Tamta/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tamta |
Wydawca | Drukarnia S. Lewentala |
Data wyd. | 1889 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Teresa Prażmowska |
Źródło | skan na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Raul de Montmorand miał lat ze trzydzieści. Niewielkie upodobanie w towarzystwie, dzikość jakaś, połączona z nieśmiałością i zamknięciem się w sobie, coś wzgardliwego a przytém i dumnego w całém obejściu, niby poczucie własnéj wyższości, z obojętnością zmięszane, wszystko wskazywało, że jest to jedna z tych natur dręczonych wzniosłemi potrzebami i pragnieniami wyższemi, których życia powszedniość nie zaspakaja nigdy. Tajemniczy tryb życia jego nieprzeniknionym był dla ludzkich oczu. Nigdy o sobie nie mówił i nikomu odgadnąć się nie pozwalał. Dlaczego się Raul nie żeni? — pytano nieraz ze zdziwieniem. Co za miłość milcząca a dyskretna, nieprzejrzaną zasłoną ukryta, odrywa go od obcowania z ludźmi? Kim-że jest nieznajoma ta kobieta, która nim do tego stopnia owładnęła? A skoro kocha, dlaczegoż się nie żeni z tą, którą tak pokochał gorąco? Wolnym jest przecie? Czy przeszkoda jaka stoi pomiędzy nimi, czy téż poprostu wstydzi się Raul téj miłości?
Większém od innych jasnowidzeniem obdarzony, jeden tylko stary margrabia de Montmorand przeniknął tajemnicę syna, i chcąc zabezpieczyć przyszłość tak Raula, jak i nazwiska rodowego, skorzystał (błogosławiąc nieledwie zdarzającą mu się sposobność) z chwili, w któréj śmierć przyszła porwać go przedwcześnie, aby wymódz na ubóstwiającym go synu obietnicę, z którą ten właśnie przed chwilą zwierzył się pani d’Avors.
Jakież błogosławione natchnienie podszepnęło starcowi imię Joanny? Czy roztropnym umysłem, niezwykłą obdarzonym przenikliwością, zrozumiał, że młoda kobieta kocha Raula i odgadł, że dość będzie miała odwagi, dość serca i zaparcia się siebie, aby żoną jego zostać, pomimo wszystkiego, coby jéj Raul mogł wyznać? Czy pojął starzec, że ona tylko jedna, idąc za Raula, ocalić go zdoła? że słodyczą, cierpliwością, miłością przedewszystkiém, potrafi zagoić jego ranę, i dzień po dniu, wytrwale walcząc, z obrazem i wspomnieniem innéj mocować się będzie?
Joanna była wdową. Gdyby panną była jeszcze, nie wiedzącą, ile poświęca, nie znającą się na tém, co w zamian dostaje, starzec wyrzucał-by sobie nakłanianie jéj do podobnego małżeństwa. Ale, jakkolwiek nie wiedział, jakie z życia osobiste wyniosła doświadczenia, wiedział jednak, że poznała już życie, że przeczuć-by potrafiła, co jéj Raul przynosi i jakie ją w podobném temu małżeństwie czekają smutki, zawody i trudności. Wiedział także Margrabia, że Joanna szczerze jest pobożną, że nigdy nie usłucha podszeptów gniewu, że za długie może zapoznawanie swojéj wartości mścić się nie będzie, że wreszcie jedyną jéj bronią będzie uczucie tylko.
Ubogiéj nie śmiano-by układu — targu takiego proponować. Ale bogata, nawet od Raula bogatsza, śmiało i bez okrycia się wstydem, pójść mogła za głosem swego serca. Jéj-to przypadła-by piękniejsza i wspaniałomyślności jéj duszy właściwa rola. Wszystko to stary margrabia wybornie przeczuł i obmyślił, i nie lekkomyślnie postąpił, wybrawszy Joannę za żonę dla ukochanego syna.
Piękna była zresztą, dowcipna i czarująca wdziękiem łagodnéj powagi, imponującéj jakiéjś słodyczy, która młodość jéj tém wdzięczniejszą czyniła.
Jakżeż-by Raul pokochać jéj nie miał? Rozwiązanie takowe wydawało się naturalném starcowi, który, mimo wieku swego, nie był nieczułym na tyle powabów, i nieraz, patrząc na panią d’Avors, żałować poczynał minionéj już młodości.