<<< Dane tekstu >>>
Autor Victor Hugo
Tytuł Talaveyra
Pochodzenie U poetów
Wydawca Wydawnictwo J. Mortkowicza
Data wyd. 1921
Druk Drukarnia Naukowa Towarzystwa Wydawniczego w Warszawie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Miriam
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

C’est à Talaveyra de la Reine, en Espagne...



Talaveyra.

Było to w Talaveyrze Królowej, w Hiszpanii.

Anglicy, przeciw którym byliśmy w kampanii,
Zajmowali, wsparłszy się na zamczysku starem,
Stok południowy, my zaś stok północny. Jarem
Wzgórki oba i armie były przedzielone.
Biliśmy się od rana; przez dymów zasłonę
Potworną, co słoniła dwa wojska walczące,
Patrzało z niebios brudne, straszne jakieś słońce;
Owa gwiazda, co codzień wschodzi i umiera,
Wieczna i wiecznie młoda, jako pieśń Homera,
To samo słońce, które Achillowi lśniło,
Mściło się; na walczących, ogłuszonych siłą
Straszną grzmotów armatnich w rozhukania szale,
Zlewało niezmiernego światła czarne fale,
Oślepiało nas; jakby widoma przestroga
Rzucało w dym walk ludzkich wielki promień Boga;
Gorzało, królowało; oblewało znojem.

Karol Czwarty ze swoim ministrem Godoy’em
Wpakowali nam na łeb anglików w czerwieni,
Lecz im, którzy też niezbyt są do sierr stworzeni,
Było równie gorąco, jak nam. Dzień był parny.
Ani źdźbła zieloności; w głębi jaru marny

Gaik sosen z Alepu, jakby za zasłoną,
Ukrywał w cieniu strugę nawpół wysuszoną.
Jak rzęsy rozdzielają dwie oka powieki,
Tak te drzewa, kryjące strumyczek od spieki,
Dzieliły oba wzgórza u parowu łona.

Więc, jak gdy nagłe wichry chwycą się w ramiona,
Zwarliśmy się, francuzi z anglikami. Działa
Pluły ołowiem; czaszki, poszarpane ciała,
Wnętrzności, członki wkoło widziano krwawiące,
A nad tem polem śmierci płomieniste słońce.

Szable, działa, gadacze, karabiny, piki —
To nic, można przywyknąć; ale mieć zwrotniki
Nad głową, to zanadto. Pragnienie nas piekło.
Stal, ołów to śmierć tylko; pragnienie — to piekło.
Słońce, skwar, pot, pragnienie — oh! co za konanie!
A jednak spełnialiśmy swe krwawe zadanie.
Mordowano się wściekle. Dookoła trupy,
Pod nogami walczącej, bezładnej już kupy,
Leżały, obojętne, zimne jak marmury.

Wtem ujrzałem ów strumyk śród drzew u stóp góry.
Hiszpan krzyknął: caramba! — też go snadź zobaczył.
Zbiegłem ku wodzie, nad nią anglik się rozkraczył,
A tuż francuz, i drugi, i gromada cała;
Klękliśmy kołem, bitwa na chwilę ustała,
Na krótko, zresztą; ranni przypełzli po ziemi;
Trącono się kaskami krwią ubroczonemi.

— Za wasze zdrowie, rzekłem. Odrzekli: Za wasze! —
I wróg wrogom podawał chętnie krwawą czaszę.

Bój straszny znów się zaczął, bez przerwy już teraz,
A jam, tonąc w marzeniu, pomyślał, że nieraz
Tylko wodzowie krwawi, posępni ci kaci,
Robią z nas ludzi — wrogów, gdyż Bóg stworzył braci.




VICTOR HUGO. TOUTE LA LYRE, I, 2 (TALAVEYRA).


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Victor Hugo i tłumacza: Zenon Przesmycki.