Poezye Gustawa Zielińskiego/Różne wiersze, z obcych autorów tłomaczone/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Gustaw Zieliński
Tytuł Różne wiersze,
Podtytuł z obcych autorów tłomaczone
Pochodzenie Poezye Gustawa Zielińskiego Tom II
Wydawca Własność i wydanie rodziny
Data wyd. 1901
Druk S. Buszczyński
Miejsce wyd. Toruń
Źródło skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



RÓŻNE WIERSZE
Z OBCYCH AUTORÓW TŁOMACZONE.





PODZIAŁ ZIEMI.
(Z Szyllera.)


Zawołał Jowisz z górnej swej krainy:
„Ludzie, świat weźcie, niechaj waszym będzie;
Wam go oddaję na wieczne dziedziny,
Lecz w działach, miejcie braterstwo na względzie.“

Zaledwie wyrzekł — wnet młody i stary,
Kto mógł rąk użyć, biegł po łup w zawody;
Rolnik, zagarnął pól rodzajnych płody,
Myśliwy, stepy i borów obszary;

Kupiec, towarem zarzucił spichlerze,
Mnich, zaś wybiera szlachetniejsze wina,
Król, w udział mosty i gościńce bierze,
Mówiąc: „z dochodów, moją dziesięcina.“

Skończył się podział. — W tem z dalekiej strony
Przybył poeta, — już w porze spóźnionéj

Nie mogła dojrzeć nic, wieszcza źrenica,
Już wszystko miało swojego dziedzica.

„Więc, najwierniejszy z twych synów, o boże!
Sam jeden jestem opuszczony w dziale?...“
Rzekł — i rozwodząc smutne swoje żale,
Łzą rosił tronu Jowisza podnóże.

„Kiedy cię marzeń zbłąkała kraina, —
Bóg odpowiedział — nie moja w tem wina;
Gdzież byłeś wtenczas kiedy świat dzieliłem?“ —
„Ja, — rzekł poeta — ja przy tobie byłem.“

„Mój wzrok zawisnął, wlepion w twe oblicze,
Ucho, harmonii niebios obłąkały tony,
Przebacz duchowi, twym blaskiem olśniony,
Utracił ziemi ponęty zwodnicze.“

„Świat już rozdany, — rzekł władca na niebie, —
Żniwo, i łowy, i handel — nie moje;
Chcesz-li żyć ze mną? — niebieskie podwoje
Jak tylko przyjdziesz, otworem dla ciebie.“
1832.




POŻEGNANIE JOANNY D’ARC.
(z „Dziewicy Orleańskiej,“ Szyllera)


Żegnam was góry i was lube błonia,
I was spokojne doliny i gaje;
Joanna w wasze nie pójdzie ustronia
Joanna z wami wiecznie się rozstaje.
Łąki i drzewa, mej ręki sadzenie,
Niechaj was ciągła wiosna zazielenia;
Żegnam was groty i was zimne zdroje,
I echo — dolin rozgłosie daleki,
Coś mi na śpiewy odpowiadał moje;
Już was Joanna opuszcza na wieki.

Te miejsca, cichej radości mej świadki,
Rzucam na zawsze, za stopy mojemi;
I ty ma trzodko, rozprósz się po ziemi
Zostałaś teraz bez dozoru matki.
Bo inne trzody powiodę w tę stronę,
Gdzie niebezpieczeństw pole zakrwawione,

Bo mnie do tego, głos Boży nakłania,
Nie żadne ziemskie, nie moje żądania.
Ten, co się w krzaku ognistym objawił,
I Mojżeszowi, kazał z gór Horeba
By się przed srogim Faraonem stawił,
Ten — co Dawida małego pasterza
Zrobił zwycięzcą, — Ten który wymierza
Na lud pasterski, ciągle łaski nieba:
Z gałęzi drzewa, rzekł mi słowy temi:
«Idź, będziesz o mnie świadczyła na ziemi.
«Twe miękkie członki twarda miedź uciśnie,
«Na twojej piersi hartowna stal błyśnie,
«Lecz twego serca niech miłość nie znęci,
«Ni zdradna rozkosz co powabem płonie,
«Bo nigdy dziecię, owoc lubych chęci
«Nie będzie na twem kołysał się łonie;
«Bo ciebie wyższą w dzieł rycerskich sprawie,
«Nad wszystkie ziemi niewiasty postawię.

