Tajemnica grobowca (de Montépin, 1931)/Tom II/XXXIV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tajemnica grobowca |
Podtytuł | Powieść z życia francuskiego |
Wydawca | Redakcja Kuriera Śląskiego |
Data wyd. | 1931 |
Druk | Drukarnia Kuriera Śląskiego |
Miejsce wyd. | Katowice |
Tytuł orygin. | Simone et Marie |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
— Zbierzmy nasze instrumenta — odezwał się młodzieniec — i zmykajmy, farsa już odegrana.
— No, ależ choć teraz wytłomaczysz mi co to wszystko znaczy — rzekł Lartigues.
— Przyjdzie tu ślizgać się Marja Bressoles, jedna z dwóch dziedziczek po Armandzie Dharville. Jak sądzisz, czy dowcipnie obmyślany ten figiel?
Lartigues z zachwytem patrzał na Maurycego.
— A czy woda dość głęboka, ażeby można utonąć?
— Dobrze, żeś mi przypomniał. Zapomniałem zmierzyć głębię. Zaraz ten błąd naprawię.
Mówiąc to, Maurycy wyjął z kieszeni kłębek sznura, który zabrał z ulicy Surennes.
Przywiązawszy koniec sznura do świdra, rzucił go do wody, która zaczęła się już pokrywać cienkim lodem, jak ćwiartka listowego papieru.
Sznur spadł na dno stawu.
Wtedy Maurycy wyciągnął go i zmierzył.
— Około trzech łokci — rzekł. — Więcej, niż potrzeba. A chociażby nawet dziewczynę wyciągnięto żywą, kąpiel na takie zimnie niezawodnie wywoła gwałtowne zapalenie płuc. Matka z taką troskliwością pielęgnować będzie córkę, że nie wyzdrowieje.
— Ale po tym wypadku niezawodnie wytoczone będzie śledztwo
— Zapewne.
— Zobaczą, że lód był podpiłowany.
— Rzeczywiście.
— I nie obawiasz się?
— Ani trochę — przerwa! Maurycy. — Któż mnie lub ciebie będzie mógł oskarżyć!
— To prawda, że nikt.
— Wszystko zwalą na złodziei, kradnących ryby.
Koledzy ostrożnie podążyli do brzegu.
Maurycy spodziewał się w Saint Mande znaleźć dorożkę i rzeczywiście nie omylił się w swych przewidywaniach.
Powrócili do domu.