Walki w obronie granic/Napad na sztab dywizji i zniszczenie 4 czołgów pod Oświęcimem

<<< Dane tekstu >>>
Autor red. i wybór Alojzy Horak
Tytuł Walki w obronie granic
1 — 9 września
Podtytuł Kampania wrześniowa w oświetleniu niemieckim
Wydawca Wojsk. Biuro Prop. i Ośw.
Data wyd. 1941
Druk Thomas Nelson and Sons Ltd.
Miejsce wyd. Londyn
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
NAPAD NA SZTAB DYWIZJI
I ZNISZCZENIE 4 CZOŁGÓW POD OŚWIĘCIMEM.
Rothkirch — »Spähtrupp 4 fertigmachen« Str. 41-53. — Venzky — »Schwadron marsch« — Str. 19-20.

Dywizyjny oddział rozpoznawczy, złożony z samochodów pancernych i plutonów motocyklistów, wjeżdża 4 września późnym popołudniem do Oświęcima, jako straż przednia, ostrzeliwując się z polskiemi oddziałami opóźniającymi. Podczas nocnego biwaku zostaję obudzony ogniem karabinów maszynowych na tyłach, który się wzmaga. Jest godzina 4 rano, wtem alarm. Dywizjon rozpoznawczy otrzymał rozkaz radiowy: »sztab dywizji napadnięty, natychmiast przysłać pomoc«. Wszystkie plutony motocyklistów, wzmocnione przez działka 4 szwadronu oraz większa ilość czołgów zostają natychmiast wysłane na odsiecz.
Pomiędzy barakami, obok koszar artylerii — na prawo stoją nasze działa — chwała Bogu są nietknięte. Samochody pancerne przed nami zaczynają strzelać. Siedzimy gotowi do skoku. Wtem jui, jui — gwiżdżą pierwsze kule nad nami. Wkrótce po tym gwiżdżą już między motocyklami. Z motocykli! Kryj się w rowie! Gęsto nad nami uderzają pociski w gościniec. Biedne motocykle. Samochody pancerne jadą tymczasem naprzód — im ogień nie szkodzi. Wtem słyszymy pierwsze polskie działko przeciwpancerne. Już wracają samochody pancerne z powrotem, lecz podjeżdżają zaraz znowu do przodu, strzelając z armatki i karabinu maszynowego i znikają w kurzu. Dowódca plutonu wyskakuje do przodu. Czekamy. Powraca — idziemy naprzód. Po 250 m. — stój! Pluton się rozerwał, tylko jedna drużyna jest z przodu. Zatrzymaliśmy się na zakręcie. Na szosie leży gwałtowny ogień. Na lewo od szosy posunęliśmy się znowu kawałek naprzód. Przed nami pojedyńcze krzaki coraz bardziej zgęszczają się. Otrzymujemy z nich na małą odległość ogień ciężkich karabinów maszynowych.
Z trudem udało się Niemcom zatrzymać przeprawianie się polskiego batalionu przez rzekę.
Przy dalszym posuwaniu się dochodzimy do skraju krzaków, nieco rozerwani. Zbieramy się za zasłoną, jako na podstawie wyjściowej do skoku, aby pod osłoną ognia własnych ciężkich karabinów maszynowych, przebyć nieprzyjemną przestrzeń otwartą. Krótki gwizd, już terkoczą nasze karabiny maszynowe. Wyskakujemy i szturmujemy. Przeciwnik strzela z przeciwległego skraju lasu. Musimy z powrotem kryć się. Zagłębienie terenu daje nam osłonę. Dawno już włożyliśmy bagnet na broń. W trakcie potyczki straciliśmy zupełnie poczucie czasu, za dużo było przeżyć. Teraz mamy chwilę spokoju. Jest 10 godzina — 5 godzin leżymy już w ogniu.