«Bo najmężniejsi gdy struchleją męże,
«Gdy cios ostatni już Francyą dosięże,
«Mą Oriflammę poniesiesz przed niemi;
«A jako zwinna żniwiarka śród pola,
«Jak kłos, zwycięzców zaścielesz po ziemi.
«Potoczysz, koło fortunne swych czynów
«Wybawisz Francyi bochaterskich synów,
«Reims oswobodzisz i uwieńczysz króla.»
Niebo przyrzekło dać znak, gdy potrzeba,
Hełm mi przysyła, jest on darem nieba,
Siłą mnie boską, to żelazo wzrusza,

Męstwem Cherubów płonie moja dusza;
Na krwawe boje z tych miejsc mnie porywa
I pędem burzy daleko unosi,
I głos wojenny do serca mi wpływa,
I rżą rumaki i trąba bój głosi.
1833.




DO LISTKA.
(z francuzkiego.)

Od gałązki odcięty,
Biedny listku zeschnięty,
Gdzie lecisz? — «Nie wiem ja o tem;
«Gdy padł dąb, gromem rażony,
«Odtąd, niestałym polotem
«Raz, od zefiru niesiony,
«To znowu, przez akwilony,
«Lecę — dokąd wiatr mnie niesie.
«Czasem, się błąkam po lesie,
«Z lasów, ulatam w równiny,
«Z pól w stepy, — z gór na doliny;
«I dążę w mej podróży
«Dokąd świat dąży wszystek:
«Gdzie lecą listki róży,
«I lauru listek.»
1833 r.




TĘSKNOTA.
(z Szyllera).

Gdybym z posad tej doliny,
Odzianej w tuman mgły sinej,
Znalazł wyjście w inne niwy,
Ach! jakże byłbym szczęśliwy!
Tam, postrzegam śliczny wzgórek
Wiecznie młody i zielony.
Kilka lotek, kilka piórek,
Niosłyby mnie w wzgórka strony.

Dźwięk harmonii ucho słyszy,
Tony, słodkiej niebios ciszy;
Lekki wietrzyk ku tej stronie
Balsamiczne niesie wonie.
Złoty owoc, co dojrzewa
Lśni się w ciemnym liściu drzewa;
Nawet kwiaty, co tam rosną,
Oddychają ciągłą wiosną.


Jak tam pięknie, gdzie promieniem
Wiecznie jasnym, słońce świeci,
Wietrzyk, co po wzgórzach leci,
Jak ożywczem poi tchnieniem;
Lecz tam dotrzeć — strumień broni,
Szumiąc falą wzdętej toni,
I tak wały swe zapienia,
Żem aż w duszy doznał drżenia.

Widzę łódkę co się słania,
Ach! sternika nie ma ona;
Wstąp w nią śmiało, bez wachania,
Wszak łódź żaglem ożywiona. —
Z wiarą tylko i odwagą!
Bóstwo, próżno nic nie daje,
A tylko cud pod swą flagą
Nieść cię może — w cudów kraje.
1834 r.




DWA USTĘPY

Z TRAGEDYI „MACHBET“.


I.

(Aktu I-go, Scena 4-ta).

LAS.

(Trzy czarownice spotykają się z sobą).

Pierwsza Czarownica.
Siostro! racz swoje opowiedzieć czyny!


Druga Czarownica.
Wpędziłam nawy na morskie głębiny.


Trzecia Czarownica (do pierwszej)
A ty co? siostro!...


