Wielki nieznajomy/Tom I/IX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wielki nieznajomy |
Wydawca | J. K. Gregorowicz |
Data wyd. | 1872 |
Druk | K. Kowalewski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
— Moja dobrodziejko! baronowo kochana.. zawołała wpadając nazajutrz szanowna Hercegowińska do Ormowskiéj, zdyszana, zaczerwieniona, przejęta, tylko pani mogę to powiedzieć, ale pod największym w świecie sekretem.
To mówiąc padła na kanapę.. tchu jéj zabrakło... Ormowska skinęła na panienki kręcące się w drugim końcu pokoju, które zaraz znikły.
— Cóż to pani jest? co pani jest? — zapytała.
— Nic — biegłam za prędko — mówiła zniżonym głosem Hercegowina... przytem ogromne wrażenie... ogromne!
— Czy znowu bitwa jaka? zapytała baronowa.
— A! nie — nie.. zaraz powiem, to się tyczy naszego towarzystwa..
Baronowa czekała bardzo cierpliwie — przybyła wzdychała, ocierała czoło, tarła oczy, łamała ręce, słowem zdawała się chcieć ukoić, nim przyjdzie do wyznań..
— Nie — rzekła — wszystkiego w świecie, ale tegom się nigdy nie spodziewała.. Zgroza mnie przejmuje, gdy myślę...
— Cóż to jest..
— Zaraz powiem — ale, na miłość Boga — o sekret proszę..
Ormowska ramionami ruszyła — możesz nie mówić mi, jeśli nie wierzysz..
Hercegowina pochwyciła ją za obie ręce.
— Ja! pani! nie wierzę — zawołała — o jakże mnie boleśnie dotknęłaś! Lecz, pojmiesz pani i zrozumiesz, gdy jéj powiem — rzecz całą — dla czego mi się wyrazy takie mimowoli z ust wyrywają — to coś okropnego — coś okropnego..
Zniżyła głos i oglądając się do koła, poczęła westchnąwszy głęboko. Proszę pani — ale nie wydawaj mnie, zaklinam — ja tu mam znajomego z Krakowa, niemca.. Chociaż niemiec i z biura, proszę pani — ale bardzo dobry człowiek.. Był urzędnikiem w Krakowie.. potem już nie wiem, czy mu dano dymisją — czy... dosyć, że spotykam go tutaj — zowie się Mamroth... pani go musi spotykać nawet na przechadzce u wód, suchy, blady... mina urzędowa, do nikogo nie gada, chodzi po bokach, cywilne ubranie, surdut czarny zawsze zapięty pod brodą. — Ja z nim jestem bardzo dobrze... i to wiem, że choć niby do wód przyjechał, choć niby on pije... ale to nie darmo. No, proszę pani, czas wojenny, bez tego nie może być — ja znam i familją, bo żonaty — znam się dawno.. Tu przybywszy kilka go razy zagadnęłam.. odpowiedział mi, ni to ni owo. Strasznie zgryziony tą wojną. Wczoraj go spotykam.. a ten mnie zaczyna wypytywać, czy ja byłam z kwestą u téj pani Domskiéj, czy ja tam widziałam.. jak.. co mówiła i t. p. Zdziwiło mnie, dla czego on się nią interesuje.. Wystaw sobie, baronowo dobrodziejko, jakem go przyparła.. tak mi chcąc i niechcąc wyspowiadał się, że ta jejmość z Berlina, którą my tu mieliśmy za bogatą obywatelkę..
Przysunęła się do samego ucha pani Ormowskiéj i szepnęła — ona tu jest przysłaną.. z Berlina! rozumie pani! — z Berlina..
To mówiąc załamała ręce...
— Ale już ją mają na oku..
— Moja droga prezesowo — spokojnie odrzekła baronowa — Bóg wie, co ci za androny napletli.. Naprzód wątpię, żeby kogo posyłać jak ty powiadasz, potrzebowano, powtóre — z pewnością nie chorą kobietę by posłano.. a gdyby i tak, toćby przecie tego rodzaju wysłaniec starał się właśnie jak najwięcéj zrobić znajomości, wsunąć się w towarzystwo... od którego ona unika..
— To są fikcye! to są sztuki, kochana baronowo — z zapałem poczęła Hercegowina — Mamroth jest człowiek bardzo bystry, i na lekko nic nie mówi. — Już coś być musi.
— Im się nie wiedzieć co śni! mruknęła Ormowska[1] potracili głowy!
— Pani to nigdy w nic złego wierzyć byś nie chciała[2] dodała wdowa..
— Ale moja droga — to nie ma najmniejszego sensu — spokojnie zakończyła Ormowska.
W ten sposób osądzona, Hercegowińska z zaciśniętemi ustami, gniewna porwała się naprzód z kanapy, i zaraz znowu przysiadła..
— No — to się przekonamy — rzekła — ja od tego dnia zdala od niéj zupełnie będę. Przyznaję się żem zrazu szukała znajomości, ale gdy to wiem! dziękuję! bardzo dziękuję.. Już ją mają na oku.. Mamroth mi powiedział, że wszystkie listy... rozpieczętowują.. to nie może inaczéj być — czas wojenny.. a w jéj listach są tak niezrozumiałe jakieś hieroglyfy.. iż to samo potwierdza podejrzenie.
Ormowska ruszyła ramionami,
— Moja droga, rzekła — mówię ci potracili głowy, to niema sensu, w oczach się im dwoi.. Na twojem miejscu, ponieważ u niéj byłaś i masz jakąś znajomość, poszłabym i ostrzegła, że jako przybyła z kraju w wojnie będącego z naszym.. powinna się mieć na ostrożności.
— O! za nic w świecie! mięszać się do niczego nie chcę i nie będę.. zakrzyczała wdowa, Mamroth jest ze mną w przyjaźni, ale jakby się czego domyślił.. on by mnie zgubić gotów.
