[621]UROCZYSKO.
Na dnie odmętu,
Wśród wiklin i trzcin roztoczy,
Wplątane w mchy podwodne,
Spadłe z Firmamentu
Lśnią się gwiazd oczy
Pogodne.
Zielona poświata miesiąca
O wód tafle trąca
I welon biały,
Srebrzysty na liściach zwiesza.
— Cicho... Zaraz liście będą spadały.
Hen z sinej dali
Idzie już — idzie wieczna tułacznica,
Ugorów rozpaczna cisza...
Ślizga się po srebrnej fali.
Oblanej strugą księżyca.
Pień dębu objęła zmurszały...
Po trawach depce,
A teraz w liściach wierzb coś szumi i szepce.
— Cicho... Zaraz liście będą spadały.
[622]
Od mgieł, co jak białe płótno zwiesza.
Tajemne się tworzą jeziora i stawy
Na łąkach... Na wierzchołkach borów
Opustoszałych ugorów
Rozpaczna cisza
Kołysze drzewa i trawy.
Wśród trzcin pełza po cichu,
Aż w końcu w lilii kielichu
Cała się kładnie —
Pod ciężarem
Przegina się w wodę kielich biały
I lilia, zwiesiwszy pierś, kona.
Otruta moczarem.
Patrząca w gwiazdy na dnie...
— Cicho zaraz liście będą spadały.