Gdzieś koło Pińska, kędy sławne błota, Ugrzęzła raz fura siana.
Wpadły koła po osie, szkapy po kolana.
Chłop cmoka, huka, fuka, daremna robota:
Stanął wóz, jak przykuty. Bowiem pińskie drogi Z dawien dawna mają sławę, Że komu losy łaskawe Chcą kark ukręcić lub połamać nogi,
Tego na wiosnę lub w jesiennej porze Zmuszą do Pińska jechać z interesem: O co kto chce się założę, Że wśród wybojów, błota i korzeni, Biedak przepadnie z kretesem. Nasz chłop, gdy konie ustały, Rwie włosy z głowy, i z gniewu się pieni, I klnie świat cały. A że naówczas jeszcze w tej krainie Bogom pogańskim stawiano świątynie, Więc przyzywa Węża-Wiuna, Czy też Perkuna. «Pomóż mi, woła, gromowładny boże, Ratuj wiernego Pińczuka!
— Najprzód sam sobie pomóż, bóg potem pomoże,
Zagrzmiał głos z poza chmury; narzekać nie sztuka:
Kto w biedzie, niechaj nie klnie, lecz ratunku szuka. Weź topór, wyrąb pniaki i korzenie; Usuń z drogi te kamienie; Zgarnij z kół błoto; skończyłeś, człowiecze? — Skończyłem, Pińczuk odrzecze. — A więc teraz ci pomogę: Palnij-no z bata — i w drogę!
— Co widzę? chłop zawoła, zniknęły zawady,
Wóz idzie jak po maśle; dzięki wam, bogowie!
— Twojej to pracy skutek, głos z za chmur odpowie:
Widzisz, że człek, gdy zechce, sam sobie da rady.»