Obie zamilkły.. Ormowska smutnie jakoś głowę spuściła — widziałaś ją zbliska, rzekła — ja często z córką spotykam ją u źródła, na przechadzce.. przypatrzyłam się fizognomji — twarz to piękna, szlachetna, zacna.. Ona i córka zdają się należeć do najlepszego towarzystwa.. Powiadam ci, ten twój Mamroth głowę stracił.. albo ci niewiedzieć co poplótł..
Tym razem Hercegowina wstała już doprawdy, poprawiła ubranie, i urażona nieco, poczęła się żegnać, jakby nagle ochłonąwszy.
— Ja tego pewno nikomu nie powiem.. rzekła cicho — lecz pani się przekona.. Ja znam Mamrotha, on nie darmo dał mi to do zrozumienia.
— Tyś mnie zaklinała, odezwała się wstając baronowa, ażebym milczała — ja cię o to samo proszę... Przede mną mogłaś to powiedzieć bez niebezpieczeństwa, przed innemi powtarzając stałabyś się przyczyną wielkich nieprzyjemności dla kobiety z pewnością największą — niewinnéj.
Wdowa, która rachowała na wielkie wrażenie wysunęła się widocznie niezadowolniona.. Wprawdzie z obawy, aby ją nieprześladowano za zdradzenie tajemnicy stanu powierzonéj przez domyślnego Mamrotha, milczała ściskając usta, lecz kręcąc się ciągle po domach, ilekroć mowa była o Domskiéj, tak ruszała ramionami, kiwała głową, rzucała pół słowami — zaklinała się iż mówić nie może, że się domyślano z jéj urywanych, tajemniczych zeznań więcéj i straszniejszych rzeczy, niżby otwarta potwarz przynieść z sobą mogła. Dziwnym trafem tegoż dnia, nadjechała właśnie do Krynicy, żona majętnego właściciela dóbr, który miał posiadłości w Galicji i Poznańskiem, pani Jaworkowska; osoba schorowana, przestraszona swoją słabością i chorująca też na imaginację, która co rok do jakichś wód jeździć musiała... Całe jéj życie upływało na obawie aby jéj coś nie zaszkodziło, na pielęgnowaniu zdrowia.. Zresztą najlepsza osoba w świecie, dobra żona i matka.. miła w towarzystwie, z umysłem wykształconym — powszechnie była szanowaną i obudzała politowanie w kole przyjaciół. Słabego zdrowia i składu, delikatna, wycieńczała się dietami, lekarstwy, przestrachem.. cierpiała, bo chciała cierpieć, lecz w towarzystwie ożywionem, gdy zapomnieć mogła o téj trosce na chwilę — zdawała się odzyskiwać siły, rumieniec, żywość. — Na szczęście nie trwało to nigdy długo.. pani Jaworkowska za najmniejszym przeciągiem, uczuciem chłodu lub gorąca.. wracała do obawy.. do badania w sobie różnych symptomów i wywoływała je wyobraźnią. Tego roku wojna i ją sprowadziła do Krynicy. Córeczka dwunastoletnia, dziesięcioletni syn i guwernantka, która była razem boną saméj pani, dwór jéj składali. Nie znalazłszy innego pomieszkania, musiała stanąć w dwóch pokojach pod Różą, obok pani Domskiéj. W pierwszéj chwili gdy się wnosiła, a dzieci biegały jeszcze po korytarzu, wyszła matka za niemi, równie troskliwa o ich jak o swoje zdrowie. Pani Domska wracała z przechadzki z córką.. i wchodziła na schody, gdy się z tym nowym gościem oko w oko spotkała.. Pani Jaworkowska i ona spojrzały na siebie i stanęły jak wryte.. Na obu twarzach malowało się zdziwienie i niedowierzanie. — Wreszcie Domska już chciała iść, gdy usłyszawszy głos Jaworkowskiéj, która na córkę zawołała.. — wykrzyknęła nagle — Marja! czyż to może być...
— Zuzia! Zuzia! z kolei odezwała się żywo przechodząc ku Domskiéj Jaworkowska — tyś Zuzia! I dwie kobiety płacząc rzuciły się sobie w objęcia...
— Traf osobliwszy! — Co to za szczęście..
Zbiegły się dzieci. — Patrz, Zuziu to moje..
— Marjo, to córka, ze łzami w oczach odezwała się wskazując Elwirę Domska.
— Mieszkasz tu...?
— Numer trzeci...
— Ja obok zajmuję mieszkanie..
— Chodź do mnie. Po krótkiéj téj urywanéj rozmowie w korytarzu, ująwszy się za ręce, dwie przyjaciołki weszły razem do pani Domskiéj. Nie zdziwi się nikt, iż się odrazu poznać nie mogły — nie widziały się bowiem lat dwadzieścia z okładem.. Towarzyszki na pensji, znały się jeszcze panienkami, spotkały matkami... a pani Domska wdową.. Zrazu ściskały się i płakały tylko, Jaworkowska zapomniała trochę o chorobie, krzyżowało się pytań tysiące... Niewiedziały bowiem o sobie nic prawie od czasu jak się rozstały.. rodziny ich mieszkały późniéj w różnych częściach kraju.. a tyle wypadków i osobistych wrażeń, spraw, trosk, dowiedzieć się nawet nie dozwalały.. dwóm dobrym przyjaciołkom.. Płaciły sobie teraz uściskami powtarzanemi co minuta.. za to tak długie rozstanie.
