W złym humorze
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | W złym humorze |
Pochodzenie | Śmierć urzędnika |
Redaktor | Antoni Lange |
Wydawca | Wydawnictwo „Bibljoteki Groszowej” |
Data wyd. | 1926 |
Druk | Polska Drukarnia w Białymstoku, Sp. Akc. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | A. W. |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
Komisarz okręgowy Semion Ilicz Praczkin chodził z kąta w kąt po swoim pokoju i starał się stłumić w sobie nieprzyjemne uczucie. Wczoraj pojechał w sprawach urzędowych do naczelnika wojskowego, zasiadł przypadkowo do kart i przegrał osiem rubli. Suma nieznaczna, drobna, ale djablik chciwości i pożądliwości siedział w uchu komisarza i robił mu wymówki za rozrzutność.
— Osiem rubli — wielka rzecz! — tłumił w sobie Praczkin tego djablika. — Ludzie więcej przegrywają i nic... Po za tem, pieniądze — to rzecz do zdobycia. Pojedzie się raz do fabryki albo do traktjerni na łowa — osiem rubli gotowe, ta nawet jeszcze więcej.
— „Zima... Włościanin uroczyście...“ — monotonnie kuł w sąsiednim pokoju syn komisarza, Wania. — „Włościanin uroczyście... saniami pierwszy znaczy ślad...“
— I odegrać się można... Co to tam „uroczyście“?
— „...Włościanin uroczyście... znaczy ślad... znaczy ślad...“
...Uroczyście... — rozmyśla dalej Praczkin. — Wsypałbym mu dziesięć batów, toby niebardzo był uroczysty. Zamiast być uroczystym, lepiejby podatki płacił. Osiem rubli — wielka rzecz! To nie osiem tysięcy. Zawsze można się odegrać!..
— „...Kobyłka, śnieg pod stopą czując... stopą czując, kłusem przebiega...”
...Może ma galopem pędzić? Jaki się kłusak znalazł, proszę bardzo! Szkapa — szkapą zostanie. Dureń chłop, gotów po pijanemu pędzić konia, a jak wpadnie do przerębla albo do parowu, to tylko z nim kłopot. Pędź, pędź mi tylko, to ci taką nauczkę dam, że pięć lat popamiętasz!... I pocom z małej wyszedł? Gdybym był wyszedł z asa trefl — nie byłbym bez dwóch.
— „...Pryskając wokół śnieżnym puchem, kibitka śmiga żywym ruchem... pryskając wokół śnieżnym puchem...“
...„Pryskając śnieżnym puchem“... Też ktoś taką rzecz wymyślił!... I pozwalają to pisać, Boże, zmiłuj się! A wszystkiemu winna ta dziesiątka! Djabli ją przynieśli nie w porę!
— „...Na folwarku biega malec... malec... w saneczki gwałtem wsadził psa... wsadził...“
...To znaczy, że się najadł, kiedy biega i zbytkuje... A rodzice nie mają tyle rozumu, żeby go do pracy zasadzić. Zamiast psa wozić, lepiejby drzewo rąbał albo Pismo Święte czytał... I psów się też rozpłodziło — ani przejść. Nie powinien byłem po kolacji siadać. Zjeść kolację i odjechać.
— „...Choć ból doskwiera, mknie, co tchu, a matka z okna grozi mu...“
...Grozi, grozi... A nie chce jej się wyjść na dwór i ukarać... Podnieść kożuszek i czyk-czyk, czyk-czyk! To jest lepsze, jak palcem grozić... Jeszcze z niego pijak wyrośnie. Kto to napisał? — zapytał głośno Praczkin.
— Puszkin, tatusiu.
— Puszkin? Hm... Jakiś dziwak. Piszą, piszą, a sami nie wiedzą co. Aby pisać.
— Tatusiu, chłop przywiózł mąkę.
— Przyjąć.
Ale i mąka nie rozweseliła Praczkina. Im więcej starał się pocieszyć, tem dotkliwiej odczuwał stratę. Tak mu było szkoda ośmiu rubli, tak szkoda, jakgdyby rzeczywiście przegrał osiem tysięcy. Kiedy Wańka skończył lekcję i umilkł, Praczkin stał przy oknie i ze smutkiem spoglądał na stosy śniegu. Widok śniegu tylko jątrzył ranę jego serca. Przypominał mu o wczorajszej wyprawie do naczelnika wojskowego. Żółć w nim wezbrała i podeszła pod serce.
Potrzeba wyładowania na czemś swego niezadowolenia dosięgła stopnia, niecierpiącego zwłoki. Nie wytrzymał...
— Wania! — krzyknął. — Chodź tu, dostaniesz w skórę za to, żeś wczoraj stłukł szybę!