Wielki nieznajomy/Tom I/XI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Wielki nieznajomy
Wydawca J. K. Gregorowicz
Data wyd. 1872
Druk K. Kowalewski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Ponieważ ranek był jakoś wilgotny, a pani Marja obawiała się fuksji i posądzała o reumatyzm, nie wyszła więc rychło. Domska powróciła od źródła i ze mszy, — gdy przyjaciołka jéj dopiero się wyjrzeć na świat odważyła. Była też po wieczornych owych wyznaniach bardzo jakoś posępna i zadumana. Wprawdzie kochały się serdecznie z tą Zuzią, i ta Zuzia teraz miała kamienicę, a sama przyznawała się do tego, iż była bogatą — ale — ale — choć by na najwyższéj stopie, koniec końcem była marchande de modes! Nikt o tem w Krynicy jeszcze nie wiedział a poznać po niéj, że krajała i przymierzała suknie i kapelusze, nie było podobna tak wyglądała poważnie, tak była ustrojona dostatnio i smakownie — lecz — nużby się dowiedziano, i pan Jaworkowski szlachcie z antenatów, który wprawdzie wódkę, zboże i las sprzedawał przecież handlarzem nie był, zasłyszał, iż jego żona... w zażyłości była i stosunkach z jakąś modystką!! Jakkolwiek bardzo dla niéj powolny, miałby jéj niezawodnie za złe.. Z drugiéj strony Domska była urodzoną wysoce hoch wohl geboren po ojcu, po matce.. po całym szeregu dziadów i pradziadów.. Unikać jéj nie podobnem się zdawało — ściśléj wiązać niebezpiecznie.
Mimo najlepszego serca, mimo resztek przyjaźni dla Zuzi, biedna Marja wolałaby była nie miéć tego kłopotu... Niewiedziała jak z tego wybrnąć... Idąc do źródła, choć słyszała głosy tych pań w pokoju, około którego drzwi musiała przechodzić — minęła je nie wstępując, nie powiadając dzień dobry.. Wpadła nawet na pomysł szczególny, iż znaleść by się mógł powód jakiś dla przeniesienia się do Żegestowa lub Szczawnicy. Wody wszystkie były podobne.. a tu taka znajomość...
— Bo, gdyby już była czem by sobie chciała, mówiła w duchu przyjaciołka — ale modystką. Zawsze wyszła już z naszéj sfory.. nie należy do towarzystwa, a kto raz z niego wyjdzie, nie powraca...
Mocno zakłopotana posunęła się tak aż do altany, dzieci pobiegły przodem i ogromny ich okrzyk oznajmił, że kogoś już znajomego spotkały. Była to hr. Palczewska, któréj towarzyszył nieodstępny Grejfer, panna Salomea i pan Karol Surwiński. Dwie panie znały się bardzo zblizka, chociaż fluksja pani Jaworkowskiéj nudziła hrabinę, a wieczne trzpiotanie się jéj niecierpliwiło panią Marję.
— I ty tutaj! zawołała Palczewska ściskając ją — proszęż cię — co to może force majeuse! Gdzieżby to kiedy nas dwie się mogło spotkać u takich wód gdzie trzeba po jednéj uliczce, chodzić razem z żydami Brodzkiemi. Jak że ty się masz, moja droga.
— A! nic mi nie lepiéj! westchnęła chora!
— Gdzie stoisz?
— Pod Różą.
— Więc w sąsiedztwie z tą tajemniczą panią Domską, któréj stroje obudzają tu admiracją mężczyzn, a zazdrość nas niewiast..
Jaworkowska zaczerwieniła się niezmiernie.. myślała czy co powiedzieć, czy zmilczeć.. czy niedosłyszeć. Niedosłyszała wreszcie.
— O Domskich wiem już, rzekł pan Karol — wiem.. Rodzina bardzo majętna... Ojciec pana Augusta, którego znali tu niektórzy starsi i ja spotykałem był radcą handlowym, sprzedawał i kupował dobra, robił interesą na bursie. Tylko nie wiem, czy to ci sami Domscy czy inni. August był żonaty z córką bardzo powszechnie szanowanego człowieka, dobrego rodu.. ale nieszczęśliwego pod względem majątkowym pana Zbąskiego. Młodo umarł. Co się z wdową po nim stało, nie wiem.
