Wielki świat Capowic — Koroniarz w Galicyi/Przedmowa Autora
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przedmowa Autora |
Pochodzenie | Dzieła Jana Lama |
Wydawca | Gubrynowicz i Schmidt |
Data wyd. | 1885 |
Druk | Wł. L. Anczyc i Sp. |
Miejsce wyd. | Lwów |
Inne | Cały tom |
Indeks stron |
Kiedy Kolumbus wybierał się na odkrycie Ameryki, było to już w jakimś czasie po potopie świata; nie zbyt tedy daleko cofam się w przeszłość dziejową z rozpoczęciem niniejszej przedmowy. Owóż tedy, kiedy Kolumbus wybierał się na odkrycie Ameryki, nie wiedział właściwie dokąd się wybiera. Nawet gdy już był w Ameryce, mniemał że zapłynął do Azyi. W ogóle, jedna tylko rzecz stała jasno w jego umyśle: szukał kraju, dającego jak najwięcej złota.
I ja nie wiem dokąd mnie zawiezie wątłe czółenko, na którem powierzam się falom nieznanego mi zupełnie morza. Zawinąwszy do portu, nie będę może także wiedział gdzie jestem. Ale jedno wiem z zupełną pewnością, to jest, że szukam jak najobfitszej przedpłaty.
Czółenkiem mojem jest wydawnictwo zbiorowe dzieł moich, podjęte własnym nakładem. Naczytałem się w ostatnich czasach tyle strasznych rzeczy o wyzyskiwaniu i autorów i Szanownej Publiczności przez naszych księgarzy, że postanowiłem sam wystąpić w szranki i doświadczyć, czyli między tą Szanowną Publicznością a autorem nie dadzą się zawiązać miłe i obopólnie korzystne stosunki, bez czyjegokolwiek pośrednictwa.
Autor ze swojej strony jest gotów: książki są w druku. Rzeczą więc tylko Szanownej Publiczności jest, ażebyśmy się mogli spotkać w połowie drogi. Jako punkt zborny, oznaczający tę połowę, pozwalam sobie wskazać księgarnię pp. Gubrynowicza i Schmidta we Lwowie, którzy zajmą się odbieraniem przedpłaty i wysyłką egzemplarzy — bo w największej tajemnicy wyznać muszę Szanownemu Czytelnikowi, że tak znowu zupełnie a zupełnie bez księgarza obejść się nie możemy. Wiadomo z licznych przykładów, że tylko synowie wielkich autorów miewają talent „wydawczy“. Na nieszczęście nie jestem ani wielkim autorem, ani moim własnym synem. Potrzebuję więc koniecznie kogoś, coby umiał rozprawić się z papiernią, z drukarnią i z introligatorem, i dostarczyć Szanownej Publiczności zamówionych książek w terminie oznaczonym.
Cechą wielkiego geniuszu jest lekceważenie drobiazgów. Nie każdy literat może być wielkim geniuszem, ale każdy powinien mieć pewną pretensyę do genialności w swojem rodzaju, tak jak każda kobieta powinna mieć pretensyę do piękności — bo powiadają, że w przeciwnym razie przestaje myć się i czesać. Literat bez pretensyi byłby także czemś, intelektualnie nieumytem i nieuczesanem. Otóż literaci konieczną tę swoją pretensyę do wielkiego geniuszu objawiają w ten sposób, że równie jak on, lekceważą niektóre drobiazgi, najchętniej zaś, ścisłość w dotrzymaniu umów i punktualność co do terminu. Szanowna Publiczność wie o tem niestety, i chętnie w skutek tego oddaje literatom swoje uznanie, a pieniądze prenumeracyjne znanej jakiej firmie kupieckiej. Firma więc pp. Gubrynowicza i Schmidta niechaj mi będzie tarczą wobec przypuszczenia, że mogłoby zajść coś szczególnie „genialnego“ w przebiegu niniejszego wydawnictwa, to jest że Szanowny Czytelnik, zapłaciwszy za pięć tomów, mógłby otrzymać tylko jeden. Nie potrzeba sięgać aż do historyi starożytnej, ażeby udowodnić, iż podobne wypadki zdarzały się czasem.
Łaskawe przyjęcie, jakiego doznały u Szanownej Publiczności powieści i powiastki moje w fejletonach dzienników i w osobnych wydaniach, napawa mię otuchą, że i ten zbiór dozna podobnych względów. Ażeby godnie zaprezentować się w nowej roli wydawcy i przedsiębiorcy, zwracam uwagę, że cena przedpłaty jest nader niską, bo wynosi tylko 1.5° centa od arkusza druku, przy bardzo starannem na zewnątrz wydaniu. Pochodzi to ztąd, iż jako wydawca nie potrzebuję płacić honoraryum autorowi.
Tyle mogę powiedzieć na polecenie mojej literackiej progenitury. Co do reszty, niechaj poleca się sama; ja umywam ręce i zatykam uszy, ażeby nie słyszeć co powiedzą pp. krytycy. Jako wydawcę, obchodzi mię wyłącznie materyalna całego interesu strona.
Chciej, Szanowna Publiczności, postarać się o to, ażebym nie doznał zawodu w tym nowym zawodzie. W razie niepowodzenia nie pozostałoby mi nic innego, jak chyba udać się do Wysokiego Sejmu z prośbą o zapomogę na kształcenie się w śpiewie. Prośbie tej musiałaby towarzyszyć droga o veniam vocis; a takich śpiewaków nie brak ponoś we Lwowie. Brak natomiast literata, któryby sobie wypisał kamieniczkę, i jako kandydat na takiego poleca się Szanownej Publiczności