Kowal na nieszporach

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Jachowicz
Tytuł Kowal na nieszporach
Pochodzenie Wiérszyki moralne
Data wyd. 1856
Druk Alexander Gins
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tomik
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Kowal na nieszporach.

Każdy ma swoje chwile, co mu wspomnieć miło,
I mnie nie tak jak teraz, żywiéj serce biło;

Jednak choć’em był młody, ale nieszalałem;
Po karczmach, po gospodach, nigdy niebywałem:
Dzień powszedni przy młocie, a święto w kościele.
Schludny był przyodziewek, było groszy wiele,
Bo się ich nietrwoniło na próżne wydatki;
Człowiek się tam niewstydził ni céry, ni łatki.
Świętéj pamięci majster mawiał nam czeladzi:
Ubogiemu naprawka na sukni niewadzi,
Byle dziury niebyło: schludność to ozdoba,
Łatka to nieponiża, nieraz się podoba.
»Coś śród trudu zarobił, niestracisz na stroje.«
Lubię, mówił, oszczędność i staranność twoję;
Ale plamy niecierpię, plamią się niechluje,
Na połatanéj sukni, to wiele buduję.
Elegant wystrojony rękojmia niewielka,
U niego tylko w głowie, tańce i butelka.
Starałem się podobać mojemu majstrowi:
Gdy się zeszli u niego w niedzielę domowi;
To zachęcał wymownie słowem i przykładem,
Aby dawnych kowalów postępować śladem,

Co to pod ich razami stękało kowadło,
A pomagali chętnie, jak tam komu padło.
Chwalili Pana Boga, o złem niewiedzieli,
Chętniéj na nabożeństwie, niż w karczmie siedzieli.
Było-to, Panie, pomnę, czwartego augusta:
Młodzież się na przechadzkę wybierała pusta;
O fiu! fiu! było w głowach, Majstra idąc torem,
Niechciało mi się wtedy rozstawać z nieszporem.
Więc do Panny Maryi na processyę spieszę,
Śliczną nauką wiary młode serce cieszę,
A tak mi wtedy błogo, tak roskosznie było,
Tak się wszystko pobożnie w kościele modliło,
Że do dziś jeszcze mile wspominam ten czwarty.
Nieżal mi, żem się wtedy oddalił od kwarty:
Bo ja dotąd nielubię, gdzie szklankami dzwonią;
W kościele, mówią, ludzi aniołowie bronią,
I tak się właśnie stało. Moi przyjaciele
Wtedy cóś pogubili, natracili wiele,
Ja grosza niestraciłem; wróciłem do pracy,
Jeden grosz położywszy w kościele na tacy.

Grosz, to datek maleńki. Ale ksiądz Wincenty
Mówił do mnie w ten sposób: grosz ubogich święty,
Bóg taki grosz przyjmuje jak gdyby dukaty,
Niech hojną ręką sypie ten, co jest bogaty;
Ale biédny rzemieślnik, niechaj się ogląda.
Pan Bóg od ciebie większéj ofiary nieżąda.
A gdy późniéj kochaną dostałem Dorotę,
To mówił ksiądz Wincenty: to za twoję cnotę.
Wierz mi, to grosz na tacy ten ci klejnot kupił.
Cóż, lepiéj-by-to było, gdybyś się był upił?
I albo czapkę zgubił, albo przegrał w karty?
Pamiętaj o tém, synu! kościół to nieżarty.
Z modlitwy święty żywot i dobry byt płynie;
A co dasz ubogiemu, to nigdy niezginie.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Jachowicz.