<<< Dane tekstu >>>
Autor Jędrzej Kitowicz
Tytuł Szkoły
Pochodzenie Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III
Wydawca Edward Raczyński
Data wyd. 1840
Druk Drukarnia Walentego Stefańskiego
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
§.3.

Szkoły.

Lubo niektóre dzieci pojętniejszych zmysłów od pięciu lat zaczynano uczyć czytać w domu; nie oddawano ich atoli powszechnie do szkół aż w roku siódmym zaczętym lub skończonym. —
Dla mieszkających po miastach pierwsza szkoła była parochialna, przy farze lub katedrze: gdzie się znajdowała; po wsiach ztrudna gdzie przy farze znajdowała się taka szkoła. Dla tego szlachcic mieszkający na wsi nim oddał dzieci do szkół, musiał w domu wprzód je nauczyć czytać, przyjmując na ten koniec jakiego nauczyciela, jeżeli między domowymi niemiał nikogo do téj usługi sposobnego.
W szkole parafialnéj uczono samych chłopców, dziewczęta zaś oddawano do niewiast statecznych tem się bawiących, które ich uczyły samego czytania po polsku, dzierzgania pończoch i szycia rozmaitego. Majętniejszych córek uczono języka niemieckiego i francuzkiego, który już zaczął wchodzić w modę. Panów wielkich córki uczone były tego wszystkiego w domu przez ochmistrzynie, a przy tém przez metrów pisania i tańcowania.
Chłopców w szkole parafialnéj uczono czytać na elementarzu i pierwszych początków łaciny na grammatyce, alwarze lub donacie. Katechizm czyli nauka religii, była najpierwszą przed wszystkiemi innemi. Kara szkolna na tych, którzy się uczyć niechcieli, albo swawolę jaką popełnili, była niedopuszczenie jedzenia obiadu, klęczenie, albo plagi. Instrumenta kary: Placenta, to jest skóra okrągła gruba wkilkoro złożona na dłoń ręki szeroka, na trzonku drewnianym obdłużonym osadzona, którą za omyłki w czytaniu, lub na pamięć tego, czego się nauczyć naznaczono, odmawianiu, bito w rękę; za zupełne nienauczenie się wydziału swego, lub za swawolą, albo inne przestępstwo praw szkolnych, instrument kary rózga brzozowa, albo dyscyplina pospolicie rzemienna; u surowszych zaś nauczycielów z sznurków nicianych tęgo spleciona siedm lub dziewięć odnóg mająca, którą to rózgą lub dyscypliną bito na ciało, uderzając najmniéj trzy a najwięcéj piętnaście razy, według przewinienia, według cierpiętliwości ciała; i według surowości nauczyciela. Na sporszych chłopczaków więcéj nad lat siedm starszych, używano kańczuga, a tym niebito na ciało, któreby kaleczył, ale przez suknie, a przynajmniéj przez spodnie, a i tak silno przyłożony, dosyć bolu zadawał. Znajdowały się atoli tak twardego ciała dzieci, że kańczugowe plagi na samo ciało wytrzymowały, bez zbyt wielkiego bólu; lecz te, które miały tak twarde ciało były też pospolicie równie tępych zmysłów, i małe w naukach czyniły postępy.
Jeszcze był jeden rodzaj kary w szkole parochialnéj, a ten mało gdzie używany. Kiedy który chłopiec nieprzyzwojcie się w izbie sprawił, tedy oskarzony, musiał się sam dobrowolnie położyć na stołku na środku szkoły wystawionym; tam każdy współstudent zdiąwszy bót z nogi, uderzył go raz cholewą, i to była kara wstydząca, nieboląca, występkowi równa.
