Tako rzecze Zaratustra/O zaświatowcach
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | O zaświatowcach |
Pochodzenie | Tako rzecze Zaratustra |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnicze „Ignis” S. A. |
Wydanie | nowe |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Drukarnia Narodowa w Krakowie |
Miejsce wyd. | Toruń, Warszawa, Siedlce |
Tłumacz | Wacław Berent |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Całe Mowy... Cały tekst |
Indeks stron |
O ZAŚWIATOWCACH
Wyrzucił raz i Zaratustra swój omam poza człowieka, wzorem wszystkich zaświatowców. Dziełem cierpiącego i zamęczonego Boga wydał mi się wówczas świat.
Snem świat mi się wydał i Boga śnieniem; barwistym dymem przed oczyma bosko niezadowolonego.
Dobro i zło, radość i cierpienie, ja i ty — barwnym dymem wydałoć mi się to przed twórczemi oczyma. Chciał Stwórca spojrzenie od siebie precz odwrócić, — i wonczas stworzył ten świat.
Pijana to rozkosz cierpiącego móc odwrócić spojrzenie od swych cierpień i siebie zatracić. Pijany rozkoszy i samozatraceniem wydał mi się niegdyś świat.
Wiecznie niedoskonały, wiecznej sprzeczności obraz, obraz niedoskonały, — pijana rozkosz niedoskonałego twórcy: — oto czem mi się niegdyś wydał świat.
I tak oto wyrzuciłem i ja swój omam poza człowieka, jak to wszyscy zaświatowcy czynią. Poza człowieka — w prawdę?
O, bracia, Bóg, któregom stworzył, był ludzkiem dziełem i obłędem, jako wszyscy bogowie.
Człowiekiem był on, biednym ułomkiem człowieka i jaźni: z własnego popiołu i żaru stworzyłem ten upiór, i zaprawdę, nie nawiedził on mnie z zaświatów!
I cóż się oto stało, bracia moi? Przemogłem siebie, cierpiącego, — zaniosłem swój popiół w góry, jaśniejszy wynalazłem sobie płomień. I patrzcie! ustąpił upiór ode mnie.
Cierpieniem byłoby mi to teraz i męką dla ozdrowieńca wierzyć w takie upiory: cierpieniem i poniżeniem. Tak mówię zaświatowcom.
Cierpienie i niemoc stworzyło wszystkie zaświaty; i ów krótki obłęd szczęścia, którego zaznaje tylko cierpiący.
Znużenie to było, które jednym skokiem chciało dotrzeć do ostatnich krańców, krokiem śmiertelnym; biedne, nieświadome znużenie, które nawet już nie chce chcieć: ono to stworzyło bogów i zaświaty.
Wierzajcie mi, bracia moi! Ciało to było, które o ciele zwątpiło: — ono to palcami ogłupiałego ducha macało po ostatnich ścianach.
Wierzajcie mi, bracia moi! Ciało to było, które o ziemi zwątpiło, — ono to słyszało, jako brzuch bytu doń przemawia.
Ono to chciało przebić głową ostatnie mury, i przedostać, się nie tylko głową — poza nie, w „tamten świat“.
Lecz „tamten świat“ dobrze jest ukryty przed człowiekiem, ów odczłowieczony, nieczłowieczy świat; zaś żywot bytu wcale do człowieka nie przemawia, chyba że czyni to jako człowiek.
Zaprawdę, trudno jakiegokolwiek bytu dowieść i trudno do przemówienia go zmusić. Powiedzcież mi, bracia, czyż z rzeczy wszelkich najcudowniejsza nie jest jeszcze najlepiej dowiedziona?
Tak, to ja i tego ja sprzeczność i zawrotność cała mówi jeszcze najrzetelniej o swym bycie, to twórcze, chcące, wartości nadające ja, które jest miarą i wartością rzeczy.
A ten był najrzetelniejszy, to „ja“ — ono mówi o ciele i ciała chce nawet wówczas, gdy marzy, po błękitach buja i połamanemi skrzydły łopocze.
Coraz rzetelniej mówić się uczy to ja: zaś im więcej się uczy, tem więcej znajduje słów i chwały dla ciała i ziemi.
Nowej dumy uczyło mnie nie ja, tej dumy ludzi ja uczę: nie wtykać odtąd głowy w piasek rzeczy niebieskich, lecz wznosić ją wolno: głowę ziemską, co ziemską treść stwarza!
Nowej woli uczę ja ludzi: tej drogi chcieć, którą dotychczas naoślep człowiek chadzał, uznawać ją za dobrą i nie przemykać się nadal bocznemi ścieżynami, jak to czynią chorzy i zamierający!
Chorzy to byli i zamierający, co wzgardzili ciałem i ziemią i wynaleźli rzeczy niebiańskie oraz zbawcze krople krwi: lecz nawet i te słodkie, a ponure trucizny zaczerpnęli wszak z ciała i ziemi!
Niedoli swej umknąć się chcieli, a gwiazdy były im za dalekie. Wzdychali przeto: „O, gdybyż były drogi niebiańskie, któremi możnaby się przekraść w inny był i szczęście!“ — wówczas wynaleźli sobie swe ścieżki kręte i napoje krwawe!
I marzy się niewdzięcznikom tym, że się ciała i ziemi wyzbyli. Lecz czemuż zawdzięczają oni dreszcz i błogość tego wyzbycia się? Ciału swemu i ziemi tej.
Łagodny jest Zaratustra względem chorych. Zaprawdę, nie złorzeczy on ich sposobom pocieszania się i niewdzięczności. Obyż się oni ozdrowiałymi stali, przemagającymi i oby wyższe stworzyli sobie ciało!
Nie złorzeczy też Zaratustra ozdrowiałemu, gdy się za swym omamem tkliwie obziera, i gdy się o północy wokół grobu swego Boga skrada: lecz chorobą i chorem ciałem są dla mnie nawet i łzy jego.
Wiele chorego ludu bywało zawsze wokół tych, którzy poezje tworzą i są żądni Boga: zawziętą pałają oni nienawiścią przeciw poznającemu i przeciw tej najmłodszej cnocie, która zwie się: rzetelność.
Wstecz spoglądają oni zawsze ku ciemnym czasom: wonczas były oczywiście i szał, i wiara czemś innem; miotanie się rozumu było upodobnianiem się Bogu, a wątpienie grzechem.
Zbyt dobrze znam ja tych bogupodobnych: chcą oni, aby w nich wierzono, i aby wątpienie grzechem było. Zbyt dobrze wiem też, w co oni sami najgłębiej wierzą.
Zaprawdę, nie w zaświaty i wyzwalające krwi krople: w ciało wierzą i oni najbardziej, zaś własne ciało jest dla nich rzeczą samą w sobie.
Lecz zarazem schorzałą rzeczą jest ono dla nich: chętnieby więc ze skóry wyleźli. Przeto radzi słuchają kaznodziei śmierci i sami każą o zaświatach.
Słuchajcież raczej, bracia moi, głodu zdrowego ciała: rzetelniejszy i czystszy to głód.
Rzetelniej mówi czyste i zdrowe ciało, ciało doskonałe i udałe: a ono o treści ziemi powiada. —
Tako rzecze Zaratustra.