Wielki nieznajomy/Tom I/XIV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Wielki nieznajomy
Wydawca J. K. Gregorowicz
Data wyd. 1872
Druk K. Kowalewski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Piknik jakkolwiek pozbawiony kilku pań na których współudział rachowano, pod berłem hrabiny Palczewskiéj rozpoczął się bardzo wesoło i świetnie.. Na kilka godzin przed nim, zaręczały głośno chore i zdrowe tancerki że nie mają ubrań, że wcale występować nie myślą, że u wód strój powinien być jak najskromniejszy itd. itd.  pomimo to jednak gdy poczęły wchodzić na salkę oświetloną a giorno (chociaż stearyną) okazało się, że w tych ubraniach mogłyby były wystąpić w Krakowie pod Baranami i we Lwowie pod Kawkami. W pierwszéj téj chwili zapaśnice naprzód rozpatrywały się w sobie i uśmiechały z zadowolenia lub z zazdrości.. a gdy... choć nieosobliwa.. zabrzmiała muzyka.. serca młode zadrgały, młode nóżki tupnęły. Do tańca..! do tańca! Hrabina Palczewska miewała różne fantazje — bywały lata że nie tańcowała wcale udając starą i znużoną, potem skakała zapalczywie choćby dnie i nocy z rzędu. W Krynicy nie miała ochoty. Czy na to nie wpłynął objawiony głośno przez Pilawskiego wstręt do tańca. Nie jesteśmy pewni — ale — złe języki już upatrywały pomiędzy dwojgiem zawiązek czulszych stosunków. Myliły się one biorąc grzeczność Gabrjela za zajęcie hrabiną, a może — ciekawość pani.. za początki serdecznéj skłonności. Szeptano sobie, iż na panią Emilję przyszedł nareście dzień przeznaczeń.. wyroków.. stanowczy. Lucia i Musia, a nawet stara Ormowska dodawały, że nos pana Pilawskiego ją oczarował... Grejfer, który miał nadzieję nadziei podobania się, zwrócił się jakichś zasięgnąwszy tajemnych informacji — ku pannie Domskiéj. Potrafił się wcisnąć do niéj i nadzwyczaj był nadskakujący, obie panie wszakże odpowiedziały mu grzecznym a wyrazistym chłodem, który on sobie zwyciężyć postanowił. Jednym ze środków przez niego dobranych było, że od rana do wieczora, ilekroć spotykał i mówił z paniami, częstował je swemi stosunkami poufałemi z arystokracją. Wybór nie był nader trafny, lecz Grejfer ten sposób uważał za panaceum powszechne i nigdy szkodzić nie mogące. Na ten raz było ono wszakże — szkodliwem.
Nie bez przyczyny młodzież lubi bale i tańce... nie mówiąc już o przyjemności skakania i popisu zręczności, siły, postawy... w téj wrzawie balowéj pospolicie z największą łatwością rozmawiają z sobą ci co gdzieindziéj poufale, serdecznie zbliżyć się nie mogą. Zapał zabawy, upojenie dodaje odwagi i usta śmieléj wymawiają wyrazy, których by w biały dzień w chłodny czas wyrzec się nie ośmieliły. Z tych zabaw wynoszą się owe na piersiach potem piastowane pamiątki, drogie rękawiczki podarte.. zeschłe kwiatki bukietów, kawałki wstążek i wonne chusteczki niepoczciwie skradzione.. Tak bywało dawniéj, i dziś jeszcze u niejednego siwego a zgarbionego jegomości chowają się pod kluczem owe zabytki przeszłości, z których przy inwentarzu pośmiertnym śmieją się krewni i kanceliści. Czy teraźniejsze pokolenie, praktyczniejsze nierównie od tych co je poprzedziły, pójdzie za przykładem przodków.. wątpimy... Inaczéj się ono wychowywało a ta cześć kobiety — ideału, ta miłość Mickiewiczowska i Schillerowska.. osiemnastoletnim aspirantom do egzaminu maturitatis wydaje się śmieszną.. późniéj mowy być o niéj nie może. W dwudziestym roku młodzieniec jest mężem stanu i pozytywistą... marzy o reformie społecznéj, a niewieście nadawszy emancypację, traktuje ją jak dobrego kolegę, z którym nie potrzebuje robić ceremonji. Nie przesadzam wcale, jest tak, a czy na tem młodość zyskała, kobieta, człowiek.. rozwiązywać nie będę. Wpadłem nawet w rozprawę tę niezupełnie potrzebnie, bom chciał tylko wytłomaczyć w jaki sposób hrabina Palczewska, która dotąd nie miała zręczności bałamucić Gabrjela, bal właśnie i najliczniejsze zgromadzenie wybrała ku temu celowi. Wiedziała bardzo dobrze iż wszyscy czemś innem zajęci, wcale na nią uwagi zwracać nie będą. Wytłomaczyła się od tańca bólem głowy i bezsilnością jakąś. Gabrjel nie tańcował też, tylko wybierany do figur, z musu. Pokrążywszy chwilę i szukając sobie miejsca, hrabina zbliżyła się sama do niego.