Przekrzesanych w szkole parochialnéj w pierwszych rudymentach łaciny, oddawano do szkół publicznych, jezuickich lub pijarskich, które po wszystkich miastach, w których się znajdowały, bywały tak liczne, że się w niektórych po tysiącu studenta znajdowało. Wszyscy mieszczanie i szlachta i panowie najwięksi oddawali dzieci swoje do szkół; edukacya i karność dla wszystkich była równa, bez względu na panicza i chudego pachołka, na szlachcica i mieszczanka, albo chłopka. Paniczowie co do szkolnych obowiązków z najchudszymi zrównani, mieli jednak tę dla siebie preferencyą, że zasiadali w szkole pierwsze ławy; chyba że się który źle uczył, to poszedł ad scamnum asinorum. Była to ława przy piecu tak nazywana dla tych, którzy się uczyć nie chcieli; a jeżeli i taka degradacya nie pomagała gnuśnemu, wdziewano mu na głowę słomianą koronę; na ostatni zaś bodziec do nauki, oprowadzono go w takiéj koronie po wszystkich szkołach wołając za nim: asinus asinorum in saecula saeculorum, do któréj ostatniéj a nieznośnéj hańby ledwo kiedy przychodziło; bo jeżeli który doszedł korony słomianéj, już się tak pocił i mozolił nad książką, że oprowadzenia uniknął; i wkrótce się z ławicy ośléj wydobył, abdykowawszy słomianą koronę kołkowi, na którym zawsze wisiała, wiele razy głowy do niéj niebyło; zapatrywali się na nią leniwi do nauki jak na straszydło, chętni zaś jak na figiel dla śmiechu wymyślony.
Nauka dzieliła się na szkoły. Pierwsza szkoła u Jezuitów zwała się infima, i dzieliła się na dwie, na infimę Minorum i na infimę Majorum; lubo w obydwóch niemal jedna była nauka, zgadzać adjectivum cum substantivo, i casus nominum cum temporibus et modis verborum, z tą tylko różnicą, iż w infimie mniejszéj, wybierali także składy co łatwiejsze; w infimie większéj co trudniejsze, i druga różnica, że drobniejsze dzieci przychodzące do szkół oddawano do infimy mniejszéj, a sporsze do infimy większéj. U Pijarów tego gradusu szkoła zwała się parwa; uczono w niéj jednéj tego samego, co w dwóch infimach u Jezuitów. Po parwie następowała Grammatyka, od któréj począwszy aż do końca jedna była tak u Pijarów, jak u Jezuitów szkół gradacya, to jest: „Grammatyka, Syntaktyka, Poetyka, Rhethoryka, Philosophia i Theologia“, do któréj ztrudna studenci postępowali, chyba ci, którzy już w szkołach do stanu duchownego czuli powołanie; którzy zaś nie mieli tego ducha, szkoły najwięcéj kończyli na filozofii, a często na rhethoryce. — „Grammatyka“, uczyła składać małe i krótkie sensa prostémi wyrażeniami. — „Syntaktyka“, dawała sposoby, jak mowę prostą, okrasić rozmaitemi figurami i słów wykrętami. „Poetyka“, uczyła quantitatem łacińskich słów, które się krótko, a które przeciągle wymawiać powinny: także pisania wierszów łacińskich i polskich, przez które się dowcip rozprzestrzeniał, a tak już z łaciną w syntaktyce przetartą, z dowcipem w poetyce rozprzestrzenionym promowowało się do „Rhethoryki“, sztuki dobrze i długo w jakiéj materyi mówienia, dobrze myśli swoich, bądź w dyskursie, bądź w pisaniu tłómaczenia. Co jako każdemu człowiekowi w jakimkolwiek sposobie życia zostającemu jest wielce potrzebne; tak też edukacya młodzieży szkolnéj to za najpierwszy cel miała, i do niego wszystkie swoje usiłowania zmierzała. „Philosophia“, miała swój kunszt inny w cale od szkół przed sobą opisanych; ale ja przepraszam czytelnika mego, że mu o niéj doskonałéj nie dam informacyi, ponieważ jéj nietraktowałem, na rhethoryce trzy lata słuchanéj, skończywszy moje szkoły. Ilem słyszał o téj nauce, zabawia się poznawaniem natury, czyli przyrodzenia przyczyn i skutków, wniosków i wypadków, prawd niezawodnych; ale zapomniałem na sam przód położyć, że uczy najprzód terminów pewnych, przez które się w innych filozoficznych sciencyach krótko i dokładnie tłumaczyć można. Dzieliła się ta nauka w szkołach ordynaryjnych tak pijarskich jak jezuickich, na: „dyalektykę, fizykę, logikę i metafizykę“, dla niektórych zaś studentów kilka razy w tydzień po godzinie dawano „matematykę.“
W akademiach publicznych, czyli generalnych, jako to krakowskiéj, zamojskiéj i wileńskiéj, prócz nauk dopiero wyliczonych, były nadto: Nauka „matematyki“, wszelkiego rodzaju, „astrologii, geografii, geometryi, kosmografii“, do tego: jurisprudencyi, „medycyny“, i zwały się te akademie universitates. Co się tycze ogółem filozofii, téj patryarchów nie było więcéj jak dwóch. Arystoteles i S. Tomasz, ponieważ na wszystkich dysputach, nie tłumaczyli się inaczéj walczący z sobą, tylko albo juxta mentem Aristotelis, albo juxta mentem divi Thomae. W akademiach kto się promowował do godności doktora w filozofii, musiał przysięgać, jako inaczéj nie będzie trzymał i uczył, tylko juxta mentem divi Thomae; ci tedy, którzy się trzymali zdania Arystotelesa, zwali się peripatetici, a którzy S. Tomasza zwali się Tomistae.
