Walek na jarmarku/Zamiast przedmowy
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Walek na jarmarku |
Wydawca | Hieronim Derdowski |
Data wyd. | 1890 |
Druk | Hieronim Derdowski |
Miejsce wyd. | Winona |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Pewien czeladnik krawieckiego fachu, Co nie miał nigdzie chroniącego dachu, Rzucił na plecy swój tłumoczek lekki. I poszedł szczęścia szukać w świat daleki.
Ale to szczęście nie każdemu sprzyja A poczciwego najczęściej omija, Więc i nasz krawiec po długiem tułaniu Powrócił zimą w latowem ubraniu.
Znajomy majster wziął go do warsztatu, Czeladź się jemu cieszyła jak bratu. A kiedy tępe znów dzierżył nożyce, Pytają, jakie zwiedził okolice?
Oj zwiedziłem ja różne wsie i miasta, Lecz wszędzie bieda, jak u nas, i basta, A jaki nędzny wiódłem byt tułaczy, Ten tu mój zaczek niech wam wytłómaczy.
Gdym z pełnym workiem stanął w Petersburku, Występowałem w porządnym tużurku, Ale gdy długo nie było roboty, Wnet się zaczęły pieniężne kłopoty.
Za Polską wzięła mnie tęsknota silna, Lecz ledwie miałem na bilet do Wilna, A gdy przybyłem nad Wisłę do Pragi, Znikły z kieszeni rosyjskie bumagi.
Kiedy po moście ku Warszawie biegę, Spotykam z księstwa znanego kolegę, Co od tygodnia miał u żyda pracę I właśnie pierwszą tego dnia wziął płacę.
Ten mnie się pyta, czemu mi tak smutno, A gdy powiadam, że w kieszeni płótno, Radzi mi, bym mu ostatnią sukmanę Za jego kusy zaczek dał zamianę.
— Nie chcę ja, rzecze, abyś był skrzywdzony, Ponieważ zaczek trochę podniszczony, Byś miał pieniądze na pierwszy początek, Przydam dwa ruble, cały mój majątek.
Wyjdziesz ty nieźle na tym interesie, Bo jak podanie na Kujawach niesie, Zdobił on Walka, forysia od koni, Którego sława dzisiaj głośno dzwoni.
Lecz mimo tego wielkiego rozgłosu, Był biedny zaczek na igraszce losu, Bo go znalazłem pomiędzy zagony Na odstraszanie wróbli zawieszony.
Nie zachęcałać taka zaczka chwała, Lecz jako ciężka bieda przyciskała, Dałem sukmanę, on mi zaś dwa ruble I swoje sławne straszydło na wróble.
Pocieszałem się, że w tak wielkiem mieście Znajdę przytułek i pracę nareszcie. Ale nie znałem kochanej Warszawy: Wszystkich przeraził nabytek dziurawy.
Zaraz mnie ludzie wzięli na języki A o mym zaczku pisały dzienniki, Że jak w Warszawie bruk pozakładano, Coś podobnego jeszcze nie widziano.
Wziąłem się spiesznie do reparatury, U Prószyńskiego załatałem dziury, A wtedy mi go ku pamięci wiecznej Wymalowali w Gazecie Świątecznej.
Sam się przeląkłem tego malowidła, W końcu do reszty Warszawa mi zbrzydła, Myślałem, że już powaryowali, Więc też w mym zaczku wędrowałem dalej.
Różne ja potem przechodziłem dole, Nieraz łotrzyki wywiedli mnie w pole, Dobrze mój zaczek sobie przypomina Śmieszne przygody gdym wracał z Cieszyna.
W Krakowie świeże przybywały łaty, Przez ramię na mnie patrzały magnaty, We Lwowie, gdziem się przespał w chorym domu, Austryackiego nabrałem rozumu.
O mych kolejach lepiej niż papiery Świadczą przypięte na zaczku ordery: Tę łatę czarną zrobił Niemiec z Łodzi, Ta zaś zielona z Rusi gdzieś pochodzi.
Te tu na dole białe i czerwone W brudnych warszawskich kątach znalezione, A ta największa koloru żółtego To wielki order pana Potockiego.
Więc rozwiązaną macie łamigłówkę! Już ja nie pójdę więcej na wędrówkę, A zaczek schowam dla biednego dziadka. Niechże go po wsiach dodrze do ostatka.
Kiedy w nim wstąpi do życzliwych ludzi, I śmiech i litość w niejednym pobudzi, A gdy pamiątką całkiem się rozleci, Może z papierni kupią ją poeci.
Toruń, na św. Filip, właśnie gdy stróż drugi raz gwizdnął.