<<< Dane tekstu >>>
Autor Maria Konopnicka
Tytuł W zapusty
Pochodzenie Książka dla Tadzia i Zosi
Data wyd. 1892
Druk Wł. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
W ZAPUSTY.

— Wiecie co chłopcy? — rzekł raz Antoś, — przebierzemy się w niedzielę, każdy za co innego. Dopieroż to będzie zabawa!
— A dobrze! — krzyknęli chłopcy. — Przebierzmy się!
— No to i my także! — zawołały dziewczynki.
— Co myślicie chłopcy? — rzekł Feliś — mają się dziewczynki przebierać, czy nie?
— A niech się przebierają! — Cóż to one gorszego od nas! — zawołał Karolek. — I owszem. Będą tańce.
— Tylko jakby się to przebrać? — zapytał Staś i zamyślił się bardzo.
— O, wielkie rzeczy! Jest też nad czem myśleć. Ja się przebiorę za górala, bo mam siekierkę, co mi ją ojciec w Zakopanem kupił. Wezmę serdaczek ślicznie wyszywany, na nogi zawiążę kierpcie, takie chodaki z długiemi rzemieniami, spodeńki obcisłe sukienne, pięknie na bokach czerwonym sznurkiem wyszywane, pas szeroki skórzany, ćwieczkami nabijany; gunię na to taką jak noszą druciarze, torbę skórzaną przez plecy i kapelusz opasany taśmą, muszelkami naszytą. A co? Niepięknie to będzie? A teraz jeszcze siekierka!
— No to ja się przebiorę za góralkę! — zawołała Józia. — Wezmę buciki żółte safianowe, spódniczkę modrą, serdaczek ślicznie wyszyty, do koszuli wstążkę czerwoną, warkocze zaplotę gładziutko i białą chusteczkę zawiążę na głowę.
— To będziesz musiała owsiane placki piec! — żartował z Zosi Michaś. — Bo tam taka bieda, że chleba prawie nie jedzą.
— A nie! Bo mój góral naostrzy kosę i pójdzie w doliny żyto kosić i zarobi dużo pieniędzy i będziemy mieli chleb biały, aha!
— Kiedy tak — zawołał Janek — to ja się przebiorę za Krakowiaka. Wezmę kamizelę zapinaną pięknie na guziczki, szarawary w paski niebieskie i białe, wstążkę będę miał u kołnierza czerwoną, na to kerezya granatowa z peleryną ślicznie złotem, srebrem wyszywaną, pas szeroki skórzany, na nim kółek siedmdziesiąt; te będą brząkały, gdzie się tylko ruszę, u pasa kozik na rzemyku, u butów podkówki, co z nich tylko iskry będą leciały, jak sobie w tańcu przytupnę. Na głowie biała czapeczka z pawiem piórkiem i czarnym barankiem — i co mi kto zrobi?
Tu ujął się Janek pod boki i zaczął śpiewać:

Albo my to jacy tacy, jacy tacy,
Chłopcy krakowiacy! Chłopcy krakowiacy!

Hanusi zaświeciły oczki.
— Mój Janku! mój złoty! prosiła brata, to ja będę krakowianką! Spódniczkę wezmę niebieską, galonem i wstążkami naszytą, gorsecik czerwony sznureczkiem złotym sznurowany, u rękawów i u szyi wstążki śliczne, w warkoczach kwiatki, pończoszki białe, trzewiczki z klamerkami, fartuszek także biały.
— No dobrze! — zawołał Janek! — Ale mi się wyucz różnych krakowiaków, żebym za ciebie wstydu nie miał.
— Już się ty nie bój! — odrzekła rezolutnie Hanusia.
— Ja tam — powiedział Ignaś, — przebiorę się za Podlasiaka. Włożę sukmankę kasztanowatą z wełny takich burych owiec, w domu utkaną, czerwonym sznurkiem po bokach i u kołnierza i u mankietów wyszytą, wezmę buty z podkówkami albo skórznie wiązane rzemieniem na szarawary płócienne białe, wezmę czapkę z siwym barankiem — i już.
— To tam wcale strój nie osobliwy! — zawołał Piotruś. — Miałeś też co wymyśleć!
— A wcale że nie — broniła Ignasia Julka. — Właśnie, że ładny strój! Ja sama przebiorę się za Podlasiankę, spódniczkę wezmę płócienną w drobne kwiateczki, fartuch biały, na to kaftan taki biały za kolana, co się nazywa parcianką, głowę okręcę białą zawijką, kwiateczek za nią zatknę czerwony, na nogi chodaczki czerwone, albo trzewiczki — i zobaczycie jak mi w tem będzie ładnie.
— No, zobaczymy! — odrzekł z niedowierzaniem Piotruś. — A ja tymczasem będę sobie mazur. Sukmanę wezmę granatową z czerwonemi wyłogami, pod nią kamizelę zieloną, opasaną wełnianym czerwonym pasem, kapelusz z wstążką granatową i tak będę śpiewał:

