Walgerz i Helgunda (Wójcicki, 1922)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimierz Władysław Wóycicki
Tytuł Walgerz i Helgunda
Pochodzenie Klechdy, starożytne podania i powieści ludowe
Wydawca Zakłady Graficzne Wiktora Kulerskiego (Gazeta Grudziądzka)
Data wyd. 1922
Miejsce wyd. Grudziądz
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Przytoczyliśmy to podanie Serbów na dowód, że nie brakuje tego rodzaju powieści i w innych pokoleniach wielkiego szczepu Słowian. Trojan w mgle wieków tak odbija, jak nasze Waligóry i Madeje.
Z wielkiej liczby klechdów starożytnych, kronikarze jednę nam przechowali ze Słowiańskich czasów. Słuchajmy powieści, którą nam Baszko, i zasłużony heraldyk Bartosz Paprocki zgodnie opowiadają. Zapomniał już o niej dzisiaj lud; a jednakże dawniej powszechnie w okolicach Tyńca i Wiślicy znaną była; przytoczyć ją więc muszę jako ważny i ciekawy pomnik tej gałązki literatury.
Wdali Walgerz, albo Walter, hrabia na Tyńcu i pan zamku Tynieckiego, bawiąc się w postronnych krainach, dla przejrzenia spraw rycerskich, zatrzymał się na dworze króla francuzkiego. Mąż urodziwy, odwagi i zręczności niepośledniej, w gonitwach i turniejach pierwszą nagrodę odbierał i oczy wszystkich zwrócił na siebie, szczególniej córki królewskiej imieniem Helgundy. Dla niej przyjął urząd podczaszego; a gdy misy stawiał na stole, uważał, z jakiem zajęciem wpatrywała się w jego oblicze, jak oczyma ścigała każde poruszenie dorodnego dworzanina.
Był na tymże dworze Arinaldus, królewicz niemiecki. Ten rozkochany w Helgundzie, jakkolwiek wzgardy doznawał, ciągle gorzał namiętną miłością. Walgerz dla ujęcia sobie więcej nadobnej królewnej, przekupiwszy Stróże zamkowe, codziennie podchodził pod jej okna i głosem miłym i dźwięcznym śpiewał dumy smutne.
Helgunda zbudzona, zachwycona śpiewem niewidomego trubadura, przywołać rozkazała strażników zamku, ażeby jej wyjawili nocnego śpiewaka. Gdy ci przekupieni, nie chcieli wyznać prawdy, tłómacząc się, że z zakrytem obliczem przychodzi: królewna śmiercią im zagroziwszy, zmusiła do wydania Walgerza. »Poczęła go dopiero zapalczywiej miłować, a potem i do siebie na pokój wzywać. Tam postanowiła, widząc przeszkody od ojca, uciec z Walgerzem do Polski.
Ale zazdrosny Arinald wywiedział się tajemnicy, spieszy do swego królestwa, przez które musiał Walgerz powracać i na Renie zakazawszy przewoźnikom, aby mniej nie brali, jak grzywnę złota, starali się przytem uciekającego zatrzymać.
Walgerz z Helgundą wkrótce nadbiega, rozkazuje surowo przewoźnikom, by go co prędzej na drugi brzeg wysadzili; a gdy ci zatrwożeni, posłuszni Walgerzowi, zażądali zapłaty, ten rzuca złoto, wpław Ren przebywa i ku Polsce spieszy.
Arinald dowiaduje się, że Walgierz już Ren przebył, uzbraja się co prędzej, dosiada bieguna i dopędza przeciwnika.
— »Stój zdrajco!« wołał nań z daleka: przewozu nie zapłaciłeś i królewską córę’ś ukradł!«
— »Kłamiesz!« odwróciwszy się Walgerz odpowiedział: »przewóz zapłaciłem, a córa królewska dobrowolnie ze mną jedzie.«
Popędliwy Arinald wzywa go na pojedynek, z warunkiem, że kto zostanie zwycięzcą, zostanie panem królewnej i łupu przeciwnika.
Rozpoczyna się bójka. Helgunda, co stała za Walgerzem, życząc mu zwycięztwa, była bodźcem Arinaldowi, stojąc mu na oczach. Niemiec zagrzewany jej widokiem, parł silnie Walgerza tak że ten cofać się przymuszony, ujrzał przed sobą kochankę, dla której bój zacięty toczył. Widok jej zapalił go mocniej; uderza, obala wroga na ziemię i bez litości zabija. Zdziera zbroje a ze zwycięzkim łupem i królewną powraca do zamku swojego, Tyńca.
Ale zaledwie przybył, poddani żałobliwie się uskarżali na Wisława pięknego, książęcia Wiślickiego, z rodu Popiela jeszcze, o ciężkie krzywdy, jakich doznawać musieli. Walgerz gdy napróżno żądał sprawiedliwości, rozgniewany zbiera swoje rycerstwo i w jednej bitwie rozbiwszy Wisława chorągwie, samego jak niewolnika okuć rozkazał i do wieży wsadził na zamku Tynieckim.
