Tajemnica grobowca (de Montépin, 1931)/Tom II/XX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tajemnica grobowca |
Podtytuł | Powieść z życia francuskiego |
Wydawca | Redakcja Kuriera Śląskiego |
Data wyd. | 1931 |
Druk | Drukarnia Kuriera Śląskiego |
Miejsce wyd. | Katowice |
Tytuł orygin. | Simone et Marie |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Na drugi, dzień po powrocie do Paryża poszedł Maurycy wprost na ulicę Suresnes, gdzie oczekiwać mieli z niecierpliwością jego powrotu kapitan Van-Broke i opat Meriss.
Rzeczywiście dwaj stowarzyszeni znajdowali się tam...
Verdier dnia tego nie miał na sobie kostiumu opata.
Wyglądał na bardzo uczciwego starego mieszczanina.
— No, kochany nasz przyjacielu! — zawołał. — Cóż przywozisz? Podróż była pomyślna?
— Nie mam co narzekać! — odrzekł Maurycy, — bo dwóch zajęcy ubiłem od razu, szukając Symony, znalazłem Bressolów.
— No, jeżeli tak, to wszystko idzie cudownie — rzekł Verdier — dość piękną Oktawie wypytać zręcznie tak, żeby nie obudzić w niej żadnego podejrzenia i niewątpliwie destanie nam się adres Symony.
Trzeba się więc dowiedzieć, co to są za ludzie ci Bressolowie, jak żyją, trzeba odkryć ich namiętności i występki.
Czy pędzą życie domowo, czy bywają w towarzystwach. O tem wszystkiem chciałem się dowiedzieć od Oktawji, która zanim została gwiazdą półświatka, była pokojówką u tych ludzi, a teraz dla mnie na nieszczęście stała się niewidzialną.
— Ja jestem tegoż zdania — zauważył Verdier — trzeba się koniecznie widzieć z Oktawją i wypytać tę osóbkę.
Stosownie do tych wiadomości, jakie Maurycy od niej mieć będzie, ułożymy cały plan działania.
Maurycy pożegnał się z Lartiguesem i Verdierem i poszedł raz jeszcze na ulicę Comatin.