[439]Trefunek z Wyrwancyéj.
Senator wieś arendą puścił szlachcicowi,
Więc dosyć pijanemu czyniąc kontraktowi,
Gdy owemu kwota kop w polu nie donosi,
Mnie też na Wyrwancyą żebym jechał prosi.
Jakom żyw (choć mi dawno pięćdziesiąt lat minie)
Wymawiam się o takim nie słyszeć terminie,
Już mój siwy włos wolny od takiéj przysługi.
Ale kiedy ten pisze prosząc mnie raz drugi,
[440]
Jadę, aż ono woźny zawiązawszy oczy
Z każdéj kopy po snopku dla próby wywłoczy
I tęć to wyrwancyą arendarze zową,
Którą skoro gospodarz odprawi połową,
Prosi nas do obiadu, to wymawiam sobie,
Żeby broda z czupryną nie była na próbie.
Lecz patrząc, gdy gorzałkę przyjaciele piją,
Dość mnie — rzekę — odprawić jednę wyrwancyją,
Wiedźcie konie, nim mnie kto u stołu zasiędzie,
Bo jako widzę, że tu bez drugiéj nie będzie.
I zgadłem, bo daleko jeszcze do wieczora
Prowadzą cyrulika do onego dwora.