Hrabina słuchała z uwagą, gdyż zwykła była korzystać ze wszystkiego, biedna pani Jaworkowska milczała, rozmyślając co pocznie. Nareście oszczędzając sobie kłopotu na przyszłość, uznała właściwem powiedzieć obojętnie, po cichu:
— Właśnie ta pani Domska jest Zbąska z domu.. byłyśmy razem na pensji.
— A! uderzając w dłonie rozśmiała się hrabina, to doskonale zaraz mnie z nią poznasz, bo spytać muszę, zkąd jéj córka ma ten burnus kaszmirowy.. To moja admiracja!
Jaworkowska spłonęła cała.. bardzo była nieszczęśliwą przez pięć minut, ale Grejfer zagadał.
— No, zawołała Palczewska, ty moja biedna bardzo się tu bawić pewnie nie będziesz.. Coś zawsze niezdrowa — ale — ja muszę. To moje powołanie. Zbieram ludzi, skupiam, rozruszać umiem.. bo po cóż kwaśnieć mają? Poznasz mnie z Domską — c’est dit.
— Moja droga hrabino, szepnęła Marja, ona mi mówiła, że radaby uniknąć towarzystwa.. chora..
— To się nie godzi! matka, ma córkę ładną! Czy ją przeznacza do klasztoru? Cóż znowu? to dziwactwo! Ja jéj to z głowy wybiję...
W téj chwili hrabina postrzegła zdala idącego Gabrjela, a że ją niepospolicie od wczora intrygował, pożegnała co najprędzéj Marję i skierowała się na ścieżkę na któréj spodziewała się spotkać tajemniczego młodzieńca. Ten jednak zdala ukłoniwszy się bardzo grzecznie... zawrócił w lasek ku górom i zniknął. Gonić za nim nie wypadało.
— Poczekaj! poczekaj! szepnęła sobie w duchu hrabina, będziesz ty sam gonił za mną.. Nie mogę na to pozwolić aby mi się kto tak emancypował... Żeby był choć dzień dobry powiedział...
Nadąsała się trochę..
— Co się tyczy rodziny Pilawskich, odezwał się Karol Surwiński dumny tem iż Domskich mu się udało odkryć i odgadnąć, a co się tyczy Pilawskich.. o tych nigdy nikt pono nie słyszał u nas.. Pilawscy są.. są i Pileccy na Litwie, o Piławskich, Pilawskich nie wiem.. To pseudonym.
— Cóż to ci się śni — oburzyła się hrabina będąca już w złym humorze, przecież pasportów pod pseudonymami nie dają.
— Przepraszam, osobom wysoko położonym..
— Marzyciel z ciebie, więc któż mą być..? hrabia Chambord czy Wiktor Emanuel?
Surwiński się uśmiechnął — że nie Pilawski to! pewna...
— Gdybym była na twojem miejscu — zawołała hrabina wesoło — wiesz co bym zrobiła? Pojechałabym do Krakowa, siadła na koléj, udała się do Warszawy i ztamtąd przywiozła — słowo zagadki..
— Toby już było zanadto, zaśmiał się p. Karol, a ja go tu spenetruję przecież i bez tych gwałtownych środków. Gdybym tylko pugilares, cygarnicę lubo jaki sprzęcik pochwycił.. znajdę herb.. koronę i — odkryje się wszystko, zresztą — pisałem, i umilkł,
— Zobaczysz, że ja cię uprzedzę i zawstydzę.. zakończyła hrabina.
W górze na scieżce, na którą padło jej oko szukając podobno Gabrjela, zobaczyła go wprawdzie ale w towarzystwie dwóch pań, poznała w nich Domską z córką. Jakoś ją to nieprzyjemnie dotknęło. Znała wprawdzie Pilawskiego dopiero od wczoraj, w ogóle dla mężczyzn była obojętną i żaden w niéj szczególnego współczucia nie obudzał, — czemuż jednak ten właśnie rodził jakieś zajęcie intrygował ją, pociągał...? Gniewała się na siebie.. Nie była nawykła wcale do téj niewoli jaką uczucie ciągnie za sobą... z dawniejszych lat znała i pamiętała je.. zlękła się więc, pierwszy symptom odkrywszy w sercu, które już miała za uleczone z téj słabości.
