Szwaczka na przedmieściu
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Szwaczka na przedmieściu |
Pochodzenie | Upominek z prac Stanisława Jachowicza |
Wydawca | Jarosław Leitgeber |
Data wyd. | 1902 |
Miejsce wyd. | Poznań |
Źródło | Skany na commons |
Indeks stron |
(w skróceniu).
W małym domku, nie pomnę już przy której ulicy Warszawy, żyła uboga szwaczka. Nędza jej była wielka. Mało kto o niej wiedział, ale Bóg, co wszystko widzi, co o każdym pamięta, wiedział o Wojciechowej i o jej sierotach i nie dał im z głodu umrzeć.
W skromnej izdebce, na drewnianym starym zegarze zakukała kukułka i uderzyła ósma godzina wieczorem. — „Dzieci do pacierza!“ zawołała matka, i czworo schludnie choć ubogo odzianych dziatek uklękło na ziemi, złożyło rączki, zwróciło się do obrazu Matki Bolesnej, i rozpoczęło modlitwę. Krótką była ta modlitwa, ale serdeczną.
Naraz, po pacierzu, przypomniały sobie dzieci, że wieczerzy nie jadły. „Czyż to zawsze jeść wieczerzę? odrzekła matka, — czyż to mało ludzi, co nie znają wieczerzy?! Dziękujcie Bogu, że wam dał śniadanie, obiad; ilużto i tego niema! Już po pacierzu, moje dzieci, jeść już nie można; połóżcie się spać w Imię Boże, jutro rano się posilicie.“
Domawiając tych słów, matka niepostrzeżenie łzę uroniła, bo już ani grosza w domu nie było; sąsiedzi byli równie ubodzy jak ona, nie mogła się więc od nich spodziewać pomocy, — ale jej nadzieja była w Bogu. Po chwili zasnęły dziatki spokojnie, tylko matka jeszcze czuwała. Na dworze deszcz, wiatr i zawierucha dzwoniły o szyby. Naraz puka ktoś do drzwi.
„Kto tam?“ zapytała Wojciechowa.
„Ja, ja, otwórzcie, odezwał się cienki głos; wy mnie nie znacie, na cóż wam moje nazwisko?“
Wojciechowa otworzyła, aż tu wchodzi jakaś zmoczona kobieta, niosąc pod pachą dwie sztuki ślicznego płótna.
„Wszak tu mieszka Wojciechowa Uleńska, co się trudni szyciem? Księżna Radziwiłłowa przysyła wam robotę.“
„O tej godzinie, moja panienko, w taką niepogodę?“ — „Ha! jak widzicie. Snadź już takie zrządzenie losu: alboście wy roboty potrzebowali albo też moja pani chciałaby ją mieć prędzej, bo mnie o tym czasie wysłała.“
„O, nie gniewam się o to, moja panienko. Zresztą mogę powiedzieć, bo przecież bieda to nie grzech, że dzieciska nawet bez wieczerzy spać się położyły, bo już i jednego grosza nie mam w domu.
„Mój Boże, a księżna jakby to przewidziała, rzekła panna, bo wam przesyła dwadzieścia złotych z góry.“
„O Boże miłosierny! wykrzyknęła Wojciechowa. Ale skądże księżna pani wie o mojej chudobie, na tak odległej ulicy? Jeszcze nigdy nie miałam szczęścia oglądać jej książęcej mości.“