Pierwsi Pijarowie jakoś około roku 1749. czyli trochę wyżéj odważyli się wydrukować w jednym kalendarzyku politycznym, niektóre kawałki z Kopernika, dowodzące, że się ziemia obraca, a słońce stoi.
Czego ledwo dostrzegli Jezuici, nieomieszkali nie tylko swoich rozumów, co ich tylko mieli najbystrzejszych, użyć przeciwko Pijarom, ciężkim przeciwnikom swoim; ale téż inne zakony przecim nim poburzyć o takową hypothezym, czyli zdanie dawnéj nauce przeciwne. Rozruch ten po szkołach był nakształt pospolitego ruszenia przeciwko Pijarom; wydawali książki zbijające takową opinią, zapraszali Pijarów na dysputy, i najwięcéj z téj materyi Pijarom dokuczyć usiłowali. Ci atoli coraz nowy jaki kawałek wyrwawszy z teraźniejszych wodzów filozoficznych: „Kopernika, Kartezyusza, Newtona i Leibnitza“, dokazali tego, że wszystkie szkoły przyjęły Neoteryzm, czyli naukę recentiorum, według któréj ziemia się obraca koło słońca, nie słońce około ziemi, tak jak pieczeń obraca się koło ognia, nie ogień koło pieczeni. Że koloru niemasz żadnego w rzeczach, tylko te barwy, które na nich widzimy białe, czarne, zielone, czerwone, żółte, sprawuje temperament oczu i światła, czego jest wielkim dowodem jabłko naprzykład w dzień zielone, w nocy przy świecach wydaje się granatowe. Że ból, świerzbienie i inne czucia nie mają swego placu w ciele, tylko w duszy, ponieważ ciało bez duszy nic nieczuje. Mnie się zda, iż tak ciało nieczuje bez duszy, jak dusza bez ciała; organy niegrają bez organisty, i organista bez organów, a jeżeli czucie nie jest w ciele tylko w duszy, to też i głos niejest. Zgoła pod Augustem III., jakoś wśród czasu panowania jego, wzięła w szkołach polskich początek nowa filozofia, ale z wielką bojaźnią rozszerzała swe zdania; ośmieliła się zupełnie na końcu jego panowania.
Takie było compendium szkół i nauk publicznych za panowania Augusta III. Te nauki były wolne: każdy student, który się do nich udał, musiał albo się uczyć podług sił swoich, albo nienauczając się, wytrzymować kary szkolne, albo niechcąc się wcale uczyć, ustąpić ze szkół. Było to jakieś nakształt przykazania, którego mocno doglądali professorowie, żeby studenci oddani do szkół, koniecznie z nich podług możności dowcipu swego profitowali, osobliwie w mniejszych szkołach aż do retoryki, żeby rodzicom darmo kaszy niezjadali. Oprócz zaś tych nauk, uczono potrosze w pewne godziny języków niemieckiego i francuzkiego, tudzież arytmetyki, ale nie z takim rygorem jak łaciny; wolno było tych przydatków uczyć się i nieuczyć się serio, albo tylko się przypatrywać, być na lekcyi i niebyć, niekarano za to, ani nie strofowano.
