[229]TRAGEDJA FILIP II
Akt IV, sc. 2
Straż z bronią i pochodniami. Filip, D. Carlos.
D. Carlos: O nieba!
Ojciec, a przed nim szpady i pochodnie!
Filip: Nocą sam? I w tych komnatach? I zbrojny?
Co robisz i co zamierzasz? Ostrożne
Kroki gdzie niesiesz? Powiadaj!
D. Carlos: Cóż powiem?
Broń tę porwałem na widok zuchwałych
Zbirów, lecz w ojca obliczu ją rzucam,
[230]
Ty ich przywódcą jesteś? Ty, mój ojciec?
Mną rozporządzaj dowoli; lecz powiedz:
Pozoru trzeba ci było — i poco?
Ojcze, niegodne króla są pozory,
Jak mnie niegodne usprawiedliwienie.
Filip: Czelność w dodatku? To słuszna, bo dzisiaj
Czelność jest śmiałą towarzyszką zbrodni,
Podłą osłoną kłamnego szacunku.
Kryj duszę zdradną, ambitną, krwi chciwą.
Już tu nie tłumacz się; otwórz upusty
Dla pełnych zdrojów swojej zaciekłości,
Niechże wytryśnie jad w sercu zebrany,
Odważnie swoje zdradzieckie zamysły,
Tak godne ciebie, wielkoduszny, wyznaj!
D. Carlos: Cóż ja mam wyznać? Oszczędź, ojcze, proszę,
Daremnych obelg; najsurowszą karę
Wyznacz; gdy miła tobie — będzie słuszna.
Filip: W nieźrzałych latach, w jakiejże to szkole
Nabyłeś takiej skrajnej przewrotności?
Gdzieś się nauczył tej bezecnej sztuki,
Że zaskoczony przez ojca na zbrodni
Nawet nie mienisz barwy?
D. Carlos: Gdziem się uczył?
Pod twem ojcostwem.
Filip: Tak, synem mi jesteś,
Na me nieszczęście i wstyd.
D. Carlos: By je zetrzeć,
Na cóż tu zwlekasz? Wszak cię uszczęśliwi
W pełni przelanie krwi własnego syna.
Filip: Ty moim synem?
D. Carlos: Cóż zrobiłem?
Filip: Pytasz?
Mnie pytasz? Czyliż żaden cię nie siecze
Wyrzut sumienia? Od dłuższego czasu
Znać go przestałeś. Jeden wyrzut czujesz:
Żeś nie popełnił dotąd ojcobójstwa!
D. Carlos: Ojcobójstwa? Ja mam być ojcobójcą?
Nie, w to nie wierzysz sam. Jakież dowody?
Wskazówka, domysł?
Filip: I jedno, i drugie
W tej bladej twarzy za pewność się liczy.
D. Carlos: Nie zapędzaj mię, ojcze, ku tej strasznej
Granicy, jaką wyznaczyło prawo,
Niebo, natura, między ojcem-królem
A synem, władzy królewskiej poddanym.
Filip: Ty świętokradczą stopą je zdeptałeś
Dawno, co mówię, nie znałeś ich nigdy.
Surowej cnoty dostojne uczucia
Precz odrzuć, bo ci z niemi nie do twarzy,
A raczej ukaż mi się, jakim jesteś,
Odkryj knowania i już do wybuchu
Gotową zdradę. Nuże, na co czekasz?
Czyżbym ja zmalał przed twoją lichotą?
Jeżeli wyznasz, nic nie skryjesz — ufaj;
Jeśli zataisz — drżyj!
[231]
D. Carlos: Więc prawdę powiem,
Skoro przymuszasz. Znam się dostatecznie,
Abym miał zadrżeć; ciebie znam też dosyć,
By mieć nadzieję; nieszczęsny dar: życie
Zabierz, boć twojem jest; lecz mojem dobrem —
Jest honor; ni go dasz, ni go zabierzesz.
Zbrodniarzem byłbym, gdybym zatajeniem
Popełniał podłość; tu przed tobą wydam
Ostatnie tchnienie; długotrwałą, srogą,
Najhaniebniejszą śmierć tu mi przygotuj;
Lecz wiedz: śmierć żadna spodlić mię nie zdoła.
Ciebie mi, ojcze, żal, ciebie, nie siebie.
Filip: Zuchwalcze, panu swemu w sposób taki
Z twych niegodziwych czynów się tłumaczysz?
D. Carlos: Nienawidzisz mię — oto moja zbrodnia;
Krwi pragniesz — oto moje tłumaczenie.
Jedyne prawo znasz, prawo despoty.
Filip: — Straże, bierzcie go! Hola!
Filip: To odpowiedź
Króla tyrana. Oto moje ręce
Kładę w kajdany. Pierś ma odsłonięta
Na ciosy mieczów. Poco czekać jeszcze?
Czy to dopiero początek katuszy?
Twe rządy dzień po dniu krwawszem pisane
Piórem.
Filip: Zabierzcie go z przed moich oczu;
W przyległej wieży najczarniejszym lochu
Niech się go zamknie. A biada śmiałkowi,
Coby dał przystęp litości...
(Vittorio Alfieri, Le tragedie scelte, ed. Scherillo, Milano, Hoepli 1923.)