Jestem ja sobie mazur bogaty,

Świecą się na mnie prześliczne szaty,
Koszuleczka drelichowa
Właśnie jakby muślinkowa,

Dratwami szyta!

— No to ja tak samo się ubiorę jak ty, — rzekł Pawełek — i będę Łęczycak.
— A nie! — zaprzeczył Staś — bo Łęczycaki noszą wyższe kapelusze i jaśniejsze kamizele bez rękawów i mają szarawary z wełniaka w paski czerwone albo modre.
— A ja co będę? — zapytała Kazia, — łęczycanka, czy mazurka?
— Możesz sobie być albo taką, albo taką, jak chcesz.
— No to ja chcę być mazurką. Wezmę spódniczkę różową, fartuch w kwiatki wstążką wiązany, na to kaftan granatowy sukienny, na guziczki zapinany, pięknie z tyłu fałdowany, z kołnierzem wykładanym i wyłogami czerwonemi, taki kaftan, co to się nazywa „przyjaciółka“...
— A to zabawne! — przerwała Mania.
— A na głowie — kończyła Kasia — będę miała chusteczkę związaną, a za nią zatknięty kwiatek.
— A o mnie toście zapomnieli! — zawołał płaczliwie Józio. — Już się dla mnie nic nie zostało! Wszystkoście sobie zabrali! Jacy mądrzy!
— Ale gdzież tam! Ale nie! — bronili się chłopcy. — Możesz przecie być kujawiakiem, rzekł Michaś.
— A jakże ja się przebiorę?
— A wstyd! — zawołała Rózia, — żeby taki duży chłopiec nie wiedział, jak się kujawiacy ubierają!
— A wstyd — zawołały inne dzieci. Zaczerwienił się Józio, a Janek tak mówił.
— Weźmiesz na siebie długi kaftan sukienny, na trzy rzędy świecących guziczków zapinany, na to pas bawełniany amarantowy; weźmiesz potem sukmanę modrą z wyłogami i podszewką też amarantową. Weźmiesz kapelusz słomiany z młodego żyta pleciony, opaszesz modrą wstążką i będziesz taki kujawiak, że aż miło!
— A ja z tobą do pary! — zawołała Rózia. — Spódniczkę wezmę niebieską, suto fałdowaną, u dołu samego czerwoną wstążką obszytą, gorset też niebieski na hafteczki zapisany, kołnierz od koszuli pięknie wyłożony, a na to długi kaftan sukienny granatowy. Na głowie zawiążę dużą chustkę, trzewiczki włożę płytkie, w ręku będę trzymała chusteczkę białą i pęczek bożego drzewka, nasturcyi i pachnącej mięty.
— Fiu! Fiu!... — zagwizdał Ignaś!
— A ja się przebiorę za Hiszpana! — wyrwał się Henryś z kąta.
— A to my się z tobą nie będziemy bawili, — zawołał Staś, — bo my będziemy wszyscy tutejsi! To my tam Hiszpana nie potrzebujemy.
— Tak! tak! — krzyknęły dzieci! — My będziemy wszyscy swojacy!
Henryś zawstydził się mocno.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Maria Konopnicka.