Tako rzecze Zaratustra/Druga pieśń taneczna
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Druga pieśń taneczna |
Pochodzenie | Tako rzecze Zaratustra |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnicze „Ignis” S. A. |
Wydanie | nowe |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Drukarnia Narodowa w Krakowie |
Miejsce wyd. | Toruń, Warszawa, Siedlce |
Tłumacz | Wacław Berent |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część trzecia Cały tekst |
Indeks stron |
DRUGA PIEŚŃ TANECZNA
W oczy twe spojrzałem wreszcie, o życie: złoto błysnęło mi w twem nocnem oku, — i zamarło serce nie od rozkoszy tej:
— złota łódź błysnęła mi na nocnych wodach, tonąca, chłonąca i znów oto wabiąca złotej łodzi kołyska!
Na nogi nie, które szał taneczny ogarniał, rzuciłaś jedno spojrzenie, — drwiące, pytające, rozkoszą kołyszące spojrzenie:
Dwukrotnie zaledwie poruszyłaś grzechotki drobną dłonią swą: już kołyszą się nie nogi, już w taneczny wpadły szał. —
I wspinały się już stopy, palce już słuchały, by zrozumieć cię: bo wszak tancerz czujny słuch — w palce stóp swych śle!
Kiedy żądny k’tobie skoczę: wioniesz wstecz, płochliwa; jako język, szydzi zwiewna włosów twoich grzywa!
A kiedy od ciebie, od węży twych odskoczę: w półzwróconych ku mnie oczach pożądliwość zoczę.
Zdradne twoje oczy — na zdradne wiodą drogi; na twych zdradnych ścieżkach — podstępów uczę nogi!
Kiedyś bliska — lękiem zdjęty, gdy daleka — kochający; twą ucieczką przywabiony, a gdy szukasz, przepłoszony: — cierpię, lecz czegóżbym nie przebolał dla cię bolejący!
A że chłód twój rozpłomienia, nienawiść uwodzi, że ucieczka twoja pęta, twój szyd — tkliwość rodzi:
— więc któż tobie nie dorzeczy doświadczeń omocie, poszukiwań i znajdywań mistrzyni jedyna! Któż więc ciebie raz nie kochał, wichrolotny trzpiocie, ty niewinna, z okiem dziecka — ladaczna dziewczyna!
Dokąd ciągniesz mnie niestatku, dokąd niesfornico? Jużeś prysła, zło niewdzięczne, uroczne ty lico?
Wciąż za tobą błędny tańczę, pląsam w każdy ślad. Gdzie jesteś? — mów! I rękę daj! Choć palec podaj mi na zwiad!
Tu haszcze wokół są i jamy: zbłądzenia czuję lęk! — Hejże, stój! I słysz: jak warczy skrzydło sów i nietoperzy sięg.
Sowo ty! — nietoperzu! Więc zwodzić chcesz mnie? — mów! Tych skoleń i brzechotań nabyłaś snadź od psów!
I już w uśmiechu ślesz swych ząbków błysk perlisty; a złe się ku mnie oczy rwą z pod grzywy twej falistej!
Hej, radosny to jest tan poprzez turnie wschwał: jam łowcą! Chcesz psem mi być, czy kozicą skał?
Chyżo więc! Złośliwa kozico, skacz na skalny próg! — Biada mi! W skokach tych szalonych zwaliłem się z nóg!
Spojrzyj na mnie, o niestatku: do nóg powalony, błagam, abym ciebie — w milsze wywiódł strony!
— na miłosne wywiódł szlaki, na barwisty łan, na jeziora ciche brzegi, na ryb złotych tan!
Bardzo widzęć umęczoną: — tam na dole zorze płoną, owce pasą się: wszakże śni się tak rozkosznie, kiedy pastuch hen, rozgłośnie na fujarce dmie.
Bardzoś widzę umęczona! Opuść tylko swe ramiona, ogarnij mą szyję. Lecz gdy pragniesz, — mojej wody, wiem niestety, tej ochłody warga twa nie pije! —
— O przeklęty giętki wężu! — Prysłaś, skrętna czarownico! Na mej twarzy, po twych dłoniach dwie czerwone plamy świecą!
Już znużyły mnie zaprawdę pasterki fletniowe! Teraz wiedźmo opiewana, krzycz-że, co się zowie!
W śmig biczyska pląsająca, zaśpiewać mi chciej! Swegom bicza nie zapomniał? nie zapomniał! — Hej!“ —
A życie mi na to, przysłaniając swe wdzięczne uszka:
„O, Zaratustro! nie trzaskajże tak strasznie swem biczyskiem! Wiesz przecie: hałas myśli zabija. A nawiedzają mnie właśnie myśli łagodne.
Jesteśmy oboje prawdziwie dwoje „niedobrego“ i „niezłego“. Poza rubieżą dobra i zła znaleźliśmy swą ziemię obiecaną i swe łany zielone — my oboje tylko! Wypada nam być w zgodzie!
A jeśli się nie kochamy całą duszą, — to czyliż mamy się dlatego wciąż trapić wzajemnie, że się nie kochamy całą duszą?
A żem ci jest szczerze skłonna, i niekiedy zbyt skłonna, wiesz wszakże o tem: przyczyną jest to, żem zazdrosna o twoją mądrość. Och, o tę szaloną dziewkę — mądrość twoją!
Jeśliby cię twa mądrość kiedykolwiek odbiec miała, o, wiedz, że wówczas i miłość ma wnet cię opuści.“ —
Potem spojrzało życie w zamyśleniu poza siebie i rzekło cicho: „O, Zaratustro, tyś niedość mi wierny!
Nie kochasz mnie wcale tak bardzo, jako mówisz; toć wiem, że o tem tylko myślisz, jakby mnie niebawem opuścić.
Jest jeden, prastary, ciężki, ogromnie ciężki dzwon-mruk: nocą bije głuchy jego pomruk wzwyż aż do twej jaskini: —
— gdy o północnej godzinie dzwon ten słyszysz, o tem myślisz między pierwszem a dwunastem uderzeniem —
— o tem myślisz, Zaratustro, och, ja wiem, że mnie niebawem opuścić chcesz!“ —
„Tak jest, — odparłem z wahaniem, — ale wiesz także — Szepnąłem jej coś na ucho, w tę puszystą, płową, uroczną matnię złotych jej włosów.
„Więc ty wiesz o tem, Zaratustro? Tego nikt nie wie. — — “
Spojrzeliśmy na siebie, potem przenieśliśmy wzrok na zieloną łąkę, ponad którą biegł właśnie wieczór tchnieniem wilgotnem. I zapłakaliśmy oboje. — O, wówczas było mi życie stokroć droższe nad wszystką mądrość moją. —
Tako rzecze Zaratustra.
RAZ!
Człowiecze, śpisz? DWA!
Coś brzmi z północnej głuszy wzwyż! TRZY!
„Jam spał, jam spał —, CZTERY!
„Z głębokich snu się budzę cisz: — PIĘĆ!
„Świat — głębin zwal, SZEŚĆ!
„Głębszych, niż, jawo, myślisz, śnisz. SIEDM!
„Ból — głębi król. OŚM!
„Lecz nad ból — rozkosz głębiej drga. DZIEWIĘĆ!
„Zgiń! — mówi ból. DZIESIĘĆ!
„Rozkosz za wiecznem życiem łka —, JEDENAŚCIE!
„— wieczności chce bez dna, bez dna!“ DWANAŚCIE!
|