[307]Tren
na grobie w Hières.
(På grafven i Hières).
Na śmierć Doroty Baronowej Stjerneld, córki kanclerza hr. Wawrzyńca Engeströma, dawniej posła szwedzkiego w Warszawie za czasów króla Stanisława Augusta.
P.
Czyj to grobowiec? — widzę, że tu w ziemi
Świeżo kopany, — że wiosna trawami
Nie zdążyła go okrążyć swojemi, —
Jak stare rany pokrywa bliznami.
O.
Grób to jest obcej — z północnej krainy,
Błękitnych oczów, — grób matki, co chciała
Poić się ciepłem uroczej dziedziny; —
Ale za późno! — wyżej uleciała!...
P.
Biedna! — przyjaźni — rodzinie wyrwana
Uszczknięta lilia w róż północnych błoniu,
Tutaj opadła, i ledwo spłakana
Żałoba, — znajdzie ten grób na ustroniu!...
O.
Sercem północy swe strony kochała,
Ojców doliny, na których urosła,
Śmiertelnem okiem żegnając szukała —
I wzrok do gwiazdy północnej zaniosła!
P.
Tak młoda — piękna — do szczęścia zrodzona,
Na obcym brzegu już prochem się stała —
I bez pociechy do grobu zniesiona —
Ojca ni matki przy sobie nie miała!
[308]
O.
Mówią, że oni w monarszym są dworze
Przy możnym królu — jej ojczystej ziemi, —
Że on ich kocha — pociesza, jak może,
Strapioną parę — słowami rzewnemi.
P.
Król czy ktokolwiek!... Och! jakążeż siłą
Utuli, matko, twe serce w strapieniu?
Żal twój jak lampa — nad rzymską mogiłą
Nie znosi wiewu — drży w cichem sklepieniu.
O.
Patrz, tyle wieńców nad grobem jej woni, —
Tu z tego lauru jej uwij koronę —
Liście jej znane, tak często na skroni
Ojca swojego widziała złożone.
P.
Ja z białych lilii koronę ułożę
Białą jak śniegi w jej górach zwieszone,
Jak blade lice — jak grobu jej łoże,
Bo śmierć jest biała, nadzieje zielone.
O.
Grób i nadzieje, — och! zestaw oboje, —
Wszach córka[1] jeszcze — nadzieja tam żyje?
Zielony wieniec z tym białym we dwoje
Pięknie choć smutnie grobowiec okryje!
P.
Flora południa niech kwiaty rozsieje —
Niechaj wieńcami mogiłę poświęci —
Niech białej róży kwiat tutaj blednieje
I niechaj tęskni — kwiateczek pamięci!
O.
Niebiańskich wiewów harmonio wyniosła —
Do naszej pieśni przykładaj się tchnieniem, —
Oh! falo morza! coś tutaj ją niosła
Dotykaj brzegów — wód cichem westchnieniem!
[309]
Dwóch trubadurów tak śpiewa w oddali
Z ziemi poety, — w HiéresHières żałobnej błoni,
A nad jej urną w południowej fali
Dźwięczniejszą pieśnią — natura jej dzwoni.