Pierwsza Czarownica.
Rybaka znajduję,

Który okryty łachmanem i w nędzy,
Łatając sieci, śpiewa i pracuje,
Jak gdyby zbiory posiadał pieniędzy.
I niestrudzony, wesół każdej pory

Wita piosenką ranki i wieczory;
Gdy mnie nędzarza śpiew ochoczy dręczy,
Zdawien mu dawna poprzysięgłam zgubę.
Raz, gdy do wody rzucił siatki lube,
Mojemi czary, skarb w sieć podrzucony
Nagle mu złotem i srebrem zabrzęczy;
Na taki widok, stanął jak olśniony.
W dom piekielnego wniósł nieprzyjaciela,
I odtąd, piosnki przebrzmiały wesela.

Drugie dwie Czarownice.
W dom piekielnego wniósł nieprzyjaciela,

I odtąd, piosnki przebrzmiały wesela.

Pierwsza Czarownica.
I żył na ziemi, jako syn stracony,

I wszystkim żądzom, popuścił wędzidła;
A blask fałszywej odlatał mamony,
Jakby go niosły nogi albo skrzydła.
Zawierzył złotu, w czarodziejstw postaci,
Niewiedząc głupiec, że je piekło płaci.

Dwie drugie Czarownice.
Zawierzy! złotu, w czarodziejstw postaci

Niewiedząc głupiec, że je piekło płaci.

Pierwsza Czarownica.
Lecz kiedy gorzki nadszedł niedostatek,

I znikł pochlebnych przyjaciół ostatek —
Kiedy utracił wstyd i łaskę Boga,

Oddał się mocy piekielnego wroga;
Przedał mu chętnie i duszę i ciało,
I jako zbójca, trwożył kraj niemało.
Dziś, gdym przez owe miejsce przechodziła,
Gdzie on, skarb niegdyś swoją siatką imał,
Widziałam, jak się na brzegu zatrzymał,
Wzrok miał zapadły i zwiędłą jagodę,
I rzekł w rozpaczy, patrząc się na wodę:
„Wodna pokuso! tyś mnie omamiła,
Dałaś mi złoto, a ciągniesz w swe tonie.“
Skoczył, i zniknął w spienionych fal łonie.

Dwie drugie Czarownice.
Dałaś mi złoto, a ciągniesz w swe tonie,

Skoczył — i zniknął w spienionych fal łonie.




II.
ŚPIEW ODŹWIERNEGO.


(z Aktu II-go, Sceny 5-tej).
Odźwierny (wchodzi śpiewając)

Mrocznej nocy znika cień,
Brzmi skowronek, świta dzień,
Na błękitne niebios fale,
Słońce wypływa wspaniale;
Zagląda w królów komnaty,
I nędzarzy zwiedza chaty;
A co ukrył nocy cień
To rozwidni biały dzień.

(Słychać mocne stukanie)
Stukaj! o stukaj! ktoś jest... bądź cierpliwy

Daj odźwiernemu skończyć pieśń poranną,
Podzięką Bogu, począć dzień należny;
A nic tak nie jest pilne jak modlitwa.

(śpiewa dalej)
Chwała i dzięki Tobie o Panie!

Co o tym domu miałeś staranie,
Z Twoich aniołów chórami
Tyś Panie czuwał nad nami.
Nie jeden zamknął oczy na wieki
I nie otworzy światu powieki;
Ten niech się cieszy, kto z przebudzeniem
Powita słońce świeżem spojrzeniem.

(otwiera drzwi)

1832.




Z „MARYI STUART“.

(Szyllera).


(Aktu III-go, Scena 1).

Park zamku Toteringay, na przodzie drzewami zarosły; w głębi rozległy widok.

Scena I.
(Marya wybiega prędko z pomiędzy drzew, za nią wolniej pospiesza Anna Kennedy, jej mamka.)

Anna.
Pani! ty biegniesz jakbyś skrzydła miała:

Nie mogę zdążyć, wstrzymaj się na chwilę!

Marya.
Pozwól mi w nowej wolności użyciu,

Być znowu dzieckiem — i ty się niem zrób —

I na zielonem ślicznych łąk okryciu
Doświadczmy lekkich, uskrzydlonych stóp:
Gdym się wydarła z ciemnego więzienia,
Gdy grób wilgotny nie ziębi mych skroń,
Pozwól, ach! pozwól, niech spragnione tchnienia
Wciągają lekką, niebem tchnącą woń.

