Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1880/426
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1880 |
Pochodzenie | Gazeta Polska 1880, nr 291 Publicystyka Tom V |
Wydawca | Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Gebethner i Wolff |
Data powstania | 30 grudnia 1880 |
Data wyd. | 1937 |
Druk | Zakład Narodowy im. Ossolińskich |
Miejsce wyd. | Lwów — Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór artykułów z rocznika 1880 |
Indeks stron |
Dzieła Juliana Bartoszewicza T. IX. Nakład K. Bartoszewicza — Studia literackie T. II: — I. Elekcja Michała Korybuta. Studium to napisane zostało w 1853 r., obecnie stanowi pierwszą pracę w II tomie studiów. Ze zwykłą sobie kronikarską dokładnością, nie pozbawioną jednak obrazowego talentu, opowiada Bartoszewicz niespodziany wybór Michała Korybuta. Za nić przewodnią posłużyły autorowi do tego opowiadania diariusz Chrapowickiego i drugi, bezimienny, oba współczesne. Charakter też czasu odbija się doskonale w tym utworze Bartoszewicza, z którego można się także wiele dowiedzieć o sposobach i całej manipulacji elekcji. Jako kandydaci na marszałków wystąpili z chwilą otwarcia sejmu Potocki (Szczęsny), podstoli koronny, i Pieniążek, starosta oświecimski. Zaraz od początku posiedzenia były nader burzliwe, właściwą bowiem materię obradową przerywali ustawicznie kwestiami pobocznej natury. Z trudem wreszcie przeprowadzono wybór Potockiego, bo i starosta oświecimski miał nader wielu stronników. Nowy marszałek chciał natychmiast wyznaczyć deputatów do kaptura jeneralnego, ale sesje coraz bywały burzliwsze. Szlachta podejrzewała panów o rozmaite intrygi, zwłaszcza zaś całą partię francuską, a z tego powodu przed przystąpieniem do jakiejkolwiek sprawy właściwej rodziły się podejrzenia i wybuchały skargi, domagania się przysiąg itp. Do takich wystąpień policzyć należy wycieczkę Gałeckiego przeciw stronnictwu francuskiemu. Inni posłowie ze szlachty gniewali się na senatorów spóźniających się pod szopę, uważając taką opieszałość za zniewagę dla stanu szlacheckiego. W ogóle stosunek koła i zebranych elektów do panów zaostrzał się z dniem każdym. Rozpuszczano wieści, że obraz Matki Boskiej u fary płakał, jakoby przewidując, do jakich niebezpieczeństw mogą doprowadzić niezgody. Tymczasem sam sposób postępowania mimo tylu elekcyj już odbytych nie zawsze był jasny lub, co częściej, umyślnie w wątpliwość podawany. Gdy Potocki jako marszałek chciał mianować deputatów do kaptura, prymas pragnął sobie przyswoić tę prerogatywę. Inni stali przy prawie, że wybór kaptura należy do wszystkiej szlachty pod Wolą zgromadzonej. Inni podawali wniosek, by marszałek wyznaczał kandydatów do głosowania szlachcie. Cały obraz dość jest posępny. Sposoby nie były jasno określone, zła wola utrudniała jeszcze postępowanie, a w ogóle cała machina elekcyjna działała niesprawnie, nieenergicznie i wikłała się sama z powodu zbyt złożonego mechanizmu. Na koniec jednak kaptur został wybrany i działalność swoją rozpoczął od naznaczenia roku Janowi Dobrogostowi Krasińskiemu, ten bowiem nie chciał puścić całego ciała i na jego czele marszałka do zamku, za to, iż przez bramę obrażono dzidą jego pachołka. Tymczasem w kole rycerskiem czytano senatus consulta, ale obrady były mieszane ustawicznie bądź materiami ubocznemi, bądź przez burze, wywoływane wskutek ciągłych a zresztą słusznych podejrzeń szlachty, iż niektórzy panowie pragną bądź co bądź przeprowadzić kandydaturę Kondeusza. Szlachta tak była Kondeuszowi i całemu stronnictwu francuskiemu przeciwną, tak dalece zaciekłą, że za wnioskiem Pękosławskiego postanowiła naprzód przeprowadzić stanowcze wyłączenie Kondeusza. Żądano od hetmana, prymasa i innych możnych duchownych i świeckich kategorycznego oświadczenia się przeciw Kondeuszowi, co nie było prawnem. To też Prażmowski (prymas) miał słuszność, twierdząc, że jako szlachcic ma głos wolny, że kogo zechce, może podać za pana, i że przed elekcją nikt wyłączanym być nie powinien. Tymczasem zwłóczył, jak mógł, ale gdy inni panowie, jak np. biskup poznański lub Jabłonowski, wojewoda ruski, nie chcąc narażać się potężnej szlachcie, oświadczyli się za wyłączeniem, musiał przechylić się do większości i najżarliwszy stronnik francuski, Prażmowski.
