[11]I.
W samotności.
Żądałem dużo!
Porwany burzą,
Jak Pan, przez czarta
Niegdyś obłędy,
Patrzę — otwarta
Ziemia mi wszędy
I wzdłuż i wszerz.
I jakaś zdrada
Tak mi powiada:
[12]
— Obawy nie miéj,
Lecz z darów ziemi
Dłońmi pełnemi
Bierz ile chcesz. —
Miałem nie mało!
Lecz mi się zdało,
Żem jak ci ludzie,
Których coś tknęło,
By piętrzyć w trudzie
Bez końca dzieło
Babelu wież.
I coś mi rzecze:
— Słuchaj człowiecze —
Od żądzy lichéj
W światowe szychy
Przybranej pychy
Boże cię strzeż! —
Tęskniłem wiele!...
O mój Aniele!
Pamiętasz przecie,
Jak sam, nikogo
Nie mając w świecie,
Wołałem z trwogą:
[13]
— Gdzież spokój? gdzież?
A tyś mi słowy
Wiosny majowéj,
Co wonią wzdycha
Z lilii kielicha
Szepnęła z cicha:
— Kochaj i wierz! —