Wkrótce na rozkaz króla, Walgerz pospieszył stanąć ze swoim zastępem do obrony granic.
Helgunda rozpaczała przy odjeździe męża. Gdy zajęty wyprawą rycerską długo nie przybywał, Helgunda opływając we wszelkie niedostatki, poczęła tęsknić i zwierzyła się wiernej służebnicy z uskarżeniem: »żem ani dziewka, ani żona, ani też wdowa.«
Zrozumiała przywiązana, a przebiegła służka tęsknicę swojej pani; radzi przeto, że w zamku jest dorodny więzień, co ją potrafi ukoić.
Wprowadzono pięknego Wisława, rozkutego z więzów, do komnaty Helgundy: ta zapomniawszy poprzysięgłej wiary mężowi, nie tylko staje się występną, ale z więźniem do Wiślicy ucieka.
Po skończonej wyprawie wojennej, przybywa na Tyniec Walgerz, okryty stawą rycerską. Lecz zaledwie wjechał na podwórzec zamkowy, nie widząc Helgundy, co zwykle wybiegała za mury na powitanie męża, zapytuje służby, dworzan i czeladzi o powód i odbiera okropną wiadomość, że uciekła z Wisławem.
Uniesiony zemstą i rozpaczą, sam jeden, w tej samej zbroi okrytej kurzawą, spieszy do Wiślicy. Helgunda była samą, Wisław na łowy wyjechał. Chytra i zdradziecka niewiasta, wy biega przeciw Walgerza, a padając na kolana, skarży Wisława, że ją przemocą uprowadził z Tyńca; zaklina, by się ukrył w skazanej komorze, a wyda mu Wisława, dla zaspokojenia słusznej krzywdy.
Usłuchał Walgerz, lecz zapóźno poznał zdradę wiarołomnej żony: napadnięty, przemocą okuty w kajdany. Wisław lękając się, by więzień nie uszedł, oddał go pod straż swojej siostry Ryngi.
Dla większej męczarni Walgerza, posadzono go na żelaznym wole, a obróż z szyi przybito do ściany. Tak skuty miał za więzienie komnatę, gdzie w poblizkości Wisław z Helgundą w oczach więźnia okazywali swoją miłość. Walgierz musiał patrzeć na wiarołomną żonę i okrutnego zwodziciela i wroga, lecz nic nie mówił, ponure zachowując milczenie.
Rynga mając dozór nad nim, szpetna aż do obrzydzenia, litując Walgerza męczarni, a więcej w nim rozkochana, obiecuje z więzów uwolnić z warunkiem, że ją pojmie za małżonkę, a życie uszanuje brata.
— »Przystaję i przyrzekam wszystko!« odrzekł Walgerz chciwy uwolnienia; »jeno rozkój mię z tych kajdan i podaj mój oręż niezłomny.«
Rynga otworzyła kłódki kajdan i miecz Walgerzowi oddała; wisiał on albowiem na osobnej ścianie. Walgerz już wolny, oręż za plecami ukrył, zachowując zwyczajną postać bolesną, milczącą ponurą.
Helgundą z Wisławem jak zwykle przyszli się pieścić na zwyczajnem miejscu. Walgierz pierwszy raz do nich się odezwał, przerwawszy uporne dotąd milczenie.
— »Cóż rzekniecie, gdybym ja teraz nad wam pomścił krzywdy i cierpień moich?«
Helgunda podziwem i trwogą przejęta, dostrzegając, że oręż Walgerza nie wisi na ścianie, rzekła do kochanka:
— »Wisławie! ja się go lękam; patrz i miecza już nie ma Walgerza.«
Ale Wisław ufając wierności swojej siostry, odrzekł z pogardą, spoglądając na więźnia.
— »Gdybyś miał i sto mieczów, nie lękam się wcale, a nawet ci odpuszczę, gdybyś mię i zabił.«
Walgerz zrzuca kajdany — z wyniesionym mieczem staje nad łożem: spuścił go z zamachem i wycisnął dwa jękliwe westchnienia, konającej Helgundy i Wisława.
Pomściwszy się krzywdy swojej, z Ryngą na Tyniec powrócił, zabrawszy wszystkie skarby, które tak zręcznie Rynga u więzła i śmierć brała ukryła, że dworzanie i rycerze Wisława dopiero się o morderstwie dowiedzieli, kiedy Walgierz ze zbawczynią Ryngą w warownym już stanęli Tyńcu.
Zwłoki Helgundy pochowano w Wiślicy. Kronikarz Godzisław Baszko pisze, że w roku 1242 widział jeszcze na kamieniu grobowym twarz Helgundy wyrytą. Bartosz Paprocki za dowód podaje, że Walgerz do rodziny Toporczyków należał, iż po wsiach, starodawnie, do Tyńca należących: »kiedy na gwałt wołają, tedy krzyczą: Starza! Starza! albo Stary-koń! a te rodziny z dawnego wieku są jednej z Toporczykami dzielnicy.«






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kazimierz Władysław Wóycicki.