[56]Toast Girelli,
ofiarowany ś. p. panu Talleyrandowi.
Pan Girella[1] (inwalid
Wielkich zasług i zalet),
Rzucając przy stole
Dowcipy swe,
Stracił bussolę
I a — b — c.
I, pijąc wino,
Toaścik leje,
[57]
A z ust mu płyną —
Własnej kroniki
Zacne pomniki —
Nieprane dzieje!
Niech żyją błazny i arlekiny!
Ojce i syny!
Niech żyją maszkary
Wszelakiej miary —
Spiski i kluby — króle i fary!
Z każdej takiej maszkary
Zacnemi środki
Do swojej łódki —
Przez ład nowy i stary —
Co mogłem — brałem
I życie pchałem.
Kto nie giętki ma tułów,
Kto jest pełny skrupułów —
I nie umie (z tą wadą)
Grać duszą tak jak szpadą —
Nie zna co blaski,
Finansów łaski.
Niech żyją błazny i arlekiny!
Niech żyją cekiny!
Niech żyją maszkary
Wszelakiej miary —
Podatki — stemple i kary.
A oto śród wybryków
I wrzasku buntowników —
Zawszem ja ku obronie
Od burz i sprzeczek,
Nosił na łonie
Z tuzin wstążeczek...
Gdy upadł ksiądz,
Wtedy jam, drwiąc,
Był ateistą,
Grabiąc na czysto
Kościoły niesforne
I władze klasztorne.
Niech żyją błazny i arlekiny!
I Jakóbiny!
Niech żyją maszkary
Wszelakiej miary —
Loreto i Republiki sztandary!
Znikły warkocze; [2])
Więc znów się toczę
Ku panu memu,
Ojcu świętemu.
Wróciłem na pastewniki,
Między dobre katoliki.
A ta suknia przybrana
Nie szkodzi mi u pana,
Bo choć stoję w obronie
Przy kościele i tronie,
Nic nie oddałem,
Co zrabowałem.
Niech żyją błazny i arlekiny! —
Kłamliwe miny —
Niech żyją maszkary
Wszelakiej miary —
Co biorą, a nie oddają ofiary!
A gdy pisałem,
Toć opiewałem
Wojny — przymierza,
Króla — papieża —
Lud i Marata —
Napoleona —
Wolność z niewolą —
Pitta, Murata,
Króla Nazona [3])
I Fra-Diavolo [4]).
Moskwę — Marengo
Sławiłem tęgo.
Niech żyją błazny i arlekiny!
Niech żyją Welfy i Gibelliny —
Niech żyją maszkary
Wszelakiej miary,
Ten, co wschodzi, i ten, co idzie na mary.
Gdy za dni sto
Powrócił status quo —
W nowych zapałach
Festyny urządzałem,
Posągi przemieniałem
Na piedestałach. [5])
I tak powoli
Śród fal swawoli
I skał szeregu, —
[58]
Kiedy okręt się wije,
Krzycząc ciągle: niech żyje!
Dopływałem do brzegu.
Niech żyją błazny i arlekiny!
Ukłony i festyny!
Niech żyją maszkary
Wszelakiej miary
Żargon[6]) i ci, co są dlań pełni wiary.
Później piękną ideję
Wprowadzam w dzieje.
Gdy minął dawny wiek,
Na inny płynę brzeg.
Rzecz była taka:
Odebrałem chłopaka[7])
Opiekunom — i wziąłem
Węgiel — a społem
Dla mojego patrona
Zbrojnego w potęgę
Zabłysła korona,
A dla siebie mam wstęgę.
Niech żyją błazny i arlekiny!
Ordery, pergaminy!
Niech żyją maszkary
Wszelakiej miary —
Świeca łojowa[8]) — Kroaty i huzary!
Po trzydziestym na nowo
Sławię burzę trzydniową,
Sławię Modeny
Rzeźnicze sceny,
Czytam dzienniki
Wszelakiej kliki
I płaczę trocha
Nad biedą Włocha.
A gdy świat się odwróci,
Od krwawej rewolucji
I innych szuka léjc —
Nie gadam nic.
Niech żyją błazny i arlekini
I król Chiappini![9])
Niech żyją maszkary
Wszelakiej miary.
Karta — i crimen laesae — i lipcowe żary.
Dziś jam staruchem,
Lecz czujnem uchem
Z przyzwyczajenia —
Dla czasu przepędzenia
Słucham, jakie brzmią hasła,
I spokojnie je kradnę,
Łykając jak kęs masła.
A sztuką władnę,
Bom w niej ćwiczony.
Pod osłoną prezydenta
Dziś mi papież uwielbiony
I kościół — matka święta.
Niech żyją błazny i arlekiny
I ludzie z miękkiej gliny!
Niech żyją maszkary
Wszelakiej miary;
I kto słyszy, jak rośnie trawa i szuwary!
Jeden-em z świadków
Wielu upadków!
Ten kredyt traci,
Ten duszę znów;
Ów szyją płaci,
Koroną — ów.
Lecz tylko osły
Łeb oddawali;
Chytrości posły —
My — zawsze cali. —
A każdy zbierać gotów
Zyski cudzych kłopotów.
Niech żyją błazny i arlekiny
I złości syny
Niech żyją maszkary
Wszelakiej miary —
Brighella[10]), co niesie ci pożywne dary.
(A. Lange).