Anna.
O droga Lady, więzień twoich szranki

W mały się tylko rozchyliły przedział,
Nie widzisz muru, który nas otacza
Bo go drzew gęste osłaniają liście.

Marya.
O dzięki, dzięki wam zielone drzewa,

Co osłaniacie mur mego więzienia;
Chcę o wolności, chcę o szczęściu marzyć,
Pocóż mnie budzić z słodkiego uśpienia?
Czyliż mnie łono niebios oddalonych,
Czarownym wdziękiem nie otacza wkoło?
Czyliż me oczy nie błądzą wesoło,
Pośród przestrzeni wzrokiem niezmierzonych?
Tam — kędy we mgle podnoszą się góry,
Tam się państw moich granica poczyna,
Te na południe wędrujące chmury,
Dążą, gdzie Francyi na morzach dziedzina.
Żeglarze wiatrów, spieszące się chmury,
Ktoby wędrował, kto żeglował z wami,
Niech wita, kraje młodości mej drogie;
Ja niewolnica, okryta więzami

Ach! innych posłów wysyłać nie mogę;
Pęd wasz swobodny w błękitów otchłani,
Wy, nie tutejszej królowej poddani.

Anna.
Ach, droga Lady! jesteś jak w obłędzie,

Długo pragniona wolność cię odurza.

Marya.
Tam na czółenku rybak sieć dostaje,

Ten drobny statek byłby mi zbawieniem,
Gdyby mnie szybko uniósł w lube kraje;
Dziś, jest mizernym człeka wyżywieniem.
Ja bym mu dała skarby i dostatki,
Z tego połowu mógłby wielkość snuć;
Znalazłby szczęście na dnie swojej siatki,
Gdyby mnie przyjął w swoją zbawczą łódź.

Anna.
Daremne chęci! czyż nie widzisz pani,

Jak twoje kroki, śledzi straż z daleka;
Surowy zakaz, co każdego człeka
Oddala, chociaż ma współczucie dla niej.

Marya.
Nie, dobra Anno! wierz mi, niedaremnie

Mego więzienia bramę odemkniono,
Ta drobna łaska, rodzi ufność we mnie
Że większem szczęściem będę obdarzoną.
Droga to ręka bramę mi otwiera,

Możne w tem widzę ramię Lejcestera.
Chcą mi stopniowo rozszerzyć więzienie,
Z małej do większej swobody przyswoją,
Aż w końcu, tego obaczę wejrzenie
Co moje więzy skruszy ręką swoją.

Anna.
Ja w tych sprzecznościach nie dopatrzę zgody!

Wczoraj ci wyrok śmierci odczytany,
A dzisiaj nagle używasz swobody!
Wszak mówią, że tym zdejmują kajdany,
Których na zawsze wolność wkrótce czeka.

Marya.
Słyszysz!... czy słyszysz?... jak przez las, przez błonia

Myśliwskiej wrzawy przybliża się szum;
O jakbym rada, dosiąść teraz konia,
Złączyć się, zmięszać w ich ochoczy tłum.
Słyszę, tak słyszę... O! ten głos mi znany,
Dziś, wśród bolesnych chwil — niezapomniany;
Zawsze mi słodkie obudzą wspomnienia,
Jak pieścił ucho, gdy śród szkockich gór,
W głębokich jarach, które las ocienia,
Rogów myśliwskich odzywał się chór.
1833 r.




POCZĄTEK POEMATU
MNICH“.
(z rossyjskiego, Jana Kozłowa.)
I.

Po za Kijowem, kędy Dniepr szeroki
Szumiącą falą uderza w brzeg kręty,
Pośród zarośli, na górze wysokiej
Stoi zakonu dom święty.

