Wielki nieznajomy/Tom I/XV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Wielki nieznajomy
Wydawca J. K. Gregorowicz
Data wyd. 1872
Druk K. Kowalewski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Piknik sam z siebie był bardzo świetnym, ale miał i tę dobrą stronę, że nimby się na drugi zdobyto, obfitéj dostarczył treści do rozmów, opowiadań i domysłów. Pomimo zajęcia tańcami uważali wszyscy bardzo dobrze, długą i ożywioną rozmowę między hrabiną a panem Pilawskim. Postrzeżono iż Pilawski po niéj wysunął się wcześnie, a hrabina nagle jakoś rzuciła się do tańca, choć zrazu oświadczyła iż tańcować wcale nie będzie. Pilniejsi badacze humorów, meteorologowie dusz ludzkich, zauważali nazajutrz mimo wesołéj zabawy, chmurkę niezwyczajną na czole hrabiny, która uparcie powiększała się do wieczora, nie znikła nazajutrz i pozostała, zagrażając jakąś na tem niebie pogodnem dotąd nadzwyczajną zmianę. Grejfer badał jakie będzie zachowanie się Pilawskiego, ale w nim najmniejszéj nie znalazł jawnéj różnicy.
Dobrych dni kilka zeszło na przygotowaniach do drugiego wydania pikniku, które miało być powiększone i poprawne przez autorów. Wodę wypijano ze źródła jak zwykle, deszcz przekrapiał codzień, zabłacano się na nigdy prawie nie wysychającym deptaku — rzeczy szły trybem powszednim, gdy około południa jednéj niedzieli, zameldował się hrabinie z uroczystą jakąś miną pan Karol Surwiński. Pani Emilja siedziała nad książką dosyć znudzona. Gdy wszedł, złożyła ją z rezygnacją, spodziewając się że gość będzie jeszcze od książki nudniejszym i zacznie od deszczu.
P. Karol siadł. Na twarzy jego malowało się trochę niecierpliwości, hamowanéj dla przyzwoitego znalezienia się. Zagaił pytając o zdrowie, doniósł że pani Jaworkowska cierpi na okrutną fluksję, że Ormowska pogniewała się na Lusię, za niezręczne znalezienie się na pikniku, że pani Domska znowu od dwóch dni nie wychodzi, że ks. biskup Łętowski — przyjechał itp.
— Ale ja czuję, że pan mi masz coś innego do powiedzenia, i wybierasz się.. zbyt długo... czytając przedmowę. Przystąp do rzeczy! zawołała przenikliwa hrabina.
— Jakże się pani mogła tego domyśleć? zapytał zdziwiony niezmiernie stary kawaler. Chyba już pani co wie? Ale zkąd! i jak? bo słowo honoru daję, jednéj pani Ormowskiéj....
— Nic nie wiem, baronowéj nie widziałam.. czytam z twarzy waszéj panie Karolu.
— Z mojéj twarzy? proszę! proszę! rzekł ramionami ruszając p. Karol, ale pani chyba jesteś jasnowidzącą!
— Trochę, czasem.... rozśmiała się pani Palczewska — ale mów i nie cedź.
Surwiński przybrał twarz uroczystą, zwolna założył prawą rękę za surdut, dobywając coś z kieszeni i począł obejrzawszy się.
— Nie lubię rzeczy robić przez połowę, rzekł, gdy postanowię co, dotrę zawsze do gruntu. Otóż w sprawie tajemniczego p. Pilawskiego, powiedziawszy sobie że napiszę do Warszawy, napisałem.
Spojrzał na hrabinę, któréj oczy w istocie zapłonęły ciekawością, przysunęła się do niego i niecierpliwie wyciągnęła rękę.
— Daj że mi list — daj mi go.
— Za pozwoleniem hrabiny — ja go sam przeczytać będę miał honor, odparł zwolna Surwiński, szukając po kieszeniach zapomnianych okularów.
