wysokości
Musi się szeregowcem stawać w waleczności!
Jak szeroka ojczyzna, od morza do morza,
Takiemi żyje dumna, krwawi rzek swych łoża.
On jest ojcem ojczyzny, on dozgonnym synem,
Co modli się do śmierci: czynem! czynem! czynem!...
A czyn za niego modli się tu i za światem,
On ostatni w spoczynku, w walce pierwszym bratem,
Po bitwie suchy kawał powszedniego chleba,
Przyprawiony sumieniem jaśniejszem od nieba!
I nierazby w znużeniu swem, za kroplę wody
Oddał kroplę krwi własnej kipiącej i młodej...
[113]
Orderem jego piersi krwią rumiane rany,
On o łby carów, matki druzgoce kajdany,
Głowa jego schylona w znużenia pokorze,
Jak kłos pełny na łanie, gdy dojrzało zboże —
On w szturmie z kijem pędzi na dyszące działa,
Pada — a jenerałom bitw wygranych chwała:
I w tem też jego wielkość — jego świętość cała!
A imię jego nawet nieznane nikomu,
Ni gdzie padł, ni nikt po nim nie zapłacze w domu,
Tylko dzwon imię jego zajęczy tułacze,
Lub polna lilja w niebo wonią je wypłacze,
Ale się w bezimienność wielkość jego zlała:
Jak boska, nie z tej ziemi szeregowca chwała!
Choć daje życie i myśl drogą mu jedynie,
Nic nie bierze prócz szczęścia, że dla Polski ginie,
Choć nie wie, co idea — pada dla idei,
Bo ją czuje i kona, patrząc w ton nadziei —
Jemu dość, że pierś jego murem ziemi drogiej,
A że po ciele jego pójdzie kraj już wolny,
Że on dłonią pogromi i pohańbi wrogi
I odda żywot biedny, wzgardzony, mozolny...
I nikt wiedzieć nie będzie, kto on był, gdzie zginął,
Gdzie walczył, bo on męztwem bezimiennem słynął,
Nikt, prócz Boga! co kiedyś, dumny swem stworzeniem,
Ich dusze swej wieczności uczyni nasieniem...
Lecz gdzie jego mogiła, gdzie śpią jego kości,
Póki anioł nie znajdzie ich na sąd ludzkości,
Tu nikt nie zna — i chyba, jeźli we dwóch dołach
Grzebią obok Polaka i Moskala kości,
Księżyc wstanie nad ziemią i w niemej cichości
Nad Polaka mogiłą zabłyśnie promieniem!...
I drzewa się rozszumią po dzikich rozdołach,
A Bóg nad szeregowca grób, ręki skinieniem
Uczyni znak uczczenia!... Jedyny na świecie,
Ale największy zaszczyt spać w ziemi ojczystej,
Nieznanym bohaterem ległszy w wiosny kwiecie,
Oto jest szeregowiec myśli wielkiej, czystej,
Którego krwi posiewem świat się zbawia cały
Ze swych zbrodni, choć nie wie, jak rany bolały...
[114]
Idźcie! idźcie Judasze! naród sam zostanie
On ma blask, co nie gaśnie, a choć gaśnie — wstanie;
Ale nas nie całujcie! na niebios pioruny,
Bo was strują ust naszych grobowe piołuny!
Bo do reszty zgnijecie z hańby cielcem złotym
I po nas — kolej na was —
drgać pod piekieł młotem!
Chociaż my przebaczymy, On wam nie przebaczy,
Wam, coście nie poślepli widząc krew tułaczy!...
Szeregowiec najwyższym kapłanem idei,
Jak słup ognisty stąpa wśród losów zawiei,
Bo wyższym jest nad stopnie, kto stoi u szczytu;
On wodzów dobrą gwiazdą, on orłem błękitu —
Nad nim, gdy szelest miota Marji sztandarem,
Ona mu błogosławi w walce z piekłem, z Carem,
Bo on w dziejach tą wieków bywa błyskawicą,
Którą lud Orleańską przywykł zwać dziewicą,
Bo on duchem tchnie takim nieznanego męztwa,
Co nie błyska zbroicą, stroi się w zwycięztwa,
Pod siermięgą Kościuszki, burką Czarnieckiego,
W płótniankę Piasta, czy też w kaptur Kordeckiego —
I raz mu Tell na imię, raz wtóry Kiliński,
Puławski czyli Rejtan, czy zanZan czy Karliński,
On zawsze nieznajomy i samotny w tłumie,
Kona tak jak Zawisza, choć nie opian w dumie;
Prostotę ma dziecięcia i dziecięcia wiarę,
A serce jak świat wielkie, nito pełną czarę.
Dziś — jeden taki człowiek, to całe powstanie
Polskie, w którem padają niemo i nieznanie,
Cała wieść o nim tylko, że padł na swej roli,
I krzyknął: Jezus Maria! lub: naprzód! nie boli!...
Choć walka bohaterów klęsk bywa szeregiem,
Oni pędzą jak rzeka niewstrzymanym biegiem...
[115]
I jak gwiazdy spadają po gwiazdach plemiona,
Toż na kolanach nam dziś wymawiać imiona
Padlewkich i Mielęckich, Narbuttów, Frankowskich,
Lelewelów i Bończów, Ślaskich i Cieszkowskich!...
To hufiec męczenników jak za dni Cezarów,
Tylko podlejszych wrogów ma, mongolskich carów —
Na których kiedyś wielkim Polska krzyknie grobie,
Że choć inni jéj dłużni — ona — sama sobie!...
Z takich dziś jak mąż jeden, naród szeregowiec,
O którym bajać będzie oracz i wędrowiec,
A którego śmiał podle spytać szatan dumy:
„Czy godzien być narodem!?“
Gdy w najkrwawsze kumy
Szedł za innych wolności i zdeptane sprawy,
Dziś samotny jak Messyasz wzniesion na krzyż krwawy,
Na którego mogile, gdy mu serce pęknie,
Sam Bóg chyba swem boskiem kolanem uklęknie
I kiedyś w trzaskach gromów — blaskach świtu siły,
Bóg — naród chyba z Polski powstanie mogiły...
O wytrwania! pokory! ludów wielkich ludu!
A wolność świata wskrzesisz twego, cudem cudu!...
1863.
|