Wokoło niego, biały mur z ząbkami;
Baszta, na każdym podnosi się rogu,
A w samym środku, gmach święcony Bogu
Z złoconemi kopułami;

Rząd cel zakonnych i ciemne przechody,
Dalej kaplica koło świętej bramy;
W kaplicy obraz słynący cudami,
A obok, zimny zdrój wody:


Niosący zdrowie jego strumień czysty,
Mruczy pod cieniem lipy wiekuistej.

II.
Wieczór — świat cały gęsta mgła zacienia

Zorza już gaśnie na niebios błękicie;
Wróciły stada i ucichły pienia,
Na głuchych polach obumarło życie;
Ni róg myśliwski nie zaszumi w lesie,
Cisza dokoła, — tylko wzdłuż parowy,
Słychać niekiedy, jak dzwonek pocztowy
Echem odbity, daleki dźwięk niesie.
Już i na Dnieprze, na rybaków łodzi
Nie widać ogni. Północ — księżyc wschodzi,
Gwiazdy goreją śród błękitu łona,
Pola, zarośla, wody — sen obwija.
Klasztorna ustroń w cieniu pogrążona,
We śnie głębokim, trosk ziemi nie czuje;
Na wieży zegar dwunastą wybija,
Wszędzie spokojność i cisza panuje. —
W dalekiej celi, zaledwie dojrzany
Błyska kaganiec, — w niej męczennik młody,
Kończy swój żywot uciechom nieznany;
Straty, cierpienia, smutki i przygody,
Na jego czole straszny znak wyryły,
Okropność zgrozy wybiegła na lica;
Mnich, życie kończy — na brzegu mogiły
Los jego życia, kryje tajemnica.
Zkąd on?... kto taki?... któż to wiedzieć może.

Jakąś zgryzotą dręczony tajemną,
Pewnego razu, śród burzy, w noc ciemną,
Przyszedł, i odtąd został się w klasztorze.
Przyjął i życie i suknie zakonne,
Z nikim nie mówił — bo serce ustronne
Już się zamknęło dla ponęt tej ziemi.
Zdolna zachwycić jego postać miła,
Każdego, trwogą nieznaną raziła;
Tylko w głębinie smętnej jego duszy
Spoczywał wiecznie znak ciężkich katuszy.
W czasie modlitwy i on głos swój czysty
Do niebios wznosił z błagalnemi dźwięki,
Lecz często łkania niezgojonej męki
Przerwały hymn uroczysty.
Bywało nieraz, że on w nocy cieniu,
Gdy niepokoje myśl jego dręczyły,
Opuszczał celę — i w długiem odzieniu
Jak widno, błądził pomiędzy mogiły;
A teraz... mnich ten, opuszczając życie
Czeka schorzały na śmierci przybycie.

III.
Przy jego łożu, z wzrokiem przymilenia,

Starszy zakonu, trzymał krzyż zbawienia;
Umierający zwrócił zgasłe oko,
Płonił się — blednął — to wzdychał głęboko;
Dwakroć chciał powstać — na dół spadła głowa,
Dwakroć chciał mówić — w ustach zgasły słowa.
Zdało się — groźny sen go niepokoi,

Którego sobie przypomnieć nie żądał,
Bo się z obawą i dziko oglądał.
Mnichu! o mnichu! czyliż w myśli twojej,
Gdy zniknąć mają wątłe życia szczątki,
Stanęła przeszłość i złudzeń pamiątki?
Lecz wreszcie, przemógł stracił śmierci — bo siły
Gasnące prawie, — na chwilę wróciły;
Wziął rękę starca, przycisnął do łona
I mówił głosem, który w ustach kona:

IV.
«Ojcze! posępny między was przybyłem;

«Być nawet może, że myśli zbawienia
«Moją tęsknotą nieraz wam skłóciłem,
«I cichy spokój świętego schronienia.
«Oto są mego życia tajemnice!...
«Nieszczęście było sieroty udziałem;
«Wzrosłem, nie znając co dom, co rodzice,
«Rodzinnych pieszczot nigdy nie widziałem;
„Igraszki dziecka, wraz z chwilą przyjemną
«Jak sen, jak mara, znikały przedemną;
«I kiedy moi rówieśnicy mali
«Z wesołym śmiechem w koło mnie igrali,
«Jam się już w myślach zapuszczał — i tonął;
«Napróżno ogień czysty z całą siłą
«W tęsknej, młodzieńczej piersi mojej płonął,
«Nie miałem kogo kochać!... serc nie było.
«Niestety! taić musiałem, nieśmiały...
«Chroniąc się wzgardy ludzi obojętnych,
«Silne wzburzenia uczuć mych namiętnych,

