W Sułyni niskie brzegi przy bystrym Popradzie,
A kamienie jak góry zwalone w nieładzie
Wystają z głębi wody, lub woda ich kryje,
A droga niebezpiecznie po brzegu się wije,
I w dzikim Międzybrodziu zupełnie ustaje
I szydersko z przechodnia naśmiewać się zdaje;
Który jest przymuszony na czółnie wywrotném
Przewieść się niebezpiecznie, z wieśniakiem ochotnym,
Którego czy na ziemi, czy na wodnéj głębi,
Obawa nie przenika, ani trwoga ziębi,
Bo machając w swéj dłoni żerdzią albo wiosłem,
Wié że mu woda życiem a łódka rzemiosłem.
Choć bledniejesz z obawy, choć strach cię przeszywa,
On siadłszy na krawędzi — piosnkę sobie śpiéwa,
A łódka od ciężaru jego kołysana
Nachyla się do paszczy wodnego szatana:
On przybiwszy do brzegu, po niejakiéj chwili
Wysadzi cię — a za dar kapelusz uchyli,
I znowu na kraj łódki siadając ochoczy,
Pędzi za nurtem fali gdzie go niosą oczy!
Takieto przyjemności Międzybrodzie stawia,
I takiemi Wierzchomla do ciebie przemawia;
Gdy zaś idąc za ścieszką, opuścisz jéj głazy,
Piwniczna pól i chatek przedstawia obrazy,
Dopiero się pojawią w Rytrze rozwaliny
Wystające poważnie z obrosłéj buczyny;
Na wychylisku góry swych szczątków nieładem
Zwieszone z zaroślami swemi nad Popradem.
Kaźmierz Wielki co umiał w swém państwie panować,
Rozkazał na tém miejscu zamek wymurować;
Więc było w jego murach zbrojno i bogato,
I nie jedno mieszkańcom przeszło dobre lato.
Teraz te mury puste, tylko przy ich błoniu,
Jeździ często Marcinek na śnieżystym koniu,
Jako duch tego grodu; bo nocą pogodną
Pokazuje się ludziom swa postacią zwodną.
On po Janie Bonnerze zamek odziedziczył,
Mieszkał w nim i puharem dnie za dniami liczył,
I używał dostatków — gdy brakło napoju,
Nie mógł sobie zwykłego odszukać spokoju;
Nakoniec był zmuszony opatrzyć piwnicę
Winem, jakie wydają tokajskie winnice;
Ale kupiec tamtejszy gdy spostrzegł się potem,
Żądał by mu Marcinek zwrócił beczkę z złotem,
Która mu się za wino w pomyłce dostała,
Bo takie same znaki i obręcze miała;
Lecz Marcinek kupcowi zaprzeczając szkody,
Wystawiał posądzenia niesłuszne powody;
W Starym-Sączu przed sądem kupiec go zaskarża,
Marcinek zapozwany, tak się tam wyraża:
„Bogdaj moja po śmierci dusza nie spoczęła,
„Bogdaj mnie w swoje łono ziemia nie przyjęła,
„Jeżeli mam nie wino!” — Sąd przyznał kupcowi
Pomyłkę, a niewinność dając Marcinkowi;
Który cudzą własnością nie długo się cieszył,
Umarł w srogich boleściach, że tak ciężko zgrzeszył.
Odtąd cień jego zawsze w tych gruzach przebywa,
W nocy jeździ i straszy, w dzień go mur ukrywa.