Trzy psy/IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Trzy psy |
Podtytuł | Romansik obyczajowy i dość obyczajny |
Pochodzenie | „Kolce“, 1876, nr 48-51, 53 |
Redaktor | J. M. Kamiński |
Wydawca | A. Pajewski i F. Szulc |
Data wyd. | 1876 |
Druk | Aleksander Pajewski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Jak powiedzieliśmy wyżej, mrok zapadał a w sąsiedniem miasteczku zapalano światła...
Czy mam dodawać, że w owem sąsiedniem miasteczku zamieszkiwał pan Szapsa Drejkönig i pan Pinkwas Gelbwirginien, czy mam dodawać, że tutaj koncentrował się przemysł i handel całej okolicy, że tu dopełniały się rozmaite ugody i tranzakcje, oraz, że starozakonni spekulanci nabywali tutaj od kahału prawo eksploatowania osób wszelkich innych wyznań.
Faktem było, że Szapsia Drejkönig był już w oczach kahału aktualnym gospodarzem folwarku Wronie‑Piórka i że dobra Ogonów należały do pana Pinkwasa Gelbwirginien.
Obadwaj ci obywatele przez wszystkich przekupniów, handlarzy i kramarzy traktowani byli jako arystokraci i używali w swoim świecie tytułu: More morajne, co znaczy jaśnie wielmożny.
Pan Pinkwas oprócz prowadzenia interesów handlowych z okoliczną szlachtą, oprócz tranzakcji zbożowych, finansowych, kredytowych i innych utrzymywał także w miasteczku świetny i znakomicie zaopatrzony handel win, w którym można było dostać wszystkiego, począwszy od śledzia, aż do tokaju po dwa ruble garniec i od cukru aż do gorzkiego pieprzu.
Były tam również w tym sklepie migdały, rodzenki, ryż, mydło, świece, perfumy, makaroniki i miotełki, co wszystko, zostawało pod wyłącznym zarządem i kluczem pani Pinkwasowej, osoby okrągłej tuszy i właścicielki siedmiu podbródków.
Nad owym świetnym magazynem towarów kolonjalnych błyszczał wielki napis żółtemi literami na zielonej tablicy:
Pod wyrazem różnych „delikatnoszczów“ należało rozumieć, jak się szanowny czytelnik łatwo domyśla, delikatesy..
Owego wieczoru siedziała pani Pinkwasowa za kontuarem sklepowym i oparłszy łokieć na stole, a brodę na dłoni, dumała nad znikomościami tego świata i kursem papierów naszych w Gdańsku.... Była cisza, nikt nie przychodził do sklepu; trzygroszowa łojówka tłustemi łzami płakała nad upadkiem handlu i kredytu, a wpół spalony jej knot żałobliwie błyszczał wśród pomroki.
Już szanowna kupcowa zamierzała kazać zamknąć sklep i rzucić się w objęcia Morfeusza, już stróż nocny z przeraźliwą trajkotką brnął po błotnistym rynku miasteczka, już preferans u pana Burmistrza miał się ku końcowi, gdy w tem chłopak z Lisiej‑jamy zajechał przed sklep, przywiązał konia do słupa a wydobywszy worek z wózka i karteczkę z kalety stanął przed obliczem pani Pinkwasowej.
Kupcowa wydobyła okulary, przetarła je starannie, włożyła na nos i rozpoczęła czytanie następującego dokumentu.
„Pani Pinkwasowa wyda na moje kąto.
Cukru funtów czterdzieści Nr. 40
Cherbaty funt jeden Nr. 1
Citrin sztók dwadzieścia Nr. 20
Rodzynków fontów dwa Nr. 2
Czynamonu fontów ćwierć Nr. cwierć
Wina białego garcy sześć Nr. 6
Wina czerwonego garcy trzy Nr. 3 i t. d.
Pani kupcowa aż podskoczyła z radości.
— Pinkwas, hörst du, Pinkwas! zawołała.
— Ny — odezwał się jakiś głos z za szafy a za głosem ukazała się głowa samego pana Gelbwirginien.
— Wus ys dues? zapytał.
— Lies, wie viel towares nymt a pani Brukwickies aus Lisiejamki.“
Pinkwas w milczeniu przeczytał kartkę i uśmiech zadowolenia przebiegł po jego twarzy....
— Es muss etwas drin sein, rzekła domyślna pani kupcowa.
— Es wird a grojse bal in Lisiejamki sein, zakonkludował Pinkwas.