Gdy dzieci się rozgospodarowywały w mieszkaniu i robiły już znajomości w okolicy, ciekawie rozglądając się po Krynicy... a Elwira krzątała się przyjęciem pani Jaworkowskiéj zajęta, dwie panie nagadać się z sobą nie mogły. Zrazu były to pytania i wykrzykniki, bo nie znają swych losów, co chwila się coś niespodzianego dowiadywały, lecz owa dumna świeża Marynia, dziś obwiązana i stękająca, nie miału tak dalece co opowiadać o sobie. Poszła za mąż dość późno, bo przebierała długo i aż trwoga dopiero zostania starą panną wydała ją za mąż za bardzo poczciwego safandułę, pana Jaworkowskiego, dużo starszego Od niéj, gospodarza, faciendarza i obywatela całą gębą, ze wszystkiemi wadami i przymiotami tradycjonalnego obywatelstwa wiejskiego. Pan Jaworkowski dozwalał jéj pieścić się i grymasić, kochał bardzo żonę i był najprzykładniejszym z mężów. A że oboje byli bardzo majętni i majątek przyrastał, życie więc nie miało żadnych innych wypadków nad fluksje, bóle głowy, migreny i reumatyzmy. Te ostatnie były udziałem samego czcigodnego Jaworkowskiego. Wiedli życie prawidłowe i prozaiczne — regularne, nudne i szczęśliwe. Z pierwszych zapytań rzuconych pani Domskiéj, Marja przekonała się, że los jéj wcale był odmiennym. Nie chciała nawet biedna owa dawna Zuzia, a dzisiejsza pani Zuzanna, opowiadać o tém obszerniéj przy córce, łzy zakręciły się jéj w oczach — szepnęła tylko — późniéj...
Jakoż gdy wieczorem dzieci wybiegawszy się spać poszły, a Elwira z książką została w swoim pokoju, pani Domska poszła do mieszkania przyjaciołki na poufną rozmowę. Znalazła ją już w łóżku... otoczoną flaszkami i materacykami, które na wszelki wypadek, zawsze jéj towarzyszyły.
— Moja Zuziu — zawołała Jaworkowska — daję ci słowo, że i nie chcę i nie mogę spać się kłaść tak prędko, zrobisz mi więc prawdziwą łaskę, jeśli usiądziesz przy mojem łóżku i rozpowiesz mi o swojem życiu i o sobie. — Jestem tem bardziéj ciekawa, że przy córce mówić nie chciałaś, że musiałaś wycierpieć wiele... żeś owdowiała... że się domyślam z saméj smutnéj twarzy twojéj jakiejś tragedji.
— Przynajmniéj dramatu — moja droga, cicho westchnęła Domska — nie zbywało na niem w życiu mojem... dla ciebie nie chcę mieć tajemnic... Opowiem ci wszystko. Boję się tylko jadnéj rzeczy.. Każdy ból z którego się... człowiek długo wyspowiadać nie mógł — wybucha późniéj gwałtownie przy pierwszéj zręczności — gdy się rozgadam, rozpłaczę — nie będzie końca...
— Ale mów, mów, choćby całą noc, przesiedzę, przesłucham — odezwała się Marja — jutro wody nie piję... zasnę dłużéj... Bądź pewna, że mnie to nie zaszkodzi... Wyszłaś starszą odemnie z pensji... i cóż? — zaraz cię za mąż wydali?
— Posłuchaj, westchnęła Domska — w tamtych latach, gdyśmy się z sobą znały, młodość tak starczyła za wszystko, żeśmy się jedna drugiéj, ani spytały w jakiem położeniu rodzina... Nic prawie nie wiesz o mojéj, prócz że byłam jedynaczką, aż do mojego wyjścia z pensyi myślałam żeśmy bogaci... Matka moja nie żyła od lat kilku, ojciec który mnie kochał jak mógł i umiał — starał się aby mi na niczem nie zbywało... W domu było dostatnio i na wielkiéj stopie, życie wesołe i gwarne a gości pełno... Dwie piękne wioski, pałacyk z parkiem, liczna służba — liberje, konie, ekwipaże — wszystko to złudzić mogło starszą i doświadczeńszą nademnie istotę swym blaskiem i zapowiadać jéj życie w przyszłości dostatnie, bez troski, w kole ludzi do których się nawykło. Nie mogłam się naówczas ani domyślać, że majętność była ogromnie zadłużoną, i że ojciec brnął coraz bardziéj nieopatrznością swą w nowe długi, że ruina groziła co chwila... Oszukiwali go oficjaliści, przyjaciele... spikały się losy... Zdziwiłam się mocno gdy raz ostatni powróciwszy z pensji — zastałam ojca smutniejszego, osamotnionego, chorego... Nazajutrz i dni następnych, goście których u nas tak wielu bywało zawsze, nieukazali się. We dworze posępne twarze, żydków ciągle pełno, narady z prawnikami i ciche jakieś i gorączkowe rozmowy. Nieśmiałam pytać ojca... przyjechałam z pełną głową i sercem marzeń o przyszłém gospodarstwie, o ogrodzie, zabawach, przejażdżkach — a jak zwykle, zastałam w domu najniespodziańszych, bo nieznanych trosk... widmo, którego twarzy straszliwéj tylko domniemywać się wolno mi było. Probowałam pytać ojca... zobaczyłam łzy w jego oczach, pomięszanie jakieś, próbował mię złudzić i przekonywać, iż nic się nie zmieniło, że tylko on czuł się słabszym niż zwykle... Ogarnął mnie przestrach tem większy. Z otaczających a przywiązanych do domu sług starych, nic się dowiedzieć nie mogłam... niechcieli martwić panienki. Łamałam głowę, co to być mogło, gdyż o upadku majątkowym — nawet przeczucia nie miałam. Upłynęło tak parę tygodni, uderzyło mnie to, że gości teraz już prawie nie miewaliśmy, pustki zupełne. Parę osób przyjeżdżało do ojca i po naradach w jego gabinecie, wysuwały się po cichu. Nareszcie jednego dnia ojciec do mnie przyszedł, pocałował w czoło i cichym głosem odezwał się nieśmiało: — Jutro będziemy mieli gości.. nie znasz ich.. są to ludzie majętni... ojciec z synem... Ojciec... jest trochę rubaszny i śmieszny, syn wychowany starannie... Przyjm ich grzecznie, będą zapewne na obiedzie, a że mamy z sobą interesa ciężkie... przeciągnąć się może i parę dni wizyta. Nie potrzebuję cię prosić — dodał mój ojciec wzdychając — ażebyś, nawet w razie gdyby ci towarzystwo ich nie było miłem, nie bardzo to okazywała. Idzie mi o to wielce dla nieszczęśliwego interesu, ażeby ich jak najlepiéj przyjąć i ugościć.
