Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1880/373

<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Sienkiewicz
Tytuł Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1880
Pochodzenie Gazeta Polska 1880, nr 243
Publicystyka Tom V
Wydawca Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Gebethner i Wolff
Data powstania 30 października 1880
Data wyd. 1937
Druk Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Miejsce wyd. Lwów — Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór artykułów z rocznika 1880
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


373.

Portrety Heymana. Dwa z nich znajdują się w sali Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych, jeden, przedstawiający p. Disterlow, artystkę dramatyczną, w Salonie Ungra. Przed niedawnym czasem powiedzieliśmy, że w pracach p. Heymana widzimy w stosunku do dawniejszych jego prac wielki postęp, obecnie przyjdzie nam o tem pomówić obszerniej. W ogóle, jak cały poziom artystyczny podniósł się u nas do znacznej wprawdzie wysokości, ale od bardzo niedawna, tak również niedawno i malarze nasi i publiczność poczęła patrzeć na portrety jako na dzieło sztuki. Niegdyś bywało zupełnie inaczej. Tym, którzy kazali robić swe podobizny, chodziło o przekazanie późniejszym pokoleniom pamiątki rodzinnej, lub też kazali je robić w imie ambicji, kwoli której nie wahano się wypisywać na boku płótna: ut me posteri sciant vixisse — malarzom chodziło o zarobienie kilkunastu dukatów. W takim stanie rzeczy i malarze nie zwali się jeszcze „artystami“, ale uważano ich wprost za rzemieślników. W swoim czasie wpadł nam w rękę kontrakt zawarty między jakimś starostą (nazwiska nie pamiętamy) a malarzem, w którym to kontrakcie, prócz trzydziestu złotych za portret, pan starosta zawarowywał malarzowi dwie kwarty piwa dziennie podczas roboty i „drugi stół“. Jaka publiczność, jacy malarze, takie też były i portrety, dziś jednak czasy te przeszły niepowrotnie i prace Rodakowskiego, Matejki, Siemiradzkiego, Horowitza stoją na równi z najlepszemi produkcjami zagranicznemi. Dziś też i konkurencja jest trudniejsza, bo pamiątek familijnych dostarcza fotografia, tym zaś, którzy żądają portretów, chodzi przede wszystkiem o piękne obrazy. Wobec tego i zadanie malarza przedstawia się inaczej. Nie dość obecnie uchwycić podobiznę, trzeba jednak stworzyć i charakter, to jest uchwycić poszczególną ideę danej twarzy stanowiącą jej treść wewnętrzną, jej szczególną indywidualną cechę — trzeba nadać swemu modelowi ten a nie inny najodpowiedniejszy wyraz, przez co robota portretowa staje się prawie kompozycją, a przynajmniej wymaga niemałej inteligencji, pomysłowości i poczucia artystycznego w malarzu. Za granicą dawno już portret stanął na tem stanowisku, którego gwiazdami są Holbein, Rembrandt, van Dyck, a we Włoszech wszyscy znakomitsi, ale u nas, jakkolwiek liczni byli portreciści, nie było między nimi ani jednego artysty. Z drugiej strony w dzisiejszym stanie rzeczy rola portrecisty tem jest trudniejszą, że pominąwszy psychologiczną część zadania, żaden może rodzaj sztuki nie wymaga takiej biegłości technicznej, takiego mistrzowstwa środków. W innych rodzajach kompozycja, poetyczność pomysłu, poczucie natury itp. mogą do pewnego stopnia wynagrodzić niedostatki wykonania; w portrecie z gotowego pomysłu, którym jest model, przez środki właśnie trzeba zrobić dzieło sztuki. W tem też leży mistrzowstwo Rodakowskiego lub Horowitza, którzy doszli przy tem i do tego, że w powyższych warunkach umieją wycisnąć nawet i piętno własnej indywidualności na każdem swojem dziele. Heyman nie doszedł jeszcze do tego. Sposobem malowania skłania się on w ostatnich czasach ku sposobowi Horowitza, niemniej już jednak umie chwytać przedmiotowo ten szczególny charakter danej twarzy, stanowiący najwłaściwszą istotę fizjognomii. Pod względem środków, tj. pod względem ustawienia, oświetlenia, rysunku, kolorytu, nakładania farb i wykonania akcesoriów, płótna Heymana poczynają już sięgać tej wysokiej sfery, w której poza podobizną obraz ma wartość jako dzieło sztuki i może zastanowić każdego widza. Szczególniej portrety, które przed niedawnym czasem oglądaliśmy na wystawie, celują pod powyższemi względami. Twarze przedstawione na nich mają w sobie mnóstwo psychologicznego charakteru. Widać z nich nie tylko pochodzenie, nie tylko sferę towarzyską portretowanych osób, ale i ich usposobienie, rzec by można prawie: stan ich wewnętrzny. Temi przymiotami, jak również wykonaniem przewyższają one o wiele portret panny Disterlow, wystawiony u Ungra. Model dawał tym razem więcej pola, a obraz wyszedł mniej pomyślnie. Przyczyną tego było widoczne staranie się artysty o efekt, co dało całości charakter wysoce konwencjonalny. Przede wszystkiem wysoce konwencjonalną jest poza. Zdawałoby się, że artysta uczył swój model, jaka poza jest par excellence portretową, zapomniawszy, że taka typowość będzie zarazem przeciętnością. Oczywiście obwiniamy o wszystko malarza, bo model obowiązanym jest stosować się do wskazówek artystycznych — w dalszym więc ciągu obwinień zauważamy, że kolor sukni rzuca na twarz refleks tego rodzaju, iż twarz wychodzi zimna, z odcieniem jakby kredowym i jakby malowana w bardzo pogodny a chłodny dzień, w którym zbyt żywy i zbyt surowy blask usuwa wszystkie złotawe, cieplejsze tony. Miała na tem niby zyskać delikatność płci i wykonania, a tymczasem sam tylko koloryt stał się sztucznym, jak gdyby pastelowym. Portret w ogóle nie jest zupełnie zły, znać bowiem w nim po pierwsze znaczne podobieństwo, a po wtóre znaczną biegłość, jest jednak niższym od poprzednich, co tem więcej nas razi, iż ów postęp, który zauważyliśmy w ogólnej działalności Heymana, chcielibyśmy mieć uwidocznionym w każdej jego pracy poszczególnej.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Sienkiewicz.