Skutkiem tego pozostawało już tylko dwóch poważnych kandydatów zagranicznych, gdyż o „Piaście“ z powodu przeszkód wzajem sobie stawianych przez panów zgoła nie mogło być mowy. Kandydatami tymi byli książe neuburski i lotaryński. Szlachta po przeprowadzeniu wyłączenia dawała posłuchanie na polu ich posłom. Wiele w takich razach zależało od wrażenia, jakie czyniła osoba posła i jego orszak, wrażenie zaś to obróciło się całkowicie na korzyść Karola lotaryńskiego. Podczas gdy poseł neuburski wydał się szlachcie grubym i łysym Niemcem dość podłego zakroju, któremu na dobitkę towarzyszył nędzny i źle ubrany orszak, — wjazd hrabiego de Chavagnac, posła Karolowego, był jednem z najświetniejszych czasu tej elekcji widowisk. Zaraz też serca przechyliły się więcej ku Lotaryngii, zwłaszcza że Chavagnac, człowiek młody i nadzwyczaj świetny kawaler, umiał zjednać dla swej myśli wszystkie znamienitsze kobiety, których wpływ od czasów Maryi Ludwiki wiele ważył. Potrafił on przeciągnąć na swą stronę nawet hetmanową, która poprzednio razem z prymasem należała do gorliwych stronników francuskich. O kandydaturze Wiśniowieckiego nikt nie myślał prócz jednego księdza podkanclerzego Olszowskiego. Olszowski proponował ją już poprzednio, ale okazała się zgoła niemożliwą. Tymczasem coraz więcej i panów przechodziło do lotaryńskiego obozu. Rzeczy zdawały się składać jak najlepiej. Uradzono, by przedłużyć elekcję o jeden dzień, co by już napewne doprowadziło do elekcji Lotaryngczyka. Myśl tę podała sama hetmanowa, należało ją tylko przeprowadzić. Najlepszym do tego środkiem zdawało się postawienie kandydatury jakiegokolwiek „Piasta“. Sądzono, że zamąci to obrady i bez innego skutku przewlecze je o jeden dzień dłużej. Tym celem Aleksander Bełzecki, wojewoda podolski, pojechał za wiedzą hetmanowej na pole i prawił szlachcie, by zwlec elekcję, że należało by obrać jakiego posła. Nie wiedział, że kuje miecz na kandydaturę własnego stronnika. nagle Krzycki, który był stronnikiem Olszowskiego i działał z jego porozumieniem, pierwszy wykrzyknął królem i wielkim księciem Michała Korybuta. Wtedy „jakoby piorun trzasł“, stał się cud wielki. Niespełna w godzinę całe pole elekcyjne huczało jednym olbrzymim okrzykiem: „niech żyje Piast, król Korybut Wiśniowiecki!“ Dla zebranych panów było to uderzeniem maczugi w głowę. Sobieski uciekł z pola, za nim Potocki i inni. Prymas czekał niespokojnie w zamku i nie spodziewał się niczego, równie jak i sam elekt, który jako prosty szlachcic znajdował się w województwie sandomierskim i głosował z innymi na króla. Jak dalece rezultat ten był niespodziewany, dowodem na to są słowa w diariuszu Chrapowickiego: „Zdrętwieliśmy wszyscy tak wielkim przerażeni cudem, co nie mogło się stać bez wyraźnej woli Boga“.
Na tem kończy się praca Bartoszewicza o Elekcji Michała Korybuta. Streściliśmy ją nieco obszerniej, bo nie szkodzi przypomnieć sobie dawne czasy i dawne dzieje, a dokładniejsza wiadomość szczegółów na dobre tylko wyjść może. Nie sądzimy przy tem, by bez dokładnej znajomości przeszłości można rozumieć, jak należy postępować w przyszłości. Dzieła Bartoszewicza, które jeszcze raz (nie pamiętamy już nawet, który) polecamy pamięci czytelników, zawierają materiału historycznego więcej, niż cokolwiek, co ukazuje się w tym rodzaju w czasach ostatnich. Sądzić by stąd można, że przy naszem zamiłowaniu przeszłości dzieło to silnego doznaje poparcia, tymczasem jest przeciwnie. Nakład wyczerpuje nakładcę, a ten stan rzeczy grozi całkowitemu wydawnictwu.
Elekcja Michała Korybuta jest tylko małą częścią owego tomu II, który razem zawiera 12 studiów, traktujących o najrozmaitszych przedmiotach, tyczących się naszej przeszłości. Z wieloma z tych prac nie będziem obznajmiać czytelników naszych tak szczegółowo, nie pozwala bowiem na to zbyt specjalny ich charakter. Natomiast podamy w następnych numerach obszerniejsze sprawozdanie o poselstwie księdza Jędrzeja Załuskiego do Portugalii i Hiszpanii oraz niezmiernie ciekawą podróż bezimiennego księdza francuskiego do Polski za Jana Sobieskiego.