Zapewniłam ojca, żem gotowa dla jego spokoju być jak najbardziéj nadskakującą tym panom, i że oddawna znudzoną byłam tą samotnością i goście mi byli bardzo pożądani. Około południa zatoczył się powóz wielki, wygodny, rosłemi czterema końmi zaprzężony, błyszczący od bronzów i z libetją wygalowaną.. wyglądający niesmacznie, a z niego wysiadł niemłody, słusznego wzrostu, barczysty mężczyzna, który — co mnie mocno zdziwiło — nim wszedł do domu, bez ceremonji ręce w kieszenie włożywszy, począł dwór, zabudowania i ogród lornetować. Za nim szedł syn, cieńszy i mniejszy, lecz zresztą do niego podobny... Ojciec pospieszył na spotkanie pana Radcy... Patrzałam przez okno ciekawa, na przywitanie — ze strony ojca było niezmiernie grzeczne i nadskakujące. — Radca jakoś mi się zdał względem gospodarza zbyt poufałym i lekceważącym... Nie wyszłam aż do stołu... W salonie zastałam ich na żywéj rozmowie, przy jakiejś mapie i papierach — gdym weszła przerwała się ona, zaprezentowany pan Radca dosyć kwaśno podał mi rękę — poszliśmy do stołu.
Przy obiedzie posadzono mnie między ojcem a synem. Pierwszy z nich wcale ze mną rozmawiać nie okazywał ochoty, ledwie pod nosem coś dla przyzwoitości szepnął, rozsiadł się pompatycznie w krześle i przez szkiełka przyglądał się jakoś dziwnie jadalni i widokom z okien. Wypytywał ciągle ojca... o budowle, o pola... o różne szczegóły gospodarskie... Tymczasem syn zrazu milczący zaczął po cichu rozmawiać ze mną... Od pierwszych kilku słów poznałam, że miał i pretensją i prawo do lepszego wychowania niż ojciec. Zapoznaliśmy się łatwo... mówiąc o fraszkach, o książkach, o nowościach, o muzyce.. Zdało mi się nawet, że rozmowę prowadził z pewnem zadowoleniem. Wśród niéj ojciec posępne nań kilka razy rzucił wejrzenie, jakby chciał czy przestrzedz o czemś, czy coś mu dać do zrozumienia, ale on na to nie zważał. Ojciec mój tak do tego odegrywał rolę wesołego, żem ja nawet uwierzyła w jego dobry humor, i sama też z łatwem w młodości trzpiotowstwem ożywiłam się wielce. Uważałam że pan Radca był jakby z tego niekontent i parę razy cisnął na mnie wzrokiem niemiłym — alem udała, iż nie rozumiem. Ojciec mi się całkiem nie podobał. Na ówczas nie miałam go do czego przyrównać i nie rozumiałam téj postaci, jakiéj podobnych nie widywałam na wsi, dziś mogę powiedzieć, iż to był typ bankiera... spekulanta... jednem słowem miejskiego dorobkowicza. Wiejski jak wiesz, wygląda wcale inaczéj. Miałam urazę do niego nie za siebie — ale za ojca, którego nawykłam widzieć szanowanym powszechnie. Radca postępował sobie z nim z poufałością jakąś oburzającą. Ojciec to znosił łagodnie i uśmiechał się biedny... Obiad tak przeszedł dla mnie dosyć prędko, a gdyśmy na czarną kawę powrócili do salonu — syn był już jakby dawnym dobrym znajomym. Podobał mi się — miał w sobie coś łagodnego, dobrego, coś ludzkiego, co serca zyskuje... Ponieważ mówiliśmy o kwiatkach, wyprowadziłam go na ganek, aby mu moje pokazać, widziałam jak za nami szły oczy zagniewane ojca — śmiałam się z tego w duszy. Było to bodźcem bym syna jeszcze bardziéj starała się przyciągnąć. Miałam w tym względzie instrukcję ojca wyraźną i tem śmieléj postępowałam sobie.. Po kawie ojciec mi szepnął nieznacznie, abym odeszła i nie przeszkadzała im w interesie aż do herbaty — byłam posłuszną.. Z daleka tylko słyszałam, że ciągle bardzo żywo rozmawiano, a głos samego Radcy chwilami dziwnie nieprzyzwoicie wybuchał.
Człowiek ten mi się wydał nieznośny, odrażający — musiałam i ja na nim toż samo uczynić wrażenie. Gdym przyszła na herbatę, dopiero ukazanie się moje przerwało niezmiernie głośną perorę jakąś pana Radcy, który leżąc raczéj, niż siedząc w krzesełku, dowodził coś bardzo głośno. Zobaczywszy mnie umilkł. Ja nie zważałam na niego... przyszedł do mnie syn... zaczęliśmy rozmowę przy stoliku... Mogłabym ci ją dziś powtórzyć jeszcze tak mocno utkwiła mi w pamięci.. Dzień to był, chociażem się tego nie domyślała — stanowiący o losie moim.