Przykre dosyć wrażenie uczyniło to na pani Domskiéj, gdy jéj serdeczna przyjaciołka widocznie jakoś nie bardzo do niéj spiesząc — około południa dopiero zajrzała, przywitała się chłodno, zabawiła krótko, z Elwirą nie poznała się bliżéj i spiesząc się niby do dzieci — wkrótce odeszła. Nadto wiele w życiu przecierpiawszy z powodu położenia swego, nawykłą była do podobnych wypadków pani Zuzanna, i nie zdziwiła się wielce, zasmuciła tylko. Miała tyle uczucia godności własnéj, że nawet gdzie ją jak tu, ciągnęło serce nie narzucała się nikomu. Wprawdzie pani Jaworkowska nie zrzekała się stosunków i znajomości, ale między wczorajszem przywitaniem, a dzisiejszą rozmową była różnica mocno się uczuć dająca. Domska więc postanowiła trzymać się na uboczu. Łza tylko zakręciła się jéj w oku. Po wielu a wielu latach osamotnienia, znaleść dla serca kogoś ukochanego dawniéj, było pociechą wielką, obiecywała sobie z niéj wiele, i w tem ją zawód spotykał.
Drugą przyczyną smutku, była macierzyńska o córkę troskliwość. Zaczynała się lękać, aby wzajemnie nieznany ów pan Pilawski i Elwira nie zajęli się sobą. Pan Gabrjel jako sąsiad i jedyny znajomy, bywał tu dosyć często, posługiwał chętnie paniom, a oka matki ujść nie mogło, że Elwira przyjmowała go coraz lepiéj, mówiła z nim chętnie i długo z widoczną przyjemnością, rumieniła się gdy przychodził, wyglądała niespokojna gdy się mogła spodziewać, słowem okazywała mu życzliwość wielką. Ze swéj strony Pilawski był nadskakujący, grzeczny zbliżał się do Elwiry z widoczną ku niej sympatją i zajmował nią coraz żywiéj.
Jak wszystkim tak zdawało się i pani Domskiéj, z tych cech zewnętrznych z których sądzą zwykle ludzie o ludziach gdy ich nie znają, że Pilawski należał do wyższych sfer towarzystwa.. do tego co się już arystokracją nazywa, i trzyma w ciasnem kole swojem nie chętnie łącząc z resztą śmiertelnych. Przewidywała więc, gdyby się dowiedział o położeniu Domskiéj, tylko przykre dla Elwiry odczarowanie. Nie życzyła więc sobie zbyt bliskiéj znajomości i stosunków, ale o tem nieśmiała jeszcze mówić z córką.
W Elwirze mięszały się dziwnie wszystkie wpływy i tradycye jakie z sobą przynosi dwuznaczne położenie, pochodzenie szlacheckie, życie mieszczańskie, powołanie przemysłowe — ocieranie się o świat wytworny, wychowanie staranne, wykształcenie wyższe, a stanowisko.. podrzędne. Wszystko to razem czyniło ją może aż nadto dumną i pewną siebie. Elwira nie czuła się w niczem niższą od nikogo, a duchem wyższą od wielu spotykanych codzień znakomitości. W istocie patrząc na nią można ją było wziąć za przebraną księżniczkę, tak obliczem, postawą, ruchem, mową, była mimowolnie wielką panią. Ton ten wzrastał w niéj gdy się znajdowała w towarzystwie, które sobie też tony nadawać chciało — a (co było dowodem dobrego serca) znikał prawie w poufałem kółku, z dobremi przyjaciołmi lub ludźmi skromnemi. Niepodobna jéj było, odebrawszy wychowanie gruntowne, przy talentach i nauce jaką miała, nie widzieć że w społeczeństwie naszem po większéj części polor zewnętrzny, pozór pewnego wykształcenia, maska cywilizacji pokrywa niezmierne ubóstwo.. Gdy się przyszło podzielić myślą z rówiennicami, wrażeniem, sądem o książce, natrafiała co chwila na taką płytkość pojęć i brak pierwszych wiadomości, iż się rumienić musiała.. Toż samo znajdowała w większéj części mężczyzn... Z wielu spotkanych na świecie może jednym z najsympatyczniejszych dla niéj był pan Gabrjel, gdyż od pierwszych kilku słów przekonała się, że miał nie sam polor tylko, okrywający najczęściéj ubóstwo ducha, ale gruntowną naukę i umysł pracą otwarty. Z nim zrozumieć się jéj było łatwo, posprzeczać nawet miło, gdyż stali na równi i spór prowadził do jakiegoś wyjaśnienia, gdy z innemi był on daremną szermierką, jakby dwóch osób mówiących językami różnemi. Oprócz tego węzła duchowego, łączyła ich ta sympatja niewytłomaczona, która od pierwszego wejrzenia stanowi o całych przyszłych stosunkach. Postać człowieka jest zawsze wyrazem charakteru: napróżno by temu zaprzeczać.. wyrozumować trudno co ją czyni przyciągającą lub wstrętliwą — ale wrażeniu oprzeć się niepodobna. Elwirze podobał się pan Gabrjeł, panu Gabrjelowi piękną, wspaniałą — uroczą wydała się Elwira.. Matka, która to wszystko odgadła czekała, aby córka pierwsza poczęła mówić o nim, zlękła się gdy postrzegła, iż Elwira zdawała się unikać wspomnienia i wzmianki o nim. Należało więc matce pierwszéj badać córkę i ostrożnie dotknąć pulsów serdecznych. Dnia tego właśnie, niespokojnie jakoś chodziła panna Elwira po pokoju, przysłuchując się każdym krokom dającym się słyszeć w korytarzu, ale nie doczekała spodziewanego gościa po obiedzie, który nie ośmielił się po przechadzce jeszcze narzucać z odwiedzinami. Wieczorem, gdy i pani Jaworkowska nie nadeszła także, a obie panie zostały sam na sam, matka przysunęła się do Elwiry siedzącéj w swym pokoiku na kanapie, ujęła ją za rękę i odezwała po cichu.