— Jak to dobrze, że pan nie tańcujesz! rzekła — mam kogoś do rozmowy...
— A! najniezdolniejszego w świecie — zaśmiał się Gabrjel, wszyscy moi przyjaciele oddają mi tę sprawiedliwość, że nie umiem prowadzić rozmowy.
— Po cóż ją prowadzić? przerwała Emilja — jeśli ona nie idzie sama, niańka nic nie poradzi. Probujmy — mnie się zdaje, że przy takiéj obfitości przedmiotów..
— A! pani! czy się w to liczą i stroje dam? spytał Pilawski — w tych rzeczach nie jestem kompetentny.. a wiem że świętokradzcą się zowie, kto śmie kobietę oskarżyć że się ubrać nie umie...
— Patrz pan nie na stroje. Spójrz na twarze.. na uśmiechy.. na przyciągania i odpychania objawiające się w tłumie.. na wrażenia tańca.. na.. a! zmiłuj się pan, widoków zajmujących bez miary..
— Ale pani zamiast tak zimno się im przypatrywać, powinna byś raczéj napić się z téj czary..
— A! aż do mętów z niéj piłam, fusy na dnie..
— Jak wszędzie..
— Nie wszędzie.
— Gdzież ich nie ma?
— Gdy powiem nie uwierzysz mi pan.. bo to co powiem jest do mnie niepodobne — a jednak będzie to wyraz najrzeczywistszy méj duszy.
Pilawski spojrzał zdziwiony, hrabina przybrała minkę poważną.
— Wszystko to są dzieciństwa... preludja życia.. przegrywki do szczęścia lub niedoli.. Raz kiedyś zacząć żyć trzeba na serjo. Jam dotąd grała preludia.. chciałabym.. rozpocząć wielką Sonatę.. moich przeznaczeń.. Jestem wdową, ale mogę powiedzieć że nie byłam prawie mężatką. Wydano mnie dzieckiem za mąż.. parę lat tego związku pamiętne mi są tylko sukniami które nosiłam i brylantami w które się ubierałam. Wdową wróciłam prawie do dziecinnych lat.. ze swobodą emancypowanéj kobiety.. Wolno mi było zaglądać we wszystkie kątki życia... bawiłam się... znudziłam. Dosyć tego..
— A zatem, rzekł Pilawski, pozostaje tylko.....
— Ja panu powiem, je ne suis pas béguile, pozostaje mi zakochać się mocno i pójść za mąż, a potem być albo zawiedzioną i nieszczęśliwą, albo.. bardzo, bardzo szczęśliwą... Wszak mi się to należy?
Pilawski nic nie odpowiedział, spojrzała nań. — Co pan na to?
— Przestraszony jestem, żeby kto oprócz mnie nie posłyszał tych wyrazów i nie wziął ich na serjo.. mógłby...
Pani Palczewska ruszyła ramionami.
— Bez niebezpieczeństwa mogłabym je powiedzieć głośno. Niechby się starali wywołać moją miłość, ale powiedz mi pan, sąż to ludzie do kochania? Lalki, komedjanci, — przepraszam pana, czubate dudki, człowieka nie widzę..
To mówiąc zwróciła oczy na Gabrjela, spojrzała nań straszliwie — i zamilkła..
