Tajemnica grobowca (de Montépin, 1931)/Tom III/IX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tajemnica grobowca |
Podtytuł | Powieść z życia francuskiego |
Wydawca | Redakcja Kuriera Śląskiego |
Data wyd. | 1931 |
Druk | Drukarnia Kuriera Śląskiego |
Miejsce wyd. | Katowice |
Tytuł orygin. | Simone et Marie |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Maurycy udał się do pokoju Marji i wypytał się o jej zdrowie omawiał z nią program koniecznych dla niej rozrywek, jakie jej doktór zalecił. Lekarz zaś został w pokoju do palenia, — gdzie wnet przyszedł ojciec Marji.
— Mówże panie doktorze prędzej! — odezwał się — stoję jak na rozpalonych węglach!
— Ja też nie będę pana męczył. Czy bardzo pan kocha swą córkę.
— Nad wszystko w świecie!
— Nie cofniesz się pan przed żadną ofiarą, ażeby ją wyleczyć?
— Bez najmniejszego wahania oddam cały mój majątek.
— O majątek tu nie chodzi, idzie nie o to, ażeby córkę pańską zrujnować, lecz ażeby ją wydać zamąż.
— Wydać zamąż? — powtórzyli jednogłośnie budowniczy i Walentyna.
— Tak.
— Teraz?
— Chwila najlepsza.
— Wytłómacz się panie doktorze.
— Dość mi chyba będzie zapewnić, że dla choroby wyczerpującej, spowodowanej ukąszeniem gadu, jeden jest tylko pewny środek, małżeństwo, a raczej przyjście na świat dziecka, w które jad wnika i ocala matkę.
Ludwik Bressoics zwiesił głowę i milczał.
— W wieku Marji serce samo nie wie, czego pragnie. Prędko się pociesza, prędko zapomina. Przytem romantyczna miłość Marji może istnieć tylko we wspomnieniach, ponieważ doktorzy skazali na śmierć tego, którego kocha i wie ona o tem...
— Niech i tak będzie — mówił z rezygnacją pan Bressoles. — Przypuśćmy to wszystko, to jednak przeszkody, o jakich tylko co mówiłem, jeszcze nie całkiem będą usunięte. Kto zechce siebie narazić, biorąc za żonę dziewczę chore i wątłe, ażeby owdowieć w pół roku po ślubie? Z pewnością nikt!
— A może — odpowiedział doktór — a może się znajdzie człowiek, co od dawna kocha pańską córkę, nie mówiąc o tem, i siebie poświęci — ażeby ją ocalić.
— Takiego człowieka nie ma.
— Jest!
— Zna go pan doktór?
— Znam... i pan go także zna! Bardzo miły i zacny młodzieniec, uwielbia pańską córkę, a pana szanuje jak ojca.
— Jak się nazywa?
— Pan Maurycy Vasseur. To pewna, że córka państwa nie kocha się w Maurycym, lecz zdaje się, że go lubi. A od przyjaźni do gorętszego uczucia jeszcze tylko krok jeden. Maurycy zacznie od tego, że będzie obmyślał rozrywki dla panny Marji, która niebawem nie będzie mogła bez niego się obejść. Dla podjęcia tego rezultatu mianowałem Maurycego urządzającym rozrywki dla naszej kochanej chorej, czy źlem uczynił?
— Naturalnie, że dobrze — odpowiedział budowniczy, ściskając doktorowi rękę.
— Zupełne uznanie mam dla pańskich jak najzacniejszych zamiarów, panie doktorze, jak prawdziwy nasz przyjaciel postępujesz.
— Więc pan zgadza się na samą myśl co do tego małżeństwa.
— W zasadzie tak.
— Przyjmuje pan Maurycego za zięcia?
Ludwik Bressoles westchnął ciężko, zanim odpowiedział:
— Nie jegobym wybrał, ale przy okolicznościach obecnych nie sposób wywzajemnić się odmową za jego przywiązanie... dziś jeszcze pomówię z Marją.
— Więc do widzenia, jutro.
— Da widzenia.