Pani Domska mówiąc to westchnęła. — Ale któż się kiedy domyśla spotykając po raz pierwszy w życiu obojętnych ludzi, że oni kiedyś w losach jego stanowczą mają odegrać rolę. Mówią o przeczuciach... jam ich nie doświadczyła. Byłam najpewniejszą, że tych gości widzę raz pierwszy a da Bóg i ostatni. Po herbacie do któréj mnóstwo różnych przypraw potrzebował nieznośny pan Radca, rozsiadłszy się u stołu jakby w domu, i przyrządzając sobie ten napój do smaku... wyszli oni z ojcem na cygaro do przyległego pokoju, a syn ze mną pozostał. Aż do wieczerzy rozmawialiśmy znowu z sobą i czas mi się nie wydał zbyt długim — pan August przyznał się przedemną, że interesów nie lubi, że kocha literaturę, sztukę, że radby podróżować, ale go ojciec zaprzęga do pieniężnych różnych zajęć i spraw, nieznośnych dla niego. Niech pani tylko nie sądzi, dodał, że jestem próżniak, że radbym się bawić — nie; to co dla ludzi zowie się zabawą mnie jest nie pożądliwem. Lubię małe kółko wykształconych osób, cichą rozmowę, muzykę poważną i uroczystą, naturę, kwiaty...... dom...... wieś.... a! i bardzo — podróże... Tak mi się spowiadał śmiejąc, a ja przyznałam mu, że prawie bym na te same życia warunki zgodzić się mogła... Wieczerza była podobną do obiadu, z tą różnicą żeśmy przy niéj poufalsi z nim byli i lepiéj znajomi, i że ja instynktowo unikałam jakoś, aby się bardzo panu ojcu nie narażać... Pomimo że ojciec zapowiadał pobyt dłuższy, wyjechali nazajutrz raniuteńko, bez pożegnania... Wypytywałam potem o nich i dowiedziałam się, że pan Radca mieszkał w Berlinie, że prowadził jakieś wielkie interesa i handlował dobrami, że syn skończył tam uniwersytet, że byli ludzie bardzo majętni... i nic więcéj. Nie śmiałam badać ojca jaki rodzaj interesu miał lub mógł mieć z niemi. W kilka dni potem niespodzianie zjawił się syn — bez ojca pana Radcy. Siedzieli długo na jakichś naradach, pojechali w pole, do drugiéj wioski, wrócili dopiero wieczorem... Pan August był znudzony tem i ożywił się niezmiernie przy herbacie. Swobodniejszym też był daleko teraz niż pierwszym razem, jak się domyślałam dla tego że za nim niespokojny wzrok Radcy nie biegał. Ponieważ tego dnia był u ojca prawnik z miasta przybyły, i mieli coś z sobą do mówienia ciągle, w tym samym salonie bawiąc cały wieczór zupełnieśmy byli swobodni... poznaliśmy się jeszcze bliżéj — lepiéj jeszcze. August się żywo zdawał mną zajmować i aniśmy się spostrzegli, gdy zegar wybił dwunastą. Śmiejąc się dodał mówiąc mi dobranoc, iż jutro tak rano nie wyjedzie, że choć się obawia być bardzo natrętnym, ale musi cały dzień zabawić. Zdaje mi się żem mu odpowiedziała grzecznym komplementem, iż nigdy natrętnym mi być nie może.
Późno już ojciec niespodzianie przyszedł do mojego pokoju w lepszym niż od dawna bywał humorze... Zaczął mnie badać jak mi się młody August podobał, odpowiedziałam z dziecięcą szczerością, że znajdowałam go miłym bardzo, ale równie otwarcie przyznałam się, iż radca był dla mnie opryskliwym i nieznośnym. A! temu się ja wcale dziwować nie będę — rozśmiał się ojciec — wszyscy się na to z tobą zgodzą. Co za szkoda, że taki miły i poczciwy syn.. dostał się takiemu papie. — Zabawił tedy pan August nazajutrz, a z powodu deszczu, uproszony przezemnie znaczną część dnia następnego. Dowiedziałam się, że grywa na fortepianie, zmusiłam go siąść ze mną na cztery ręce. Bawiliśmy się, śmieli jak dzieci.. Ojciec mój patrzał na to z nietajoną radością. Gdy się wreszcie żegnać przyszło, pan August gorący pocałunek kładąc na mojem ręku wedle dawnego zwyczaju, cicho bardzo spytał mnie, czy nie będę się gniewała, jeśli kiedy na chwilę do nas wpadnie?. Zdaje mi się żem zarumieniona, aż nadto poznać mu dała, iż mi jego przybycie sprawi przyjemność.