«I pierwsze duszy mej zapały.
«Smutek rozwijał dni mojej młodości,
«Dziko patrzyłem na rozkosze świata,
«Bo ich nie znałem — bo chwili radości
«Nie miały nigdy młode moje lata.
«Nie dla mnie miłość miała swe uśmiechy!...
«Nienawiść ludziom zaprzysiągłem skrycie!
«A proste, dzikie i surowe życie,
«Zdawało mi się pełnem być pociechy.
«Goniąc zwierzynę, po lasach dzień cały
«Lubiłem błądzić, — lub szerokie wały
«Dniepra przepływać — i jakby zniechcenia
«Śród niebezpieczeństw z życia się naigrawać!
«Ach! bo cóż dotąd miałem do stracenia?...
«Z kimże się było ze łzami rozstawać?...»
..................




ŻÓRAWIE.
(Z rossyjskiego, M. Czyżowa.)




Zaledwie dostrzeżone w powietrza przestrzeni
Z krzykiem, zbite w rząd ścieśniony
Lecicie, nie czekając chwil mroźnej jesieni,
W cieplejsze południa strony.

W te miejsca, gdzie Amuru srebrzące się wody,
Pieszczą brzeg kwieciem odziany;
Gdzie nieznane jesieni chłodnej niepogody,
Gdzie i szron zimy nieznany.

Swobodne, jak pęd wichrów na stepów równinie,
Jak wzburzone morza fale,
Jak myśl, wiecznie lecąca ku lubej krainie,
Wam obcy los mój i żale.

Niewolnik — namiętnością przykuty do ziemi,
Podnoszę łzawe spojrzenie; —
Napróżno wstrząsam skrzydła, ach! skrzydły mojemi
Nie wzlecę w niebios przestrzenie.
1835.




Z IMIONNIKA SYRYJSKIEJ DZIEWICY.
(Z arabskiego.[1])



Znam w ogrodach Kaiphy, jeden kwiat uroczy,
Promień słońca go szuka śród liści palmowych,
A oko jego milsze, niż gazelli oczy,
Błyszczy, jak kropla morza w łonie konch perłowych;
A zapach tego kwiatu, tak czarownie włada,
Że gdy Szeih przed obcego plemienia pogonią,
Ucieka, na bystrzejszej klaczy, niż kaskada, —
Gdy go zefir w przelocie otoczy tą wonią,
Wstrzyma się, by nią tylko mógł odetchnąć chwilę.
I choć Samum z odzieży wędrowca wywieje
Wszystkie inne zapachy, — wywiać nie jest w sile
Tej woni, którą w serce ten luby kwiat wleje.

Rośnie on nad strumieniem, co płynie doliną,
I brzegi u stóp jego bez szmeru podmywa;
Nazwij mi ojca twego, o piękna dziewczyno!
A wtenczas ja ci powiem, jak się kwiat nazywa.
1835.




Z WOLTERA.



Pięknej, a razem nieczułej Zuzi,
Lubiącej dary brać od kochanków,
Za jeden całus różanej buzi
Dał Jaś, trzydzieści baranków.

Lecz co innego nazajutrz z rana:
Szczęśliwszym Jasio został w zamianie,
Bo za jednego dostał barana
Trzydzieści razy pocałowanie.

Nazajutrz — Zuzia z Jasiem się pieści,
A trwożna, by go nie postradała,
Pierwej baranków wziętych trzydzieści,
Chętnie za całus oddała.

Nazajutrz — Zuzia ślinkę połyka;
I oddałaby psa i barany
Za jeden całus, przez swywolnika
Ludwisi, darmo oddany.
1835.




