Stała się rzecz niesłychana:
Wół, co nigdy nikomu wody nie zamącił, Ni ztąd ni z owąd, ostrym rogiem trącił Lwa, swego króla i pana.
Lew natychmiast, w najdalsze swego państwa końce, Wyprawia gońce Z rozkazem następnej treści: «Pełni smutku i boleści Z tak zbrodniczego zamachu,
Wszem w obec nakazujem, pod gardła utratą, Do dni trzech, wszelką istotę rogatą
Wygnać z ziem naszych.» Więc, w śmiertelnym strachu, Na wyrok tak niespodziany,
Wyniosły się co prędzej łosie i jelenie,
Żubry, woły, daniele, kozły i barany. Wtem, jakiś Zając, lękliwe stworzenie, Widząc na murze swych uszu cień długi:
«Niema co czekać, rzecze, bierzmy za pas nogi; Lwa jegomości zbyt gorliwe sługi
Gotowe przez omyłkę uszy wziąść za rogi.
Bądź zdrów, Świerszczu sąsiedzie: idę w obce kraje!...
Choćbym te... wiesz, co sterczą... przyciął na dwa cale,
Jeszcze bałbym się zostać. — Co też waszeć baje!
Świerszcz rzecze; toż to uszy, a nie rogi wcale. — Wiemci ja o tem, Szarak mu odpowie, Że nie mam rogów na głowie; Lecz w tem cały szkopuł leży, Że często głodną bywa Lwa przyboczna rada:
Więc, choć jestem Zającem z dziada i pradziada,
Choć dowiodę, przysięgnę, nikt mi nie uwierzy.»