Byłam młoda, trochę wsią znudzona — a August w istocie mógł sympatyczną swą naturą podobać się łatwo — głowa mi się zawróciła — serce bić zaczęło — marzyłam.. Ale i dwa i trzy tygodnie upłynęły, a pana Augusta widać nie było.. jużem się gniewała na niego.. Dałam mu to uczuć, gdy na chwilkę dla widzenia się z ojcem niby, ale zdaje mi się, bardziej ze mną — przyjechał. Byłam smutna, nadąsana, zimna.. przebłagał mnie jednak łatwo tłumaczeniem, którem dowiódł, że będąc pod rozkazami dosyć despotycznego ojca — wprzódy przybyć nie mógł. Kilka godzin które u nas zabawił spędziliśmy na żywéj rozmowie — powiedział mi otwarcie, że mu było tęskno za mną.. Gdy wyjeżdżał spokojniejsza go żegnałam, wiedząc, że powróci.. W przeciągu następnego miesiąca, przybiegł parę razy.. Za drugiemi odwiedzinami miał dłuższą z ojcem rozmowę.. a wieczorem.. jak piorun na mnie spadło — oświadczenie się jego.. Zmięszana, odwołałam się do woli rodzicielskiej, byłam nieprzygotowaną, nie wiedziałam co począć, nie chciałam odmówić — August zamknął mi usta tem, że z ojcem moim już mówił, i że ten nie będąc przeciwnym, odwołuje się do mnie. Prosiłam go o czas do namysłu do jutra. Przerażona chciałam zerwać myśli, skupić się w sobie, pomodlić — bałam się już tego szczęścia, tak nagle przychodzącego, jak każdy lęka się stanowczéj losu odmiany. Nawet w młodości wiemy, że ona rzadko wypada na lepsze.. August trochę zdziwiony, trochę strwożony przystał na to odroczenie. — Pozwól mi pani, rzekł, ażebym się jéj przed tym namysłem, który ma o losie moim stanowić, wyspowiadał szczerze. Nie chcę byś mi późniéj zarzucić mogła, że ją w błąd wprowadziłem milczeniem — kocham panią, jutro powiem, że to uczucie przetrwa trudności, które się z niego narodzą — lękam się tylko o panią, aby one dla niéj nie były przykremi. Widziałaś pani ojca mojego, jest to najzacniejszy z ludzi, poważam go i szanuję, winienem mu wszystko, lecz muszę wyznać, iż ciężko dobijając się w życiu stanowiska, które uzyskał — nabył pojęć, zasad, wyobrażeń często dla mnie i dla wielu nie wytłumaczonych. Wszystko co ma winien jest mój ojciec sobie, a że walczył o to długo, przywiązuje zbytnią może wagę do rzeczywistości.. do majątku.. do korzyści jakie z każdego kroku wyciągnąć może lub umie. Jest też trochę dumny swem szczęściem...
Nie potrzebował mi go pan August malować, bom ja to wszystko z wejrzenia na pana radcę odgadła.. Dodał w końcu, iż ojciec zrazu przeciwnym być może z pewnych względów małżeństwu temu, ale on — zaklął się najuroczyściéj — przemoże wszystko... Z rozmowy późniéj mógł się już August przekonać, iż rozkazując mu czekać do dnia następnego czyniłam to raczéj z jakiejś skromności dziewiczéj niż z serca. Po odejściu jego pobiegłam do ojca — ojciec szedł do mnie.. spotkaliśmy się — nie mówiąc słowa, rozpłakana rzuciłam mu się na piersi.. Milcząc powiódł mnie z sobą do gabinetu, nie rychło przyszliśmy, ja do wyznania, on do słowa.. Płakał, ściskał mnie, rozpoczynał mowę, i nie mógł dokończyć, nareszcie odezwał się jakby zebrawszy na męztwo. — Dziecko moje! serce mi się ściska, że w tym dniu stanowczym, mogę powiedzieć szczęśliwym dla ciebie — mam ci szczeremi wyznaniami, o tajonem długo położenia naszem — zatruć jasną chwilę.. Ty nie nie wiesz, jam żebrak, ja bankrut jestem, ja straciłem wszystko. Gryzę się tem, taiłem przed tobą długo wyznanie, aby ci bólu oszczędzić.. Bóg mnie wysłuchał, Opatrzność ratuje mnie przez ciebie.. Jeżeli August ożeni się z tobą, ocaleje dla ciebie jeśli nie majątek to choć przyszłość, w tym kątku który nazywał się moim, w którym żyli pradziad, dziad.. ojciec. Jak przyszło to nieszczęście..? sam nie wiem, winą może moją, która mnie męczy jak wspomnienie zbrodni — winą może losów nieuniknionych, może złych ludzi w których uczciwość wierzyłem zanadto. Zamążpójście za Augusta ratuje ciebie, ratuje mnie, po części honor mój nawet.. Ale czy miłość poczciwego Augusta potrafi przełamać upór ojca? Za to ręczyć nie można. Radca sam się dorobił miljonów, nawykł despotycznie obchodzić się ze wszystkiemi i z dzieckiem — nasze poczciwe imię coś warte, to prawda, wejść by ono mogło w rachubę u kogo innego, lecz ten człowiek w nic oprócz grosza nie wierzy, o nic prócz pieniądze nie dba.. Ma tylko dwoje dzieci, syna i córkę, dla syna miljonowéj przedewszystkiem szukać będzie dziedziczki.. przecierpisz wiele.. a potem któż jeszcze wie, co cię czeka w życiu.
— Ale ja kocham Augusta! zawołałam rzucając się ojcu do nóg — dla niego, dla ciebie cierpieć potrafię.. Płakaliśmy oboje.. rozmawialiśmy długo, dowiedziałam się szczegółów o rodzinie Augusta.. bo ojciec nic nie chciał taić przedemną. W istocie przyszłość cała na sercu szanownego X. leżała, po za niem otaczały ją straszliwe groźby. Rodzina wyjąwszy jego była tak niemiłą, tak nieobiecująca rodzinnego życia — jak sam radca. Ojciec ich widział, znał, słyszał o nich wiele. Wróciwszy do mojego cichego pokoiku, który opuściłam z sercem tak swobodnem, z głową tak rozmarzoną — nie mogłam ani zasnąć, ani się nawet położyć. Wyszłam ztąd dzieckiem — wróciłam na próg niewiastą przed którą stała przyszłość pół jasna, na pół czarna i straszna. Skończyłam na łzach i modlitwie. Serce mi mówiło, że na niego rachować mogę, że kocha mnie szczerze. Nazajutrz podałam mu rękę. — Masz ją, rzekłam — w dobréj i złéj doli nie opuści cię ona nigdy — bądź mi opiekunem, bądź obrońcą, od dziś dopiero znam położenie moje. — Wczoraj jeszcze sądziłam się równą tobie, panie Auguście dziś wiem, że ci oprócz serca nic nie przynoszę. Ludzie posądzić mogą, żem o tę miłość starać się mogła — gdy — przysięgam, iż o ubóstwie naszem wiem teraz dopiero z ust ojca. — Broń mnie — oszczędzaj i rachuj, że nie znajdziesz we mnie istoty niewdzięcznéj.