ŚPIEWACY
STAROŻYTNEGO ŚWIATA.
(z Szyllera.)



Gdzież wy jesteście, o wy doskonali
Śpiewacy dawnej swobody?...
Coście żyjącem słowem zachwycali,
Słuchaczów całe narody.

Wy, coście pieśnią, Boga z niebios tronu,
Do niebios ludzi rzucili;
Coście i duszę lekkim dźwiękiem tonu,
Na skrzydłach pieśni nosili.

I za dni naszych, znajdą się poeci,
Lecz gdzież słuchacze?... gdzie oni?...
Gdzież wzniosłe czyny?... cóż dziś myśl roznieci
I komuż lutnia zadzwoni?

Szczęśliwy wieszczu, szczęśliwego świata!
Jedno słowo twego pienia,

Wznosiło umysł — z ust do ust przelata,
Do pokoleń z pokolenia.

Jak się przyjmuje posłańca boskiego,
Tak każdy ze czcią się korzył,
Aby powitać, co geniusz dla niego
Mową i pędzlem utworzył.

Do ognia, jaki pieśń dawną odznacza,
Płonęło słuchaczów czucie;
A do płomiennych tych uczuć słuchacza,
Wieszcz, żywił ognie w swej nucie.

Żywił, podsycał — szczęśliwy gdy dźwięki,
Umiał przelać w naród cały;
Gdy w głosie ludu, duch i myśl piosenki
Czysto mu nazad odbrzmiały.

Gdy mu widomie z zewnętrznego świata,
Stawali boscy niebianie,
Których wieszcz nowy, w zimne nasze lata,
Ledwie w sercu, pojąć wstanie.
1836 r.




FRANCESCA DI RIMINI.[2]
USTĘP Z „KOMEDYI BOSKIEJ“ DANTA.



(z pieśni V-tej „Piekła“).

O wieszczu[3] rzekłem... radbym dwa te cienie,
Nad powiew lżejsze i z sobą złączone,
Spytać... przez jakie zaszły tu zdarzenie?...
A on mi na to: «Uważaj gdy w stronę,
«Ku nam, wiatr swoim poniesie je tchnieniem,
«To zaklnij owej miłości imieniem,
«Która je wiedzie,... a one się zbliżą.»
Wiatr właśnie cienie pędził ku nam chyżo,
Ja głos podnosząc, rzekłem: „biedne duchy
Skazane cierpieć bez żadnej otuchy,

Jeśli wam mowy nie zbronne użycie,
Chodźcie, powiedzieć, za co tu cierpicie?“...
Jak dwa gołąbki, rozkoszą wiedzione,
Przez szlak powietrzny, nieruszając pióry,
Z podniesionemi skrzydłami do góry
Lecą, na gniazdo swoje ulubione,
Porywem wspólnej kierowane chęci,
Tak oni... z tłumem, gdzie był cień Didony,
Ku nam, przez wyziew stęchły i skłębiony
Sunęli... słów mych powabem zaklęci.
«O ty istoto! poważna i miła,
«Coś przez tumany piekielne zstąpiła
«Aby nas widzieć, cośmy w jednej chwili
«Wasz świat potokiem wspólnej krwi zbroczyli,
«Jeśli proźb naszych wysłucha Pan w niebie,
«Będziem go błagać o pokój dla ciebie,
«Boś ulitował się naszej niedoli.
«Chcesz mówić?... przemów, słuchać cię będziemy.
«Zapytasz?... wszystko chętnie opowiemy,
«Skoro wiatr ścichnie i mówić dozwoli.
«Kraj mój rodzinny jest przy morza brzegu,[4]
«W które Po, licznych rzek objąwszy wodę