Pilawski jakkolwiek młody, był niezmiernie oględny i wyraziste wyznanie hrabiny wziął za fantazję... za wyskok oryginalny — nic więcéj. Była czarującą — ale razem straszną. Śmiałość jéj, szczerość, energja czyniły ją uroczą.. a mimo to przerażały. Wzrok był jakby potwierdzeniem słów, wywoływał odpowiedź..
— Pani, rzekł zwolna Pilawski, między ludźmi mało jest rzeczywistych ludzi, a najmniéj tych coby byli niemi logicznie życie całe.. Chwilami słabniemy wszyscy. Szukając ideału można go nigdy nie znaleść.
Mais je suis de bonne composition — odezwała się Palczewska, nie żądam od człowieka więcéj nad to, by choć pięć minut był idealnym. Mało kto i to potrafi. Więcéj powiem, udawać go nawet nie umieją i nie silą się. Patrz pan, dodała. Każdy z tych panów, nie wyjmuję i panie ani chcę wyjątku dla siebie, ideał swój nosi wypisany na całéj postaci... bo naturalnie każdy się sili pojęcie o nim na sobie urzeczywistnić. Gdybym się nie obawiała, abyś mnie pan poczytał za bardzo złośliwą, zrobiłabym przegląd całego koła naszego, aby panu pokazać jak nędzne są ideały tych panów.
Dajmy temu pokój. Bez pochlebstwa, pan przynajmniéj wyglądasz na szanującego siebie i każącego się szanować człowieka, na istotę myślącą, poważną a nie obawiającą się rozśmiać, żeby nie spadła z piedestału.. ci zaś!
Pilawski ręce załamał. — A! pani hrabino — na Boga, proszę sobie nie żartować ze mnie! Ja nie mam najmniejszéj pretensji uchodzić za coś innego jak za bardzo pospolitą istotę, chodzącą po ziemi i podległą wszystkim ziemskim słabościom.
— Ja także! zawołała hrabina — widzisz pan, że moją jedyną cnotą to, że nic nie udaję, że jestem taką jaką mnie Bóg stworzył... I dla tego może, ludzie nawykli do szukania czegoś skrytego w każdym, we mnie domyślają się jeszcze więcéj niż widzą.. zatem.. okropnych rzeczy. Przysięgam panu że się mylą. Mam tę wadę tylko, że nie mając co z życiem zrobić bawić się chcę, i tę dziką pretensję że radabym być szczęśliwą...
Pilawski był jak na mękach słuchając tych zwierzeń, nie pochlebiał sobie, by one więcéj jaki cel miały nad chwilową rozrywkę i zakłopotanie młokosa, ale mu było z tem jakoś dziwnie przykro — nie wiedział co odpowiadać, Ochłonął wreście mówiąc sobie — trzeba oddać szczerością za szczerość.
— O szczęściu, rzekł, tyle jest chodzących po świecie plotek, że nie wiedzieć czemu wierzyć. Z porównania ich wszystkich wyciągnąć można tylko ten pewnik, że szczęście acz rzadko zjawia się, ale kwitnie krótko i podlega łatwo zniszczeniu.
— Choćby było krótkie — byle go skosztować! odpowiedziała hrabina. Od młodu nam nabijają niem głowę.. A pan? wierzysz w nie?
— Nie myślę o niem.. rzekł Pilawski.. mam to przekonanie, że człowiek dopiero postrzega że był szczęśliwym, gdy nim być przestaje.
— Zdaje mi się, żem to gdzieś czytała? rozśmiała się hrabina.
— Nie zaręczam czym się nie zapożyczył, choćby z greckiéj antologji, rozśmiał się Gabrjel. Człowiek już teraz nic nowego wymyśleć nie może.
Wybrano hrabinę do figury, poszła znudzona widocznie dając szal do trzymania Pilawskiemu, co obudziło wiele zazdrości i szepty wywołało.. Wróciła wkrótce przeszedłszy po sali i na nowo rozpoczęła rozmowę. Była ona prowadzoną jak część pierwsza w tych ogólnikach o życiu i świecie, które nieznacznie najwięcéj powiedzieć dozwalają, pozornie nic prawie nie mówiąc, Pilawski odpowiadał tylko, trzymał się na wodzy i widocznie nie dawał upoić ani wzrokiem, ani słowem, ani nadzwyczajną publicznie mu okazywaną łaską, która by innemu głowę zawróciła. Hrabina to postrzegła — ten człowiek musi być już zakochany, rzekła w duszy do siebie — ale choć trochę trudniéj zdobyć twierdzę zajętą.. nie myślę rozpaczać, żeby mi się to udać nie miało.. mam za sobą bardzo wiele, jeśli się kocha w panience.. to jako wdowa mam więcéj swobody ruchów, słowa, i broń któréj tamta użyć nie może.. Zobaczymy..