Po przyrzeczeniu i po długich dnia tego rozmowach, August pojechał, obiecał pisać, ale nie obiecywał powrócić dopóki ojca nie skłoni do zgody...
Upłynęło kilka tygodni, list był tylko jeden, i smutny — ojciec chodził posępny, jam płakała. Pod jakim pozorem wyjechał na dni kilka ojciec, nic mi o tem nie mówił, nie było go z tydzień może: a wrócił smutny i chory.. Listy od Augusta przychodziły gorące, serdeczne, ale odraczające ciągle dobrą tę wieść na którą czekałam. Dowiedziałam się znacznie dopiero późniéj, jaką walkę mój August stoczyć musiał z ojcem, z matką, z siostrą i dalszemi krewnemi. Wytrwał wszakże i po kilku miesiącach złamany jego pełnem poszanowania, ale energicznem postępowaniem pan Radca — przybył sam z uroczystą prośbą o moją rękę. Nie — tych dni moja Marjo, opisywać ci nie będę. Cierpiałam dla Augusta z ochotą, lecz to com wycierpiała przeszło oczekiwania i obawy. Ludzie ci mścili się na mnie za syna... Miałam kielich żółci do wypicia przy ołtarzu.. pocieszałam się tem tylko że przecież ciągle z niemi nie będziemy, że dozwolą nam żyć samym z sobą. Wedle układów z moim ojcem majątek nasz przechodził cały na imię Radcy, syn miał go trzymać tylko dzierżawą; ja — ponieważ nie miałam nic, oprócz ruchomości i wyprawy, nie otrzymałam też żadnego zapewnienia na majątku. O to anim się starała.
Ojciec miał przy nas pozostać. Owe dni świetnego wesela i zjazdu familji dokuczliwéj, nieznośnéj, bezdusznéj, przeszły nareszcie i zostaliśmy sami.
Odetchnęłam swobodniéj całą piersią, lecz w parę dni zaledwie ojciec mój złamany tem co doświadczył, czego nie mógł nie uczuć, zgryziony zachorował niebezpiecznie. Choroba przeciągnęła się kilka tygodni, nie było na nią ratunku.. Straciłam go. Zostaliśmy sami z Augustem.. Dodać tu muszę że rodzina mojego ojca a najbliższa, usunęła się zupełnie od nas, naprzód z obawy abyśmy od niéj nie potrzebowali pomocy, potem nie rada połączeniu z dorobkowiczem, którego imię nie najlepszéj używało sławy. Lecz miałże syn odpowiadać za ojca grzechy?
Następny rok był najnieszczęśliwszy w mem życiu. Nieomyliłam się na Anguście, na jego sercu, na przywiązaniu do mnie. Starał mi się teraz oszczędzić nawet cienia przykrości. Wymógł jakoś na ojcu pozwolenie odbycia podróży, pojechaliśmy do Włoch... A! były to chwile szczęśliwe! a trwały tak krótko! tak krótko jak błyskawica. August począł kaszleć — objawiła się nagle choroba piersiowa, a w pół roku stała się groźną... Bóg mi dał córkę w chwili gdy niewysłowiona trwoga napełniała już serce o życie najdroższego męża... Nie mogłam i niechciałam uwierzyć niebezpieczeństwu, zdawało mi się, że Bóg, że los mój winien mi trochę jaśniejszych dni na téj ziemi.. Najstraszniejsza rzeczywistość.. zmuszała do szukania ratunku.. z chorym Augustem, z małą dzieciną wyjechaliśmy do Hyères.. Na chwilę powietrze i klimat polepszyły stan mego drogiego, lecz pociecha była krótką. On sam czuł się ciągle lepiéj, łudził się, uśmiechał, miał nadzieję... i z tą nadzieją, z uśmiechem na ustach.. zasnął.. Zostałam sama — gorzéj niż sierotą, bo na łasce rodziny, na któréj litość, wyrozumiałość, ludzkość bynajmniéj rachować nie mogłam.. Radca napisał do mnie list prawie grubijański, nakazując mi powracać natychmiast. Dowiedziałam się z niego że mnie — mojemu obejściu z Augustem przypisywano zgon jego...
Tuląc do piersi sierotę, znękana, pół żywa powróciłam do domu, który nie był już moim. Pierwszym ciosem bolesnym był rozkaz przeniesienia się do innego majątku, małego folwarczku z domem wilgotnym i niewygodnym, gdzie mi naznaczona mieszkanie.
