W dolinie łez/Zagłada polskości i wiary

<<< Dane tekstu >>>
Autor Cecylia Niewiadomska
Tytuł W dolinie łez
Pochodzenie Legendy, podania i obrazki historyczne
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1920
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Zagłada polskości i wiary.

Cała ziemia polska należy do cara, on nią rozporządza.
W Polsce trudno wytępić cały naród miljonowy, nawet carowi trudno, ale Litwę z tego robactwa oczyści. Na Litwie niema miejsca dla Polaków. Ci, którzy osiedlili się tutaj od wieków, precz pójdą.
Wszyscy? W jaki sposób?
Patrzmy.
Wieś Jaworówkę w gub. grodzieńskiej o brzasku dnia otaczają wojsko i Kozacy.
Mieszkańcy jeszcze śpią. To szlachecki zaścianek, jakby Dobrzyńskich w Panu Tadeuszu.
Budzi ich dziwny gwar i tętent koni, słychać krzyki, nawoływania, nawet strzały. Powstanie jeszcze trwa, bo to sierpień w roku 63-im, lecz nie było powstańców w okolicy, — więc co to znaczy?
Stają na progu domów zaniepokojeni: wszędzie wojsko, pełno kozactwa, pada rozkaz krótki i groźny:
— Zbierać się w drogę!
— W drogę? Dokąd? Poco? — Nahajka jedyną na to odpowiedzią. — Prędzej! prędzej!
Nieopisany zamęt, szloch kobiet, płacz dzieci. W jaką drogę? Wszystko tu rzucić?
Zabrać, co można. Prędzej!
Pod batem, w pośpiechu każdy gromadzi, co może. Podobno resztę spalą?
Zaprzęgają do wozów, wyprowadzają bydło, wiążą w węzełki odzież i trochę żywności, Kozacy pomagają, o, pomagają gorliwie „zabierać“! Krzyk, lament, kłótnie, świst pletni, przekleństwa.
A komenda przynagla: — Prędzej! prędzej!
Na wozach starcy i kobiety z dziećmi, reszta idzie piechotą, otoczona murem kozactwa i wojska. Kilka strzałów — i płoną strzechy. Już cała wieś w ogniu. Pozostaną tylko kominy.
Ciągnie drogą żałosny orszak. Dokąd go wiodą? dokąd? To czują, że tu nie powrócą nigdy. Wyrwano ich z gruntu, jak huragan drzewa wyrywa.
Idą w świat, — na stracenie.
Czas jakiś obozowali w Białymstoku, potem popędzono ich dalej, na Wschód, het, do Azji.
Carską ziemię rozdano prawosławnym.
Niejedna Jaworówka tak zginęła, można wyliczyć cały szereg nazwisk: carska ziemia dla prawosławnych.
Polakowi ją odbierają, Polak nie może kupić „ani kawałeczka“, niewolno. Takie prawo.
Litwa nie dla Polaków, a Litwini powinni przyjąć prawosławie, jako wierne dzieci ojca swego cara.
Więc zabierają kościoły, klasztory zamieniają na cerkwie. Dużo kościołów na Litwie, to też ta robota trwa przez dziesiątki lat.
I nietylko kościołów, ale nawet krzyżów katolickich stawiać niewolno, ani naprawiać starych. Wszystkie muszą spróchnieć i zniknąć bez śladu.
Unji na Litwie niema, zniesiona już dawno, po 30 — 31 roku, więc teraz katolicy muszą przyjąć prawosławie. Jednym dowodzą, że należą do prawosławia, bo któryś tam ich dziadek ochrzcił któreś dziecko w unickiej cerkiewce. W księgach zostały ślady. Na innych niema takiego dowodu, ci zmienią z czasem wiarę dobrowolnie.
Rząd do tego pomaga wszystkiemi siłami, usuwa wszystko, co katolickie obrządki przypomina: więc niewolno używać opłatka w Boże Narodzenie, niewolno dzwonić podczas nabożeństwa dzwonkami przy ołtarzu, niewolno sprzedawać krzyżyków, medalików, szkaplerzy i t. p.
Nakoniec wyszedł ukaz, aby całe nabożeństwo wraz z kazaniem odprawiano w języku rosyjskim, zamiast niezrozumiałej łaciny i zabronionej polszczyzny.
Było to w r. 1870. Proboszcz kościoła Św. Rafała w Wilnie, ksiądz Stanisław Piotrowicz, nie odmówił odczytania w kościele ukazu: będzie posłuszny.
To bardzo dobrze, takich trzeba więcej, z upartymi i opornymi rząd sobie poradzi.
Ksiądz Piotrowicz w niedzielę wchodzi na ambonę, w lewej ręce ma ukaz, w prawej zapaloną świecę. Tłum zgromadzony patrzy i słucha w milczeniu.
Ksiądz odczytuje ukaz do ostatniego wyrazu, potem przemawia do ludu. Tłumaczy jego znaczenie dla wiary i narodowości, nakoniec grzmiącym głosem rzuca klątwę kościelną na wszystkich, którzyby się poddali woli rządu.
Przybliża świecę do papieru i w oczach zgromadzonych pali go do szczętu.
Policja w kościele nie śmiała wobec tłumu przeszkodzić temu, co się stało, lecz u wejścia już czekała na kapłana kibitka i żandarmi. On wiedział, że tak być musi.
I nietylko on jeden: wywożono w głąb Rosji księży i biskupów: Hryniewieckiego, Zwierowicza, który dzieciom katolickim do szkół cerkiewnych uczęszczać zabronił; kościół wytrwale stał na czele walki o wiarę i narodowość.
Co za tryumf wyprzeć z kościoła ten nienawistny język! byłoby łatwiej stłumić go zupełnie.
Bo jeśli to ziemia carska, ziemia ruska, a Polakom z łaski jedynie, niektórym, pozostać dozwolono, to zupełnie rzecz naturalna, że powinni wyrzec się swego języka.
Język polski na Litwie nie istnieje.
Niewolno nim rozmawiać na ulicy ani w ogrodzie, w teatrze, hotelu, restauracji, w sklepie, nigdzie, nigdzie w publicznem miejscu, gdzie mógłby obrazić uszy Rosjanina. Niewolno. Kupiec do subjektów mówić musi po rosyjsku, pan do służby. W fabryce czy warsztacie słychać tylko język rosyjski. Gdzież polszczyzna schronić się może?
Przemawia nią ojciec i matka do dzieci: staje się językiem świętym, który poza domowem ogniskiem usłyszeć można jedynie w kościele.
Gdyby go można usunąć z kościoła — —
Gdyby można wyrwać z korzeniem!
Zabrania się w księgarniach wystawy polskich książek, niema pism polskich, — a szkoły!
W szkołach, tylko rosyjskich naturalnie, uczą Litwinów, ile krzywd Polacy wyrządzili im przez zdradziecką unję. Pozbawili ich niepodległości, zniszczyli język, pamiątki, kulturę, car dopiero pozwoli się Litwie odrodzić. Niech się odpolszczą, staną Litwinami i pomszczą wszystkie krzywdy. Car im dopomoże. Na początek pozwala mówić po litewsku i drukować litewskie książki, tylko broń Boże nie łacińskiemi czcionkami, bo to polska zaraza, lepszy alfabet rosyjski.
Młodzież litewska wychowuje się w tych przekonaniach i nic innego nie wie. To lud, który dopiero sięga po oświatę i nie wie, że podają mu fałsz i truciznę.
Jaki plon wyda ten zdradziecki posiew?



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cecylia Niewiadomska.