Jedna tylko łacina, a raczéj konstrukcya do wszelkiego języka zdatna, była celem natężenia pracy nauczycielów; tak tego doglądano, że nawet professor kiedy niedbale uczył, od swojéj zwierzchności odbierał naganę: albo był od uczenia szkół oddalony i do innéj funkcyi niższego szacunku obrócony. Nauczycielów szkolnych, którzy niższych szkół uczyli, nazywano magistrami, i ci byli klerycy za zwyczaj minorum ordinum. W wyższych szkołach nauczycielów, począwszy od rhethoryki nazywano Patrami, a to z przyczyny, iż w tych szkołach dający lekcye już byli kapłani.
Nie dosyć było na lekcyi w szkole dawanéj, i na profesorze, czyli nauczycielu szkolnym: byli inni, nazwani dyrektorami, którzy w jednych stancyach z studentami mieszkali, tam im lekcyą szkolną od professora zadaną tłomaczyli, powtarzali, i do zrozumienia jéj oraz nauczenia się dopomagali; z stancyi do szkoły, i z szkoły do stancyi studentów swoich zaprowadzali; na rekracyje lub jakie nawiedziny, zawsze z nimi chodzili. Zgoła zawsze ich na oku mieli. A kiedy studentów zaprowadzili do szkoły, sami szli do swojéj. Tacy dyrektorowie byli najmowani i płatni od ojców studentów. Więcéj o dyrektorach będzie niżéj.
Trzeci gatunek studentów był: chłopcy służący, ubogich rodziców synowie, najwięcéj szlacheccy u synów pańskich i majętniejszéj szlachty, na służbie będący; ci służąc panom swoim czasem z nimi do szkół chodzili i częstokroć ich w nauce przewyższali. Posługa ich była panięciu u którego, lub u których chłopiec służył, a przytém i panu dyrektorowi, łóżko posłać, izbę zamieść, suknie i bóty wychędożyć, do stołu służyć, książki za panięciem do szkoły i ze szkoły nosić, i pójść po sprawunku, gdzie posłano. Tym sposobem bardzo wiele edukowało się szlacheckich synów i wychodziło na wielkich ludzi. Lecz skoro księża Pijarowie założyli konwikt osobny dla paniąt; a za ich przykładem z początku ganionym, poszedłszy księża Jezuici, wystawili drugi, szkoły publiczne zdrobniały. Krzywda edukacyi publicznéj stała się dwoista, raz iż co lepsi professorowie dawani bywali do konwiktów, a do szkół ordynaryjnych podlejsi; druga, że dyrektorowie i chłopcy służący stracili sposób uczenia się w konwiktach, albowiem niepotrzebowano dyrektorów; powinność których zastępowali professorowie ustawicznie mieszkając, jadając i przestawając z konwiktorami, na ody jak w tureckim Seraju podzielonymi. Niepotrzebowano téż i chłopców, bo na ich miejsce przyjęto lokajów, po jednemu do czterech, a w jednéj odzie mieściło się dwóch konwiktorów. Oda jest to wielka sala, mająca po obu stronach komórki, dwa łóżka i dwa stoliki obejmujące, bez drzwi, zamiast tych firankami zasłaniane. Co dwie ody to trzecia stancya dla Pijara pod zamknięciem: w końcu zaś stancya dla professora najstarszego.
Teatyni lubo mieli konwikt, ale ten był bardzo mały, i inną miał wcale dyspozycyą. Do panięcych usług zażywali służących rozmaitych, czasem szlachty, czasem lokajów Niemców. Kto chce wiedzieć obszerniéj przyczyny, żalenia się na konwikty, niech się postara o książkę pod tytułem: „Skarga ubogiéj szlachty na XX. Pijarów“ wydaną, zaraz po otwarciu pijarskiego konwiktu. Do szkół publicznych w Warszawie za mojéj edukacyi, chodzili Pacowie, dwaj bracia, Wodziccy, Oskierkowie, Pociejowie, którzy mieli po kilku służących, i dyrektorów; każdy dom z osobna. Innych zaś paniczów z mniejszą assystencyą, bardzo wielu znajdowało się w każdych szkołach.