Obawa o dziecię, w którego piersiach lękałam się już spadkowego zarodu choroby, sprawiła żem się oparła... wyjechałam do miasta. Radca sam pojechał za mną, aby w sposób jak najnielitościwszy, grubijański zapowiedzieć mi, iż na moje fantazje i wymysły dostarczać nie myśli. Wyrzucał mi na oczy ubóstwo, śmierć syna, naśmiewał się marnotrawstwa mojego ojca.. słowem zrobił mi — przy kołysce sieroty siedzącéj w żałobie, spłakanéj, pół żywéj taką scenę, iż w końcu oburzona, rozgniewana powiedziałam, że nic od niego i od nich nie chcę, ale też proszę by ze mną wszelkie zerwali stosunki.. Powinnam była wytrwać dla córki się poświęcając, lecz w tej chwili opuściła mnie pamięć, przytomność, rozum. Człowiek ten naigrawał się z ojca mego.. obrażał mnie najdotkliwiéj, traktował mnie jak najniegodniejszą z kobiet.. Musiałam mu drzwi pokazać. Osłupiał zrazu, zaśmiał się dziko i wyszedł. Uczułam błąd mój i wezwałam natychmiast prawnika, przyjaciela ojca mojego na radę. Położenie moje stało się nader przykrem. Niechciałam nic od nich.. pragnęłam odzyskać to tylko co mi prawnie pozostało w ruchomościach po ojcu... powiedziałam sobie, że pracować będę, muszę i że pracą tą wyżywię siebie, córkę i wychowam ją na kobietę zbrojną przeciwko losom, któraby w każdym razie, sierota sama jedna mogła drogę sobie w świecie utorować bezpieczną.. Po długich trudnościach i walkach, bo Radca obawiając się opinji, chciał mnie zmusić do jakiéjś ugody — odzyskałam część moją, w ruchomościach dosyć kosztownych pozornie, których przedaż wszakże mogła mi zaledwie dać narzędzie do pracy.. Z sumki téj żyć nie było podobna, bo by się w przeciągu dwóch lat wyczerpała: przy największéj oszczędności procent nie starczył nawet na skromne mieszkanie.. Nie wiedziałam co pocznę. Tysiączne projekta przechodziły mi przez głowę... lecz każdy z nich w wykonaniu okazywał się niemożliwym. Zdala zdaje się tak prostem i łatwem zarobić pracą na życie, gdy się ma wolę silną! lecz cóż to za zadanie, gdy przyjdzie myśl w czyn zamienić! — Pracy téj szukać potrzeba, należy mieć do niéj nietylko wolę i wytrwałość, ale jeszcze zręczność zastosowania, uzdolnienie. Wychowanie nasze świetne pospolicie, daje nam wszystko czego wymaga salon — nic z tego co potrzebuje życie surowe. Umiałam muzykę, ale wobec prawdziwych muzyków okazywało się, żem tylko trochę grać umiała.. toż samo było z innemi przedmiotami, których potrzebowałabym się była uczyć wprzódy sama, niżelibym je innym mogła wykładać. Nie mając z resztą stosunków, nie mogłam znaleść dla siebie umieszczenia. Oprócz tego karmiłam sama dziecię, które nieustannego potrzebowało dozoru, bo było wątłe i delikatne.. Służąca osobna do Elwirki nadtoby mnie kosztowała, czyż zresztą ukochane dziecię na płatne sługi ręce powierzyć można? Rozpacz mnie ogarniała.
Lecz w życiu ludzkiem, gdy komu przeznaczonym jest przez Opatrzność ratunek, przychodzi najczęściéj niespodziany, przez ręce od których go się nie wygląda, w chwili gdy wszelka nadzieja stracona. Stało się tak ze mną.. Stara sługa mojéj matki, która mnie nosiła na rękach, a teraz wyszedłszy za mąż mieszkała w Berlinie, któréj mąż był portjerem hotelu, wypadkiem spotkała się ze mną na ulicy, gdym sama szła po lepsze mleko dla dziecka, bo mi pokarmu braknąć zaczynało i ten przy zmartwieniu i łzach, widocznie szkodził Elwirce.. Ja o niéj... ona nie wiedziała o mnie, ani nawet o ostatniem nieszczęściu, przeraziła się, rozpłakała dowiadując o wszystkiem..
Poczciwa kobieta poszła ze mną i do mnie, przesiedziałyśmy cały dzień z sobą.. Chciała mi coś poradzić, w czemś dopomódz.. nie umiała.. Poszła z mężem naradzić się, wróciła nazajutrz, przyniosła projektów mnóstwo.. Niestety! wszystkie one były dla mnie niedostępne. Lecz największem dobrodziejstwem było to, żem choć serce litościwe choć przyjaciółkę znalazła. Nie byłam samą.
Jednego ranka siedziałyśmy tak u kolebki śpiącéj dzieciny.. Staréj mojéj Anusi nieustannie coś przychodziło do głowy co mnie wyratować było powinno... Tego dnia odezwała się wreszcie — widzi pani.. w takim dopuście bożym żadnéj poczciwéj pracy wstydzić się nie ma czego..
— Ja też się nie powstydzę pracować, ale z czemże, z igłą?
— Ale, gdzie tam, odparła Anna — najlepsza szwaczka to nie zarobi więcéj na żaden sposób, nad dwa złote na dzień. Roboty dla domów nie znajdzie, a kupcy tanio płacą, bo na biednym człowieku najwięcéj zarabiają — ale ja mam myśl, dodała — bardzo dobrą myśl, i taką, że byłby z niéj pożytek, tylko (nazywała mnie po staremu) Zuzia się na to nie zgodzi — bo Zuzia córka obywatelska..
Po najuroczystszych zapewnieniach, że się ani obrażę ani sprzeciwiać nie będę — wyznała mi Anna, iż z porady męża i znajomych chciała mnie namówić na założenie magazynu mód i ubiorów. Zaręczała, że nawet ryzykując kapitalik mój, mogłam być pewną iż by się to sowicie opłaciło — proszą pani, dodała — cóżby już lepiéj pani mogła i umiała nad to? Nawykłyście się stroić, ubierać, macie gust, znacie się na tych rzeczach.. toć przecie lepiéj to potraficie jak jaka madam’a francuzka.. Zresztą ja powiem Zuzi, na to niepotrzeba wiele, ja mówiłam z mężem.. niech pani da połowę, my dostarczym pół kapitału.. a jeśli się pani wstydzi, niech magazyn będzie pod firmą moją.
W chwili gdy pani Domska tych wyrazów domawiała, Jaworkowska, która słuchała z niezmiernem zajęciem, załamała ręce tragicznie. Jakto? zawołała — ona śmiała ci uczynić taką propozycję.. magazyn mód założyć, a ty!!
— Co gorzéj, moja Marjo, żem ja tę propozycję przyjęła.