Znowu naprzód. Posuwamy się między pojedyńczymi krzakami i kępami drzew. Na jednym z napotkanych wozów widzimy niemieckiego sierżanta, którego, Polacy wzięli do niewoli pod Pszczyną. Ciężko ranny — postrzał w brzuch. Układamy go pod osłoną rowu. Dalej nie możemy się posunąć, ponieważ Polacy zużytkowali jako przedpole do swej obrony zupełnie otwartą przestrzeń, której nie możemy przebyć bez pomocy ciężkiej broni. Z tyłu, z prawa, nadjeżdżają trzy czołgi. Ruszają naprzód, jednakowoż dwa zostają na polu przed lasem, trafione przez polskie działka przeciwpancerne. Jeden tylko wraca. Ten próbuje z prawa jeszcze raz, lecz mu się nie udaje. Za trzecim razem nacierają 4 czołgi. Jeden z nich zostaje w polu. Uszkodzenie gąsienicy. Kilku z nas skacze do przodu i pomaga strzelcom pancernym w ponownym jej założeniu. Tylko wóz daje osłonę przed gwałtownie strzelającymi Polakami. Jednak dają sobie radę. Po pół godz. czołg jest uruchomiony. Jedzie na prawo, gdzie zniknęli jego towarzysze. Pluton motocyklowy próbuje mu towarzyszyć, lecz w tym samym momencie wracają inne czołgi, ponieważ nie mogły wjechać w gęsty las. Wszystkie czołgi wracają z powrotem, a więc i my musimy się cofnąć na stare stanowisko, by nie leżeć bez osłony w ogniu nieprzyjacielskim.
W każdym razie trzy natarcia dały nam trochę oddechu. Polacy prawie wstrzymali swój ogień. Chcemy posunąć się jeszcze raz na prawo, aby stamtąd natrzeć na las. Posuwamy się parowem potoku — przed nami grobla. Dowódca plutonu wyskakuje 3 ludzi za nim. Zaledwo trzeci skoczył, już dobrze wymierzony ogień uderza w groblę. Tu nie przejdziemy — Polacy wystrzelaliby nas jak zające. Tych 4 skacze z powrotem — szczęściem dostali się cało na groblę. Z powrotem na stare stanowiska. Stamtąd dokonują nasze karabiny maszynowe krótkich napadów ogniowych na przeciwległy skraj lasu. Jeden z podoficerów wraca z meldunkiem. Potrzebujemy wsparcia ogniowego. Za nami podsunął się inny pluton naszego szwadronu. Z nim dowódca szwadronu. Dowódca plutonu oddaje wachmistrzowi pluton. Pędzi przez pola w krzaki, aby swego szefa wprowadzić w położenie. Wkrótce po tym wrócił.
Polacy strzelają z lasu do każdego pojedyńczego człowieka. Próbujemy, ile się da tłumić ich ogień naszymi karabinami maszynowymi. Nowy rozkaz. Okopać się, przygotować się do obrony aż nadejdą posiłki, albo ciężka broń. Więc do łopatek. Dzięki Bogu ziemia jest miękka. Wkrótce mamy potrzebną osłonę. Polacy nagle wstrzymali swój ogień. Lecz skoro tylko który z nas się podniesie, już gwiżdże pocisk z tamtej strony. Mamy jednak wrażenie, że nieprzyjaciel odchodzi. Jeszcze raz skaczemy pod osłoną naszych karabinów maszynowych. Docieramy do lasu i widzimy kilku Polaków cofających się. Stojąc strzelamy, po czym rzucamy się na ziemię i sapiemy.
Łącznicy, którzy powrócili ze sztabu dywizji, opowiadali nam potem, co tam zaszło. Sztab po zapadnięciu zmroku zajął stanowisko w jakimś dworze, wysuwając ubezpieczenia w kierunku naszej parceli leśnej i ku południowi. Około północy nadszedł polski pułk piechoty od południa, w odwrocie z Pszczyny, aby pod Oświęcimem przeprawić się przez rzekę. Jego wysunięte patrole zameldowały, że wieś jest obsadzona przez nas. Polacy zaatakowali, aby uchwycić w swe ręce mosty, przy tym napotkali naprzód ubezpieczenia sztabu a następnie sam sztab i spróbowali przesunąć się obok niego. W sztabie zginęło przy tym napadzie 3 oficerów i 13 żołnierzy, nie licząc rannych.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Alojzy Horak.