Maleńkiego Karpika złowił Rybak w stawie.
«Lepszy rydz jak nic, rzecze, leź w torbę, nieboże.
— Dobrodzieju! rzekł Karpik, chciej zważyć łaskawie:
Na co tak nędzny połów przydać ci się może?
Ledwie na jeden kąsek — i skończone gody. Ot, wpuść mię raczej do wody, A za to, na przyszłą wiosnę, Kiedy już nieco podrosnę
I tłuściutkim Karpiem będę, Dam ci się złapać na wędę: Zjesz mnie ze smakiem, lub na targowisku Sprzedasz dla zysku. A dziś, jam chudy, same tylko ości: Choć takich jak ja, złowisz kopę całą, Jeszcze to będzie zamało Dla apetytu waszmości. — Rybeńko, przerwie Rybak, choć prawisz tak dzielnie, Na nic się nie zda twej wymowy zapał; Nie głupim puścić, kiedym cię już złapał, I jeszcze dzisiaj pójdziesz na patelnię.»
Człek rozsądny niewiele zysk niepewny ceni:
Od skarbów na księżycu lepszy grosz w kieszeni.