<<< Dane tekstu >>>
Autor Gaston Leroux
Tytuł Upiór opery
Wydawca E. Wende i S-ka
Data wyd. 1926
Druk Drukarnia Leona Nowaka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le fantôme de l'Opéra
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


V
JESZCZE O „LOŻY № 5“

P. Richard już nie zwracał uwagi na inspektora i zaczął mówić w sprawach administracyjnych z sekretarzem panem Remy, gdy po chwili weszła do kancelarji wprowadzona przez woźnego, pani Giry, bileterka, zajęta w jednym z domów niedaleko Opery, jako „concierge“.
„Jak się pani nazywasz? — zapytał ostro dyrektor.
„Pani Giry. Przecież mnie pan dyrektor zna dobrze. — Jestem matką małej Meg.
Słowa te wypowiedziane były z wielką pewnością siebie i powagą.
P. Richard zdawał się chwilę zastanawiać:
Nie znam, nie pamiętam — ale nie o to chodzi. Pani Giry, zawezwałem panią, byś mi zechciała powiedzieć, dlaczego wspólnie z inspektorem zawezwaliście pomocy do opróżnienia loży Nb 5?“
„Chciałam właśnie pomówić o tem z panem dyrektorem, — bo lękam się, żeby ta cała historja źle się nie skończyła. Tak, jak na początku było z p. p. Debienne i Poligny. — Nie chcieli także mnie słuchać.
„Nie pytam się o to pani. Proszę mi powiedzieć, co to się stało wczoraj wieczorem?
Pani Giry poczerwieniała z oburzenia. Jeszcze nikt w ten sposób do niej się nie odezwał. Wstała majestatycznie, poruszywszy piórami wielkiego buraczkowego kapelusza i zbierała się do odejścia, lecz po chwili zastanowienia powróciła od progu i rzekła przerywanym głosem:
— Stało się, że znowu niepokojono Upiora.
P. Richard miał minę człowieka, który lada chwila wpadnie w szał wściekłości. P. Moncharmin więc uznał za stosowne wmieszać się w tę sprawę. Zaczął z dobrodusznym uśmiechem indagować zacną matronę. Pani Giry utrzymywała, że oprócz gości, zachowujących się tak niespokojnie, był jeszcze ktoś inny w loży, ktoś niewidzialny, lecz którego głos dawał się słyszeć i fakt ten uznawała za zupełnie naturalny. Głos ten słyszała już wielokrotnie, a można jej było wierzyć, gdyż niekła — mała nigdy. A zresztą panowie dyrektorzy mogli zasięgnąć informacji o niej u p. p. Debienne i Poligny i u pana Izydora Saacka, któremu Upiór złamał nogę.
„Co mi tu pani opowiada, — przerwał elokwencję obrażonej matrony p. Moncharmin. — Upiór złamał nogę temu biednemu Izydorowi Saack?“
Pani Giry otworzyła szeroko oczy. Tyle nieświadomości zdumiewało ją. Należało przecież tych ludzi oświecić.
Pani Giry otworzyła szeroko oczy, w których malowało się zdziwienie wobec takiej nieświadomości. Postanowiła jednakże oświecić nieszczęsnych swych rozmówców. Rzecz miała miejsce za czasów p.p. Debienne i Poligny, tak samo w loży № 5 i również na przedstawieniu „Fausta“.
Mama Giry kaszlnęła dla wypróbowania głosu, szykując się jakby do odśpiewania całej partji Gounoda i rozpoczęła swe opowiadanie:
„A więc, moi panowie, było to tak. Tego wieczoru w pierwszym rzędzie siedzieli państwo Maniera, zamożni przemysłowcy z ulicy Magador, zaś poza panią Maniera siedział ich dobry przyjaciel p. Izydor Saack. Mefistofeles śpiewał właśnie (mama Giry również zanuciła): „Ty, która zdajesz się uśpioną“, a jednocześnie pan Maniera słyszy głos szepczący mu do prawego ucha (a żona siedziała na lewo): „Ach, ach! to chyba nie Julja wydaje się uśpioną!“ (A żona jego właśnie ma na imię Julja). Pan Maniera obrócił się na prawo, aby zobaczyć kto do niego mówi. Lecz nie było nikogo. Potarł ucho i pomyślał: „Chyba mi się śniło?“ Tymczasem Mefistofeles śpiewał dalej». Ale może ja nudzę panów dyrektorów?“
„Nie, nie! Niech pani mówi dalej.
„Panowie są bardzo uprzejmi! A więc Mefistofeles śpiewał dalej (pani Giry też podśpiewuje): „Katarzyno uwielbiana, czemu nie chcesz dać kochankowi, co cię błaga, swoich słodkich ust?“ A jednocześnie pan Maniera słyszy, również prawem uchem, ten sam głos: „No, no! Julja nie odmówiłaby pocałunku Izydorowi!“ Wówczas się odwraca, lecz tym razem w stronę swej żony i Izydora i widzi, jak ten, pochwyciwszy rękę jego żony, pokrywa ją pocałunkami ponad odchyloną rękawiczką. No i naturalnie, rozumieją panowie, że na tem się nie skończyło! Plask, plask! pan Maniera, który jest wysoki i silny, jak nieprzymierzając pan, panie Richard, uderzył parę razy w twarz p. Izydora, który szczupły był i słaby jak p. Moncharmin, bez jego obrazy. Skandal! Sala cała ryczała w niebogłosy! Zabijają! zabijają! policja.“ skończyło się na tem, że p. Izydor uciekł.
„A więc upiór nie złamał mu nogi, — zauważył p. Moncharmin złośliwie, urażony uwagą p. Giry, tyczącą się jego fizycznych zalet.
„Złamał mu, mój panie“, — odparła z godnością bileterka, której uwagi nie uszła intencja dyrektora.
Złamał mu ją zupełnie, na wielkich schodach, po których zbiegał za szybko!“
„Czy to upiór sam powtórzył pani słowa, szeptane do ucha p. Maniera“, — zapytał z komiczną powagą p. Moncharmin.
„Nie, panie! To sam p. Maniera“.
„Ale mówiliście już z Upiorem, moja dzielna kobieto?“
„Tak, jak mówię teraz z panem, mój dobry panie“.
„A co mówi do pani ten upiór?“
„Każę mi zawsze przynosić sobie stołeczek pod nogi“.
Ran Richard już nie mógł wytrzymać: spojrzał na Moncharmin’a i parsknął głośno śmiechem, Moncharmin spojrzał na sekretarza Remy i rwnież się roześmiał. Nie śmiał się tylko inspektor i blada z oburzenia pani Giry. Oczy jej miotały błyskawice wściekłości.
„Zamiast wyśmiewać się z upiora, — zawołała, — lepiej byście panowie uczynili, idąc w ślad p. Poligny, który sam się przekonał...“
„Przekonał o czem? — zapytał rozbawiony Moncharmin.

