Trzy sny/Sen I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Sen I |
Pochodzenie | Nowe poezye |
Wydawca | Księgarnia Seyfartha i Czajkowskiego |
Data wyd. | 1872 |
Druk | Zakład nar. im. Ossolińskich |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tomik |
Indeks stron |
Tak wyraźnie widziałem,
O! nie, to nie był sen!
Przy ogniu z nim siedziałem
I widzę komin ten…
Ścisnęliśmy swe dłonie
Pierścienie dali wraz,
Jak biali ślubni bracia
I uścisk jeszcze raz…
I wiele o Hamlecie,
I o Platonie znów
Mówiliśmy, jak dziecię
On słuchał moich słów!
I o jej czarnych oczach
Mówiłem mu przez łzy,
A on o jej, błękitnych,
Szczęśliwi — byliśmy...
Wtem bije północ rdzawo,
On zerwał się, ja z nim,
Muszę iść! nie mam klucza,
Spią wszyscy w domu mym!
Nie odprowadzaj mnie dziś
Wicher deszczami gna,
Właśnie dlatego pójdę!
A jemu błysła łza…
Idziemy ulicami
Pod ramię w równy krok,
Księżyc goni chmurami
W ciemnościach ginie wzrok…
Idziem długo, bez końca,
Ulice giną mi,
Rozmawiamy ze śmiechem,
Tak się wyraźnie śni…
Biedne twoje łapięta
Jakże mocno spierzchnięte,
Schowaj je do kieszeni…
Patrz! wody lekko ścięte…
Mijamy Café Greko,
Muzyki słychać głos,
Czy grają Pifferrary?
O! biedny grajków los!..
Idziemy zaułkami
Romy znanemi, wraz,
Andrea Della Valle,
I szybko mija czas…
Przez Corso długie idziem
W milczeniu, czarny cień
Pałaców, ulicami
Się ściele — czy to sen?..
W dali nad Coliseum
Księżyc się lampą wzniósł,
I nad Santą Francescą,
Nad łukiem Tyta rósł…
Nad złoty dom Nerona
I Cezarów pałacem,
Nad łukiem Constantyna
I nad Trajana placem…
Stajemy — z okna znana
Melodya płynie w czas,
A z Trajana kolumny
Puszczyk pozdrowił nas!
I od dzikiego krzyku
Myśleliśmy że czart!
I zabrzmiał dzwon z klasztoru,
Puszczyku! kuli-ś wart!..
Idziem dalej i dalej,
Capitol staje w mgle,
Srebrny Tyber… Ripetta…
A! gdzież ty wiedziesz mnie?..
Wreszcie stajem przed bramą,
Żelazna — czarna — strach!
Za nią krzyże, posągi,
I sowa woła ach!..
On zadzwonił, i mówi:
Dobranoc drogi mój!..
To via della pace…
Dwudziesty numer mój!..
Drzwi otwarł biały szkielet,
On rękę podał mi,
Była zimna i drżąca,
I w oku miał dwie łzy…
I rzekł: to mój odźwierny
Tajemnie puścił mnie,
Bym druh twój zawsze wierny
Odwiedził, luby cię…
Puśćże i mnie odźwierny,
On głową kręci wspak,
Zatrzasnął rdzawą bramę
I nocny zapiał ptak…
O! cóż ci dać odźwierny
Żeś puścił drucha mi?
Daj na mszę za mą duszę…
I znikli jako sny —
A jam runął na ziemię
I ryknął w wielki głos,
Budzę się — kto? Signora
Rosa, z mej kawy włos
Wyciąga co przypadkiem,
Do filiżanki wpadł,
I rzekła: „Carlo przyniósł
Domino, pewnie skradł…
Wynajmuje go na bale,
O! il dolce carnavale!“ [1]