«Zstępuje... spocząć po długim przebiegu.
«Miłość... co w serce szlachetne i młode
«Nagle porywa... płomieniem zawrzała
«W duszy młodzieńca, dla pięknych form ciała,
«Które mi zdjęto w sposób... co znieważa,
«Że przypomnienie jeszcze mnie obraża;
«Miłość... co nigdy nie przebaczy temu
«Kto silnie kocha, taką mnie wzajemną
«Potęgą uczuć niosła ku miłemu,
«Że... widzisz: nawet po śmierci jest ze mną;
«Miłość... zawiodła nas razem do grobu,
«A jego... który wydarł życie obu,
«Czeka Kaina.»[5]
To ich słowa były;...
Słuchając dusze tak ciężko zranione,
Schyliłem czoło i długom schylone
Trzymał, i podnieść nie miałem dość siły;
Aż wieszcz mnie wyrwał z więzów zamyślenia..
„O czem tak dumasz?“... ja podnosząc głowę:
„Ach! ileż słodkich marzeń i złudzenia,
Zgon tak bolesny, rozproszył im marnie!“
Po tem zwracając do dwóch cieniów mowę,
Rzekłem: „Francesco! mnie twoje męczarnie
Łzy wytrącają żalu i litości,
Lecz powiedz: w chwilach czułego westchnienia
W jakiście sposób ulegli miłości?...
Jak odgadliście skryte wasze chęci?“

A ona... «Niema sroższego cierpienia
«Jak dni szczęśliwe odnawiać w pamięci,
«W chwili nieszczęścia... twój mistrz zna słów wątek;
«Lecz gdy tak pragniesz odgadnąć początek
«Naszej miłości, choć to męki wznowi,
«Opowiem... — jak ten co płacze i mówi.

«Raz, czytaliśmy wspólnie dla zabawy
«O Lancillocie... kiedy nim zawładła
«Gwałtowna miłość... bez żadnej obawy
«O nas, choć sami... księga tak zajęła,
«Że nieraz z sobą spotkały się oczy,
«Twarz się mieniła, płonęła lub bladła;
«Ach! zgubą naszą był jeden wiersz dzieła,
«Gdyśmy czytali... jak w uśmiech uroczy
«Kochanek złożył rój całunków wrzących;
«Wtenczas... o wtenczas... mamże mówić o tem,
«Ten... co odemnie już się nieoddali,
«Przycisnął usta do moich ust drżących...
«Księga i autor... był nam Galleotem;[6]
«Dnia tego, myśmy więcej nie czytali.»
Gdy to duch jeden mówił... wówczas drugi
Tak rzewnie płakał, że wzruszony zbladłem,
W oczach mi zmierzchło i jak martwy padłem.
Piza. d. 14-go Grudnia 1850 r.



KONIEC TOMU DRUGIEGO I OSTATNIEGO.





  1. Lamartine, w swojej na Wschód podróży, daje nam śliczne opisy miejscowości Syryi i zachwycające obrazy piękności kobiet tamtejszych. Wierszyk powyższy, przez młodego Araba, w imionniku pewnej Syryjskiej dziewicy zapisany, dajemy według tłomaczenia francuzkiego.
  2. Francesca i Paulo — jest to najsławniejszy i najpiękniejszy ustęp poematu. Francesca, była córką Gwidona di Polenta, władcy Rawenny, zaślubiona z Gianciotto Malatesta, panem Rimini, kulawym i brzydkim. Paweł, brat Gianciotta był przeciwnie młodym, pięknym i przyjemnym. Dnia jednego czytali razem romans o Lancillocie z Jeziora i królowej Giniewrze. — Paweł pocałował bratowę; w tej chwili wszedł Gianciotto i jednym ciosem oboje zamordował.
  3. Dante mówiąc do Wirgiliusza, który mu w tych ekskursyach służy za przewodnika, daje mu różne nazwiska: poety, swego mistrza, mędrca i t. p.
  4. Miasto Rawenna, kiedyś nadmorskie, dziś o trzy mile od brzegów morza oddalone, w które Po składa swe wody z wodami rzek z nim połączonych.
  5. Kaina, jestto podług poematu, jedna z otchłani piekielnych, w której Dante pomieszcza bratobójców i w której miejsce dla Gianciotta naznaczył.
  6. Nazwisko osoby, która służyła za pośrednika miłostek Lancillota i królowej Giniewry.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Gustaw Zieliński.