,,O upiorze! O jego istnieniu... Oh! posłuchajcie tylko panowie! Było to podczas przedstawienia „Żydówki“.
P. Poligny sam zajął lożę № 5. — Pani Krauss, która wtedy śpiewała, przyjęta została owacyjnie.
Otóż właśnie w chwili, gdy kończyła arję z drugiego aktu — panowie wiedzą — i gdy Leopold odpowiada jej „uciekajmy“, a Eleazar zatrzymuje ich, zauważyłam z głębi drugiej, pustej loży, jak p. Poligny zerwał się nagle blady jak śmierć i, sztywny jak z drzewa, szybko podążył ku wyjściu. Nie miałam nawet czasu zapytać go, dokąd idzie. Szedł, jak we śnie, jak w złym jakimś śnie i błądził po schodach, nie mogąc znaleźć głównych drzwi.
Pani Giry urwała i triumfująco spojrzała na obecnych, pewna wrażenia, jakie wywołała.
„Jednakże to wszystko nie wyjaśnia mi, dlaczego upiór żąda od pani stołeczka pod nogi“, — rzekł p. Moncharmin, kiwając głową.
„A więc od tego czasu — mówiła dalej p. Giry, — gdyż od tego wieczora, zostawiono upiora w spokoju p.p. Debienne i Poligny wydali rozkaz, żeby mu lożę zawsze oddawać do dyspozycji. Kiedy przychodził, żądał ode mnie stołeczka“.
Upiór, żądający stołeczka, to coś dziwnego, — mruknął p. Moncharmin. — Więc ten Upiór musi być kobietą.
„Nie, Upiór jest mężczyzną. Ma głos męski, bardzo dźwięczny głos męski. Przychodzi zazwyczaj do Opery w połowie pierwszego aktu i trzykrotnie uderza w drzwi loży. Gdy po raz pierwszy usłyszałem te uderzenia, zaciekawiona weszłam po chwili do loży, ale nie ujrzałam nikogol Nagle usłyszałam głos: „Pani Giry, proszę o stołeczek“. Stanęłam, jak wryta. „Niech się pani nie lęka, p. Giry, mówił dalej głos, to ja, „Upiór Opery“.
Patrzę w stronę, skąd głos dochodzi, ale nie widzę nic, tylko czuję, że Upiór siedzi na pierwszem krześle, pierwszego rzędu, na prawo“.
„Czy loża obok była zajętą?“ — zapytał p. Moncharmin.
„Nie, ani loża Nr. 7, ani Nr. 3 na lewo, nie były jeszcze zajęte. Przedstawienie dopiero się zaczynało.
„I cóż pani zrobiła?“.
„Przyniosłam stołeczek. Może być, że chciał stołeczka dla swojej pani, ale coprawda, to ja jej nigdy nie widziałam, ani nie słyszałam!... Przy końcu przedstawienia dawał mi zawsze suty napiwek, ale odkąd nie dają mu spokoju, odchodzi i nic mi nie zostawia.
„Ależ pozwól pani — przerwał p. Moncharmin — zechciej nam wytłumaczyć, w jaki sposób ten upiór wręcza ci napiwek?”.
„Zostawia go na stoliczku w loży. — Znajduję go tam wraz z programem, który mu daję. Niekiedy nawet znajduję kwiaty, a nawet raz, to znalazłam wachlarz“.
„Oh! oh! upiór posługuje się wachlarzem? I cóż pani z nim uczyniła?“.
„A cobym miała zrobić? Odniosłam mu go następnego dnia do loży“.
„Aha! Odniosła pani wachlarz, pani Giry? I cóż się z nim stało?“.
„Nie wiem. Prawdopodobnie Upiór go zabrał, bo na jego miejscu znalazłam pudełko z angielskimi cukierkami, które bardzo lubię“.
„No, dobrze, już dobrze, pani Giry. Może pani odejść“.
Po odejściu pani Giry i inspektora, p.p. Richard i Moncharmin po krótkiej naradzie polecili sekretarzowi usunięcie gadatliwej bileterki od obowiązków i to w jak najkrótszym czasie, sami zaś udali się do loży Nr. 5.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Gaston Leroux i tłumacza: anonimowy.