Tako rzecze Zaratustra/O mijaniu

<<< Dane tekstu >>>
Autor Friedrich Nietzsche
Tytuł O mijaniu
Pochodzenie Tako rzecze Zaratustra
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze „Ignis” S. A.
Wydanie nowe
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Toruń, Warszawa, Siedlce
Tłumacz Wacław Berent
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część trzecia
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

O MIJANIU

Drogi okolne wiodły Zaratustrę przez ludów i miast wiele, w powolnej wędrówce zbliżał się tak oto ku górom swym i ku jaskini. Aż tu nagle ujrzał przed sobą bramę wielkiego miasta: wyskoczył z niej błazen spieniony i, rozwarłszy ramiona, zastąpił mu drogę. Był to ten sam błazen, którego lud zwał, „małpą Zaratustry“: gdyż przejął był on nieco ze zdań Zaratustry i zapożyczał się chętnie ze skarbnicy jego mądrości. Błazen zwrócił się do Zaratustry w te słowa:
„O, Zaratustro, tu jest wielkie miasto: nie znajdziesz tu niczego, a stracić możesz wszystko.
Czemuż to chcesz w tym mule grząść? Pożałowanie miej dla nogi własnej! Spluń lepiej na bramę miejską i — zawróć!
To piekło jest dla myśli samotnika: tu wielkie myśli za żywa warzą i na miałkość gotują.
Tu gniją wszystkie wielkie uczucia: tu wolno kołatać tylko wyschłym na wióry czułostkowościom!
Zali nie czujesz już rzeźni i garkuchni ducha? Czyż nie dymi to miasto wyparem zarzniętego ducha?
Zali nie widzisz, jak tu dusze wiszą niby zwiotczałe, brudne łachmany? — A oni jeszcze gazety z tych łachmanów robią!
Zali nie słyszysz, jak się tu duch stał już tylko słów igraszką? Wstrętnemi słów pomyjami rzyga on tylko! A oni jeszcze gazety z tych pomyj robią!
Szczują się nawzajem, a nie wiedzą, dokąd? Gorączkują się wzajemnie, a nie wiedzą, czemu? Pobrzękują swemi brzękadły, podzwaniają swem złotem.
Bywają zimni i szukają ciepła w wodach wyskokowych; bywają rozpaleni i szukają ochłody u duchów zamarzłych; wszyscy oni są mdli i ochorzali od opinji publicznych.
Wszystkie występki i chuci są tu u siebie w domu; lecz i tu bywają cnotliwi, jest tu wiele podatnej, urzędy sprawującej, cnoty: —
Wiele cnoty podatnej o palcach piszących, o wysiadach twardych i cierpliwych, cnoty, błogosławionej małemi gwiazdkami na piersiach i wypchanemi bez kupra córami.
Jest tu też i wiele pobożności, a wśród bohomolstwa wiele śliny połykania i pochlebstw zgotowywania dla Boga hufów orężnych.
„Z góry“ wszak pada gwiazda na pierś i ślina łaskawa; ku górze tęskni każda pierś bez gwiazdy.
Za księżycem gwiazdy, a za dworem dworskie cielęta: do wszystkiego, co z dworu, modli się plemię żebracze i podatna żebraków cnota.
„Służę, służysz, służymy“ — takie oto modły zanosi każda podatna cnota ku księciu: aby zasłużona gwiazda uczepiła się wreszcie wąskiej piersi!
Księżyc obraca się wokół wszystkiego, co ziemskie: tak obraca się książę wokół rzeszy najbardziej ziemskiej: jest nią złoto kramarzy.
Bóg hufów orężnych nie jest bogiem targów pieniężnych; książę układa, zaś kramarz — włada!
Na wszystko, co jasne, silne i dobre w tobie, o Zaratustro! spluń na miasto kramarzy i zawróć czemprędzej!
Tu przez wszystkie żyły płynie krew gnilna, ciepława, pienna: spluń na wielkie miasto, które jest wielkim ściekiem, gdzie wszystkie szumowiny spieniają się do kupy.
Spluń na miasto wgniecionych dusz, wąskich piersi, zawistnych oczu i lepkich palcy —
— na miasto natrętów, bezczelników, krzykaczy a bazgraczy i próżnością rozjątrzonych: —
— gdzie wszystko skażone, osławione, zmurszałe, owrzodzone, spiskujące, w ropień wielki zbiera: —
— spluń na wielkie miasto i zawróć!“

Tu przerwał Zaratustra spienionemu błaznowi i zatkał mu usta dłonią.
„Zaprzestań wreszcie! krzyknął Zaratustra, mierzi mnie i mowa twa, i osoba twoja!
Czemuś tak długo u bagna przebywał, żeś się sam stał żabą i ropuchą?
Czy w twoich oto żyłach nie płynie już ta gnilna i pienna krew bagniska, żeś się nauczył tak rechotać i złorzeczyć?
Czemuś w lasy nie poszedł? Czemu ziemi nie orzesz? Wszak pełne są morza ogrójców zielonych?
Gardzę ja twem gardzeniem; a zanim mnie ostrzegać, — przecz siebie samego nie ostrzegłeś?
Z miłości jedynie winna wzbijać się ma wzgarda i ptak mój spostrzegawczy: lecz nie z bagna! —
Zwą cię małpą moją, błaźnie ty spieniony: lecz ja zwę cię świnią mą rechczącą, — rechtaniem swem popsujesz ty mi me sławienie błazeństwa.
Lecz cóż to cię przedewszystkiem rechtać nauczyło? Że ci nie dość schlebiano: — i przetoś przy tym ścieku zasiadł, abyś miał powody do rechtania, —
— abyś miał powody do wielorakiej zemsty! Zemstą oto, błaźnie ty próżny, jest twe pienienie się całe, — odgadłem ja cię przecie!
Lecz twe słowa błazeńskie szkodę mi czynią, nawet wówczas, gdy słuszność jest za tobą. I gdyby słowo Zaratustry po stokroć prawem było: jedno twoje słowo zawszeby tylko — nieprawość czyniło!“
Tako rzekł Zaratustra; spojrzał na miasto wielkie i zamilkł na długo. Wreszcie w te odezwał się słowa:

Obmierzłe jest mi to miasto wielkie i nietylko błazen ten. I tu, i tam nic polepszyć, nic pogorszyć się nie da.
Biada temu wielkiemu miastu! — Chciałbym już widzieć ten słup ognisty, w którym ono spłonie!
Gdyż takie słupy ogniste poprzedzać muszę wielkie południe. Lecz to ma własnych dziejów czas i dolę swą własną. —
Lecz tę ci naukę daję, błaźnie, na pożegnanie: gdzie kochać nie można, tam należy — mijać! —

Tako rzekł Zaratustra i minął błazna, oraz miasto wielkie.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Fryderyk Nietzsche i tłumacza: Wacław Berent.