— Cóż ci to? zamyślona jakaś jesteś? nie boli cię głowa?
— A! nie — nie! nic mi nie jest trochę brak muzyki, moich książek i wazoników.. odrobinkę się nudzę, bo nie mam czem zająć..
— Jest to ofiara dla mnie — moja Elwirko, gdyby można fortepian dostać...
— A! nie — i nie warto nawet.. na krótki czas... zresztą czy się godzi tak pieścić..
— Dziś moje dziecko w złym humorze, rozśmiała się Domska, może i to spowodowało, że ci rozmowy poobiednéj z panem Gabrjelem zabrakło?
Popatrzyła na córkę, która spuściła oczy.
— Przyznaj mi się że ci się podobał..
— Jak każdy przyzwoity młody człowiek..
— Troszkę więéj?
— Trochę może, ale nie bardzo.
— Otóż gdy jest już trochę, Elwirko, trzeba myśleć ażeby to nie rosło, bo z téj odrobiny zwykle rodzi się nawyknienie, potrzeba serca — i cierpienie najczęściéj.
— A! niechże się mama nie lęka — uśmiechając się dodała Elwira — jestem ostrzeżoną — ostrożną i wcale téj odrobince dać rosnąć nie myślę.
— W każdym innym razie... powiedziałabym owszem, poznajmy go bliżéj — któż wie, może to ten przeznaczony, którego los wykołysał dla ciebie.. Ale tak jak my dziś tu jesteśmy... bliższe stosunki do niczego nie prowadzą.
— O! ja to rozumiem doskonale — odezwała się Elwira, pan Pilawski zdaje się ze wszystkiego, należeć do tego świata, z którego my wyszłyśmy, a który dziś dla nas jest zaparty. Bierze nas za to czem nie jesteśmy, a na złudzeniu budować przyszłości nie można.
— Jest to właśnie o czem ja cię przestrzedz chciałam, odezwała się Domska — jedno z dwojga albo mu całą opowiedzieć historję, albo się do niego nazbyt nie zbliżać.
— To najzabawniejsze — dodała Elwira, że pan Pilawski, którego ja, jak mi się zdawało, bardzo zręcznie starałam się trochę wybadać o jego położeniu w świecie, wymykał mi się za każdą razą tak zręcznie, iż ja też oprócz domysłów nic nie wiem o nim.
— On to właśnie może czyni z przeciwnych naszym pobudek — rzekła matka.
— Że nie jest dorobkowiczem i lada czem, to pewna — rzekła ożywiając się Elwira. Już to samo dowodzi że wychowanie odebrał jak najstaranniejsze.. podróżował wiele, a osoby znaczące, wybitne w kraju, zdają mu się dobrze znane.. przytem samo obejście, ton.. wszystko w nim zwiastuje że do wyższych sfer należy.
— A! tem ci gorzéj jeśli tak jest, że ma ci się podobać, westchnęła matka.
Z lżejszem sercem wszakże wstała Domska po téj chwili rozmowy. Do późna w noc sądziła jeszcze iż przyjaciołka nadejdzie, nie chciała się rozbierać oczekując na nią, pani Jaworkowska wszakże wcale się nie ukazała.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.