Gdybym z posad tej doliny,
Odzianej w tuman mgły sinej,
Znalazł wyjście w inne niwy,
Ach! jakże byłbym szczęśliwy!
Tam, postrzegam śliczny wzgórek
Wiecznie młody i zielony.
Kilka lotek, kilka piórek,
Niosłyby mnie w wzgórka strony.
Dźwięk harmonii ucho słyszy,
Tony, słodkiej niebios ciszy;
Lekki wietrzyk ku tej stronie
Balsamiczne niesie wonie.
Złoty owoc, co dojrzewa
Lśni się w ciemnym liściu drzewa;
Nawet kwiaty, co tam rosną,
Oddychają ciągłą wiosną.
Jak tam pięknie, gdzie promieniem
Wiecznie jasnym, słońce świeci,
Wietrzyk, co po wzgórzach leci,
Jak ożywczem poi tchnieniem;
Lecz tam dotrzeć — strumień broni,
Szumiąc falą wzdętej toni,
I tak wały swe zapienia,
Żem aż w duszy doznał drżenia.
Widzę łódkę co się słania,
Ach! sternika nie ma ona;
Wstąp w nią śmiało, bez wachania,
Wszak łódź żaglem ożywiona. —
Z wiarą tylko i odwagą!
Bóstwo, próżno nic nie daje,
A tylko cud pod swą flagą
Nieść cię może — w cudów kraje. 1834 r.