[9]
Tamka.
Jest ulica w Warszawie, nad Wisłą, w ustroni,
Choć uboga i cicha, miło zajrzeć do niéj.
[10]
Choć się tam dumne gmachy, pałace niewznoszą,
Możesz serce rozrzewnić, napełnić rozkoszą.
Tam ubogi lud mieszka, wielu trud przyciska;
A jednak Boga chwalą i znoszą ludziska,
Znoszą, tak jak przystoi na wyznawców Chrysta;
Jeżeli łzę uronią, to ta łza tak czysta!
Niezbrudzona rozpaczą, z skargą niezmięszana,
Łza to świętéj pokory, łza to Chrześcijana.
Gdy idę tą ulicą, przed oczy mi staje
Ojciec, co krzewi w sercu święte obyczaje.
Co od ust odejmuje chléb oblany łzami,
A wysyła chłopczynę do szkoły z książkami.
Ta poczciwa dziewica, co ma ufność w Niebie,
Pracuje w obcym domu, mogąc bydź u siebie:
Tém niesie swym rodzicom pomoc i ulżenie.
O! wysoko ja kładę takie poświęcenie.
Tu mieszkaniec nad Wisłą, jak wróbel na dachu:
W czasie strasznéj powodzi umiéra ze strachu.
A czemu? bo go tanie komorne znęciło,
A o trwodze natenczas ani mu się śniło.
[11]
Dziś miał tylko na oku, dziś mu było trzeba
Poddasza, przyodziewku i kawałka chleba.
Z tej myśli, płynie druga: jak Tamką zajęci.
Chléb łódką rozwozili, jakby jacy Święci —
Któż to byli ci ludzie? bez wspomnień zniknęli:
Nam byli oni równi, im byli Anieli.
O znałem ja tych ludzi; niewspomnę z imienia,
Pan tam już na swym sądzie, zasługi ocenia.
Tu mieszka biédny szczotkarz, Bóg dał dziatek wiele:
On je wszystkie wychował, dał cnotę w podziele.
A sam jak może żyje, pracą Boga chwali,
Cieszą się ci poczciwi, co mu pomoc dali.
No, i przyznajcież sami, czy Tamka niemiła?
Co za śliczna ulica, gdzie się cnota skryła,
A każdy niski domek, taką cnotę mieści.
Tam Katarzyna szuka wątku swych powieści.
Nie takich, jakie snuje Paryż obłąkany:
Ale gdzie miejscem działań ubożuchne ściany.
[12]
Cnota, praca, pobożność, to powieści dzieje.
W bohaterach iskierka świętych uczuć tleje.
A choć je głód, pragnienie i zimno przygasza,
Umie z nich piękno wysnuć ta pisarka nasza.
Są tu piękne przykłady zamożności, cnoty:
Wyszukują upadłych, chowają siéroty,
Jakby matki rodzone zajmują się niemi,
I dzielą się jak z dziećmi dostatkami swemi.
Tu pomoc dla ubogich jak z źródła wytryska;
Niesmućcie się znękani, bo pomoc tak bliska.
Kapłan, pełen poświęceń daje za grosz wdowi
Chléb, który tak potrzebny codzień człowiekowi.
I strawę gotowaną za zapłatę lichą
I bez szumnych rozgłoszeń pełni cnotę cichą.
On tu nawet święcone rozdzielał w pokorze:
Patrzcie, co dobra wola, co pobożność może!
Sam nietaki zamożny, przy pomocy Boga
I głód niedokuczliwy i zima niesroga.
I cóż to za kościołek ulicy ozdoba?
To zakład, co się Bogu tak bardzo podoba.
[13]
Tu sieroty ubogie, bez ojca bez matki,
Tu siostry, co zdeptały znikome dostatki,
Jak strażnice zbawienia, przed światem zamknięte,
Cicho, z pokorném sercem pełnią cnoty święte.
Kiedy moje mieszkanie na chwilę porzucę,
I wyjdę na przechadzkę, tu me kroki zwrócę,
Tu mam pokarm dla duszy. Niepłaczcie wśród troski
Ludzie biedni! opieki doznajecie boskiéj.
Już się wami zajmują serca godne chwały,
Już te serca prawdziwe dobro ukochały,
Bóg, cnota, to ich godło. Przy takim sztandarze
O szczęściu mojéj ziemi już zawczasu marzę,
Nieznęka jéj przeciwność, Bóg chęci nagrodzi,
I czyste obyczaje uniesie z powodzi.
|