[4]2.
W LESIE.
A na tych srebrnych gałęziach boru
Płoną zachodu róże;
Z za drzew spogląda oko wieczoru
Słońce czerwone, duże.
Po niebie idą światła i cienie,
Bije blask łun od słońca,
Niby rumieniec, niby płomienie
I niby krew gorąca.
Hej, las się pali, las krwią ocieka,
Szkarłatne strugi płyną;
Kruki, czy wrony kraczą zdaleka?
Dym czy mgła mży głębiną?
Co to? Znów żyje siwy las stary?
Co to? Odmłodniał może,
Że takie ognie i takie żary?
O Boże, Boże, Boże!...
Cyt! Przez las cichy, srebrny od szronu
I malowany krwawo,
Idzie wiatr tylko i odgłos dzwonu
I ptactwo leci ławą.
[5]
Słońce, jak oko starca czerwone,
O siwej, śnieżnej rzęsie,
Za mgły się chowa, jakieś znużone,
A wiatr łzy — szrony trzęsie...
Pęknie gdzie gałąź, echo trzask niesie;
Bór, zda się, zadrzał stary...
I znów posępnie w posępnym lesie
Zbudzone nikną mary.
Łuna w mgły wsiąka już teraz blada,
Szarzeje zwolna, gaśnie;
Las tylko jeszcze pacierz swój gada,
Nim, rozmarzony, zaśnie...
Warszawa. Bożydar (Edmund Bogdanowicz).