Tako rzecze Zaratustra/O nauce

<<< Dane tekstu >>>
Autor Friedrich Nietzsche
Tytuł O nauce
Pochodzenie Tako rzecze Zaratustra
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze „Ignis” S. A.
Wydanie nowe
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Toruń, Warszawa, Siedlce
Tłumacz Wacław Berent
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część czwarta
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

O NAUCE

Tak śpiewał wiła; zaś wszyscy obecni wplątali się niepostrzeżenie, jak ptaki, w sieć jego chytrej i posępnej rozpusty. Tylko sumienny z ducha nie dał się omotać: czemprędzej odebrał wile harfę i wołał: „Powietrza! Wpuśćcie świeżego powietrza! Niech Zaratustra tu wejdzie! Uczyniłeś tę jaskinię duszną i jadowitą, ty stary wiło!
Wabisz, przebiegły fałszerzu, w nieznane pożądania i puszcze. I biada, gdy tacy jak ty, o prawdzie mówią i świadczą!
Biada wszystkim wolnym duchom, które przed takimi czarownikami nie mają się na baczności! Przepadła ich wolność: ty wabisz z powrotem w więzienia, —
— ty stary posępny szatanie, w twej skardze brzmi wabiąca fletnia, jesteś jak ci, co swą powalą cnoty zapraszają do rozpusty!“
Tak mówił sumienny. Stary wiła spoglądał naokoło, upajał się zwycięstwem i przełknął dzięki temu zgryzotę, którą mu zgotował sumienny. „Bądź cicho! rzekł skromnym głosem, dobre pieśni chcą dobrze rozbrzmiewać; po dobrych pieśniach należy długo milczeć.
Czynią to wszyscy tu obecni, wszyscy ludzie wyżsi. Tyś jednak napewno niewiele zrozumiał z mej pieśni? Mało w tobie czarodziejskiego ducha“.
„Oddajesz mi pochwałę tem odłączeniem od siebie, odparł sumienny, rad o tem słyszę! Lecz tu obecni, — co widzę? Wszak wy wszyscy macie wciąż jeszcze lubieżne oczy: —
Dusze wolne, gdzież się wasza wolność podziała! Wyglądacie mi nieomal jak ci, co swawolnym nagim tancerkom przyglądali się zbyt długo: dusze wasze tańczą!
W was, ludzie wyżsi, jest snać więcej tego, co wiła nazywa swym duchem czarów i omamu: — jesteśmy snać odmienni.
I zaprawdę, zbyt długo mówiliśmy i rozmyślaliśmy razem, zanim Zaratustra powrócił do swej jaskini, abym tego nie wiedział: jesteśmy odmienni.
Wy i ja, my poszukujemy rzeczy odmiennych nawet tu na górze. Ja mianowicie szukam więcej pewności i przeto trafiłem do Zaratustry. Albowiem on jest najmocniejszą jeszcze wieżą i wolą —
— dziś, gdy wszystko się chwieje, gdy cała ziemia drży. Wy zaś, gdy spojrzę w te wasze oczy, jakiemi teraz spoglądacie, zda mi się niemal, że wy szukacie więcej niepewności,
— więcej dreszczów, większego niebezpieczeństwa, większego trzęsienia ziemi. Zachciewa się wam, ludzie wyżsi, tak mi się nieomal widzi, wybaczcież temu zwidzeniu, —
— zachciewa się wam najgorszego, najniebezpieczniejszego życia, które mnie trwogą najbardziej przejmuje, życia dzikich zwierząt, lasów, jaskiń, stromych gór i błędnych czeluści.
I nie przewodników, wyprowadzających z niebezpieczeństwa, upodobaliście sobie najbardziej, lecz tych, którzy ze wszystkich dróg was sprowadzają, wszędy pociągają, — uwodzicieli. Aczkolwiek takie zachcenia prawdziwe są w was, mnie wydają się one mimo to niemożliwe.
Albowiem trwoga — ona to jest w człowieku uczuciem pierworodnem i zasadniczem; trwogą tłumaczy się wszystko, grzech pierworodny i cnota pierworodna. Z trwogi wyrosła i moja cnota, a zwie się ona: nauką.
Trwoga przed dzikiem zwierzęciem — wszczepiano ją najdłużej człowiekowi, włączając trwogę, przed tem bydlęciem, co się w nas samych kryje i trwoży: — Zaratustra \ zwie to: „bydlęciem wewnętrznem“.
Ta długa stara trwoga, stawszy się wreszcie subtelny, duchową i uduchowioną, zwie się dziś, jak mniemam: nauką“. —
Tak mówił sumienny. Zaratustra, który w tej właśnie chwili do jaskini wstępował, a ostatnie słowa usłyszał i odgadł, rzucił sumiennemu garść róż i śmiał się z jego „prawd“. „Co takiego! wołał, co słyszę? Zaprawdę, mniemam i ja z kolei, żeś albo ty szaleniec, albo ja nim jestem: przeto „prawdę“ twą raźnym chwytem wnet na głowie ci postawię.
Trwoga bowiem — jest naszym stanem wyjątkowym. Odwaga wszakże, żądza przygód, ochoczość do wszystkiego, co niepewne, na co nikt się jeszcze nie poważył — odwaga zda mi się człowieka przedhistorją całą.
Najdzikszym, najodważniejszym zwierzętom pozazdrościł on cnót i wydarł je im: i wtedy dopiero stał się — człowiekiem.
Ta odwaga, gdy się wreszcie subtelną stała, duchową i uduchowioną, ta odwaga człowieka o skrzydłach orła i roztropności węża, ona to, mniemam, zwie się dziś — “
Zaratustra“! zawołali wszyscy obecni, jakby jednemi usty i wszczęli przytem wielki śmiech, który wszakże oderwał się od nich, jako ciężka chmura. Nawet wiła śmiał się i rzekł przezornie: „Niechże i tak będzie! Już prysnął zły mój duch!
Wszak sam ostrzegałem was przed nim, mówiąc, że to oszust jest, duch lżywy i omamny.
Osobliwie, gdy się nago ukaże. Lecz cóżem ja winien tym jego podstępom! Czyż ja stworzyłem jego i świat ten?
Hejże więc! Bądźmy znowu zgodni i dobrej myśli! Aczkolwiek Zaratustra gniewnie spoziera — spojrzyjcież tylko! dąsa się on na mnie: —
— wszakże zanim noc nadejdzie, będzie mnie kochał i sławił, bez takich szaleństw długo żyć on nie może.
On — kocha swych wrogów: tę sztukę posiadł najlepiej ze wszystkich, kogo znałem. Lecz mści się on za to — na swych przyjaciołach!“
Tak mówił stary wiła, a ludzie wyżsi poklask mu dali: tak iż Zaratustra poczuł obchodzić swych przyjaciół i ściskał im dłonie złośliwie i z miłością, — czyniąc to jak ktoś, co wszystkim wygodzić w czemś pragnie i przeprosić za coś chce. Gdy znalazł się jednak przytem u wyjścia z jaskini, już go chętka porwała, aby na świeże powietrze do zwierząt swych wyskoczyć, — chciał się tedy wymknąć.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Fryderyk Nietzsche i tłumacza: Wacław Berent.