Trzeci gatunek studentów był kalefaktorowie. Byli to chłopacy sporzy po lat 20 i więcéj mający, którzy powinność mieli w piecach palić i drwa rąbać, i jeżeli który student zasłużył, aby był karany, tedy to kalefaktor w końcu zapiecka za zasłoną sprawiał takiego winowajcę, nie professor, a to dla tego, żeby przystojność względem innych studentów i professora zachowaną była, gdyż się nieraz trafiło, że chłopiec niecierpliwy od rózgi brzozowéj, jak gdyby od rhubarbarum, miał operacyą. — Do jednego pieca albo do dwóch, był jeden kalefaktor, na którego zapłatę i na drwa składali się studenci możniejsi, a resztę, gdy mała kollekta była opatrowali z kollegium Jezuici i Pijarowie, dając mu przytém wikt z niedojadków refektarzowych. Narąbawszy drew i napaliwszy w piecu, resztę czasu kalefaktor z innymi studentami obracał na naukę. Z tych kalefaktorów, zazwyczaj dowcipu tępego będących, rzadko który promowował się do wyższych szkół, nauczywszy się czytać, pisać i cokolwiek liznąwszy łaciny, porzucali szkoły, udając się do innego jakiego sposobu życia.
O dyrektorach to jeszcze mam przydać, iż dwojacy byli, jedni rocznie płatni, którzy służyli jednemu jakiemu panięciu, albo też i kilkom jednych rodziców synom, szlacheckiéj lub miejskiéj kondycyi; drudzy, którzy miewali pod swoją dyrekcyą zbieraną drużynę chudych pachołków, od których brali zapłatę kwartalną po kilka złotych na kwartał od jednego, a czasem też i obiady z koleji. Kondycye takie, czyli partye studentów za zwyczaj rozdawał dyrektorom ksiądz prefekt szkół, doskonalszym lepsze, podlejszym podlejsze. Tacy dyrektorowie jako ubodzy, byle się skromnie i bez noty sprawowali, mieli wolność assystować na weselach, za drużbów i oratorów do oddawania wieńca Pannie młodéj; która to ceremonia jeszcze za moich szkół trwała, ale już tylko między pospólstwem, z domów szlacheckich i miejskich dystyngwowanych będąc wygnaną. Za usługę na weselu taki pan drużba bierał talar bity i chustkę od panny młodéj, co dla chudego pachołka, było niezłą gratką. Urządzali się także tacy chudzi dyrektorowie za pisarzów cechowych po wielkich miastach, do różnych cechów, osobliwie rzeźnickiego, piekarskiego i szewskiego, jako najludniejszych, a zatém dosyć do czynienia na schadzkach swoich mających. Samo przyjmowanie do terminowania uczniów, i wyzwalanie tychże na czeladników lub majstrów, często się trafiające, potrzebowało pisarza, któryby te dzieje cechowe mądrze i pięknym charakterem napisać umiał. Było zaś według ludzi nieuczonych mądrze, kiedy niezrozumianie, a pięknym charakterem, kiedy patent lub list wyzwolony wypisany, był dużemi literami, a brzegi jego wieńcem z malarskiego złota wyklejone.
Nakoniec ewangelie wspierały ubogich studentów: był zwyczaj po miastach, iż dyrektorowie szkołek parafialnych, wysyłali chłopaków po domach w dni niedzielne, aby tym, którzy nie byli na kazaniu, czytali ewangelią. Za co słuchacze ordynaryjnie czytającemu dawali po groszu, a noszącemu wodę święconą wrzucali w dzbanek po szelągu.
Te ewangelie były niezłym zyskiem dla ubogich studentów: albowiem na ten czas wszyscy nawet panowie wielcy mieli sobie za uczynek pobożny przyjmować do domów i pałaców swoich słowo Boże: i nie groszami, ale szostakami i tynfami odbywali ewangelistę. Na końcu jednak panowania Augusta III., ten zwyczaj wyszedł z mody u panów i majętniejszych mieszczan, i niemiał przystępu, jak tylko do ludu pospolitego. Tak jak i kolęda, która również usunięta została z pańskich domów. — Pierwszy książę Michał Czartoryski, na ten czas podkanclerzy w. Litewski nie kazał puszczać do siebie z kolędą. Za przykładem jego inni panowie poczęli przed księżmi z kolędą chodzącymi drzwi zamykać. I tak duchowni od panów wzgardzeni nie noszą więcéj do nich, tego niegdyś od dawnych Chrześcian szacownego błogosławieństwa, według słów Chrystusowych u Mateusza S. w rozdziale 10., wierszu 13. Et si quidem fuerit domus illa digna; veniet pax vestra super eam. Si autem non fuerit digna, pax vestra reventetur ad vos.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jędrzej Kitowicz.