>>> Dane tekstu >>>
Autor Zygmunt Gloger
Tytuł Trzej rycerze
Podtytuł z podania
Wydawca Drukarnia „Czasu“ W. Kirchmayera
Data wyd. 1870
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


TRZEJ
RYCERZE
(z podania)
WIERSZ
ZYGMUNTA GLOGERA.

(Odbitka z 5 numeru „Kwiatów“).


W KRAKOWIE.
W DRUKARNI CZASUW. KIRCHMAYERA.
1870.


Swiecił księżyc z wieczora,
W modrej srebrzył się fali,
Stromym brzegiem jeziora,
Trzej rycerze jechali.

Pewnie jadą, z wyprawy,
Gdy zakuci w zbroicach,
A zwycięzkie ich sprawy,
Bo wesołość w ich licach.
Duch ich mężny prowadzi,
Dzielne widać junaki,
Będą w domu im radzi,
Bo parskają rumaki.
Tak wśród ciszy jechali,
Gdy się nagle wstrzymali,
I do siebie krzyknęli:
— Patrz! patrz! wodą niesiony,
Wieniec płynie zielony,
Po jeziora topieli.
Czy dziewczęta tu były?
Może drobne ich dłonie
Wieniec w nurty rzuciły.
— Chybaś bracie źle zoczył,
Rzeknie drugi — tam tonie
W miasto wieńca, dziewica,
Cudnej krasy ma lica,

Wszak ocalić ją pora. —
A wtem trzeci już skoczył
W czarną głębię jeziora.
Dzika odchłań się pieni,
Piana srebrzy głębinę,
Chciał ocalić dziewczynę,
Za nią zginął w bezdeni.
Oj nie zginął on wcale,
Gdy jeziora wrą fale,
A otchłań drżeć się zdaje;
Jego rumak dno zmąca,
On odpiera, roztrąca
Wodnych duchów tam zgraje.
Takich bojów nie znali
I rycerze już sami,
Tylko starzy mawiali,
Czem są boje z duchami.

Znowu cisza wokoło,
Drzemią w cichym śnie fale,
Księżyc srebrne swe czoło,
W czystym kąpał krysztale.
Rumak na brzeg wypłynął,
Cały znojny, przybrany
W wodne zielska i piany,
A pan jego? — pan zginął.
Gdzie nad brzegiem głębiny,
Szumią trawy, łoziny,
Tam koń jeźdźca młodego,
Stał i czekał na niego.
Próżno czekasz w ustroni,
Choćbyś długie stał lata,
Kto dno ujrzy w tej toni,
Ten nie ujrzy już świata.

Wtem szmer słychać wśród wody;
Czy to rybki igrają?
Czy to duchy pląsają?
Czy to rycerz sam młody?
Ani rybki igrały,
Ani duchy pląsały,

Głos to jego stłumiony,
Z szmerem fali złączony:
— Próżno w tej tu ustroni,
Stałbyś koniu mój lata,
Kto dno ujrzał tej toni,
Ten nie ujrzy już świata.
Woda serce wystudzi
I do świata i ludzi,
Słonko jemu nie świeci
Do całego już wieka,
Z nieba gwiazdka gdzieś zleci,
Ona gwiazdka człowieka.
Już cię karmić nie będę,
Ni u zimnej krynicy
Czystą wodą napoję,
Ani dzielnie dosiędę,
Ani w jasnej zbroicy
Nie pojadę na boje.
Wracaj koniu do domu,
Droga do dom ci znana,
A tam będzie dać komu
I obroku i siana.
Lecz gdy staniesz przed chatą,
Powiedz mojej macierzy,
Żem wziął żonę bogatą,
Cudnej krasy dziewicę;
Może temu uwierzy
I przeminą tęsknice.

Koń zatętnił kopyty,
Macierz z chaty swej bieży,
I przed wrota wypadła,
Patrzy, oczom nie wierzy,
Rumak stanął jak wryty,
Macierz jak chusta zbladła,
Łez wytrysły jej strugi,
Woła: gdzież mój syn młody!?

Syn nie wróci czas długi,
Bo weselne ma gody.
A ta jego dziewica

Cudnej krasy ma lica,
Z wodnych lilij jej szata,
Modrą falą dziergana,
A gwiazdkami przetkana.
I do tego bogata,
Wielka skarbów komora,
A w zapaśnej komorze,
Wszystkie rybki jeziora,
I wszystko co w jeziorze.
Jakże cudna świetlica
W której biorą ślub młodzi,
Sam im księżyc przyświeca
Srebrząc nurty powodzi,
Aż lśni do dna głębina.
Stado rybek wśród toni,
Co wesoło się goni,
To weselna drużyna.
Godowemi tanami,
To bój z jezior duchami,
Dziki łoskot bałwanów,
To kapela do tanów.

Nim syn wróci twój młody,
Długo będziesz oczyma
Śledzić drogę do chatki;
Bo kto sprawia te gody,
Łzy dla matki już niema,
Ni uścisku dla matki.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zygmunt Gloger.