— Kochałeś się pan kiedy w życiu? zapytała nagle kończąc rozmowę.
— Ja? rzekł drgnąwszy mimowolnie Gabrjel — o! pani to pytanie, które tylko spowiednikowi zadać wolno i na które się nawet spowiednikowi odpowiada czasem nie zupełnie szczerze. Któż się nie kochał? Ja w Wenerze z Milo, w Madonnach Rafaela, w Mignon Goethego, w Beatrysie Dantejskiéj.
— No — i w garderobianie mamy? przerwała śmiejąc się hrabina..
— Nie!
— To w kuzynce?
— Nie, bom nigdy jéj nie miał..
— A w kimże?
— Jeśli potrzeba gorączki i nadziei ażeby scharakteryzować to uczucie, nie kochałem się nigdy — marzyłem na różne temata.. i to była moja miłość.
— Artysty — a jako człowiek, miałeś pan choć namiętności? To pytanie było już tak dziwnie zuchwałe, że Gabrjel zdrętwiał i zamilkł. — Hrabina ramionami ruszyła.
— Widzę żeś się pan przeląkł. Prawda, aleś może nie zrozumiał mnie. Jesteś tak zimnym doprawdy, że go zaczynam posądzać o komedją chłodu.. Umyślniem tu żarzący węgiel rzuciła na lód.. cóż pan na to?
— Będę otwartym, rzekł Gabrjel.. od namiętności broniły mnie uczucia. Marzyłem i nie miałem czasu szaleć.
— A marzenie nigdy nie przeszło w szaleństwo, ani uczucie w namiętność?
— Dotąd — nie, odparł Pilawski. Wynikło to po części zapewne z mego — tu się zająknął — z mego trochę excentrycznego położenia towarzyskiego, iż do życia nie jestem śmiały... patrzę, uczę się go — wystąpić nie mam ochoty.
Z niezmierną ciekawością kończyk téj nici Ariadny pochwyciła pani Palczewska.
— Wspomniałeś pan o nieco ekscentrycznem położeniu swojem, czy godzi się pytać o bliższe objaśnienie téj zagadki? — podniosła oczy hrabina i zobaczyła Gabrjela bladym jak ściana, drżącym, zmięszanym, w postaci winowajcy którego na ścięcie prowadzą. Uderzył ją ten zbolały wyraz twarzy, te usta na pół otwarte z których słowo się dobyć nie mogło..
— Co panu jest? zawołała przestraszona..
— Mnie? — nic — gorąco w sali — cicho odezwał się Gabrjel, przepraszam panią hrabinę.. zupełnie nic! to już przechodzi.. ale niech mi wolno będzie na zadane pytanie nie odpowiedzieć..
Na tem skończyła się rozmowa.. Hrabina spuściła głowę, zamyśliła się — zrozumiała, iż w życiu tego człowieka było w istocie coś czego zdradzić nie chciał, wyznać nie miał siły, ale cóż to być mogło? Zbrodnia? ohydne wspomnienie..? wina rodziców? Nie mogła w mętnych przypuszczeniach wpaść na żadną myśl jaśniejszą.. Tymczasem piknik coraz się ożywiając, rozpasując, można powiedzieć szałem ogarniał tancerzy.. Pani Palczewska jakby z rozpaczy rzuciła się w wir taneczny z całą gorączką sobie właściwą.. Obejrzała się nie rychło, szukając oczyma Pilawskiego. Nie było go, usłużny kuzyn doniósł, iż mu duszne zaszkodziło powietrze i poszedł do domu. W istocie Gabrjel chodził po samotnéj uliczce około źródła zamyślony, smutny, z zarzuconemi w tył rękami.. marzenia tłumem zwijały mu się po bolącéj głowie... i wzdychał. Miał lat dwadzieścia kilka!!



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.