— Ależ nudzisz, nudzisz krzyknęła Palczewska.
— Przepraszam, inaczéj być nie może — trzeba systematycznie, systematycznie rzecz prowadzić, dodał z flegmą Surwiński. Fiszer, jak zdaje mi się, miałem szczęście już mówić pani hrabinie — człowiek jest — godny, zacny, szanowany powszechnie, a że od wielu lat zamieszkuje w stolicy, i ma stosunki we wszystkich kołach.. mógł więc dać mi informację najwiarogodniejszą, na któréj całkowicie polegać się godzi.
— Człowiecze, nie męcz że mnie! tupiąc i bijąc ręką o stół — wołała gospodyni — cóż pisze? co pisze?
— Przepraszam, rzekł urażony Karol chowając list napowrót do kieszeni. Nie mogę tak trzpiotowato, ni w pięć ni w dziewięć, coś rzucić.. niezrozumiałego. Nadto panią hrabinę szanuję i wiem co się jéj ode mnie należy..
— Nie szanuj a nie nudź! stary gaduło!
Surwiński wstał zupełnie obrażony.
— Ale jeśli tak..
— No — milczę, siedź, gadaj — słucham i milczę — powiem ci tylko żeś — nieznośny — słucham.
Pan Karol usiadł, rozkładał okulary zwolna.
— Rzecz się tak miała — rzekł. Wyłuszczyłem w mym liście powody, dla których pytanie tak dziwne i niewłaściwe zmuszony byłem zadać Fiszerowi. Napisałem mu jak mój pan Pilawski wygląda.. co robi, czego się domyślamy i jak mi wiele na tem zależy, ażebym wiedział kto właściwie jest, co znaczy!
Na to Fiszer, najzacniejsza w świecie dusza, odpisuje mi — czytać będę jego własne słowa — Ipsissima verba.
Hrabina westchnęła — p. Karol zwolna począł rozsunąwszy list i obracając go do światła..
„Kochany przyjacielu, towarzyszu broni.
Widzi pani hrabina, żem się tem nie darmo chwalił — służyliśmy w jednym pułku.
Pani Palczewska już nie odpowiedziała ani słowa, p. Surwiński powtórzył — „kochany przyjacielu i towarzyszu broni”.
— Niech pani na styl nie uważa, zwyczajnie żołnierski — wtrącił jeszcze i po raz trzeci czytał — kochany przyjacielu i — z przyciskiem — towarzyszu broni — wielką przyjemność po tylu latach niewidzenia i milczenia sprawił mi twój list, ale że adresu właściwego położyć na nim nie mogłeś, boś o nim nie wiedział, a nas tu tego nazwiska, starych wojskowych jest kilku, wędrowało tedy pismo twe od chaty do chaty, aż nareszcie się o mnie oparło. Wdzięczen ci jestem, że mi o swem zdrowiu dajesz wiadomość i jak ci się powodzi. — Co do mnie — reumatyzmy starego gnębią, słuch tępieje, oczy odmawiają posługi, ale duch rzeźwy jeszcze i krzepki, a że się dawniéj nie nadużywało sił — zostało ich na starość tyle, by tę zimę bez wielkiego postękiwania przebyć. — Jeśli kiedy do Toeplitz pojadę, dam ci znać, abyśmy się gdzie z sobą zjechać i pogwarzyć mogli.
— To wszystko wstęp jeszcze — rzekł nielitościwy Karol, spoglądając na hrabinę, która usta gryzła z gniewu tłumionego. Teraz Fiszer przystępuje do rzeczy, proszę pilną zwrócić uwagę.
— „Zadałeś mi niepospolite pensum.
— Pani wie co pensum, znaczy, bo to łacina — chodziliśmy do szkół pijarskich, więc to nie wywietrzało. Pani Palczewska kiwnęła głową.
— „Zadałeś mi niepospolite pensum, czytał daléj p. Karol, swojem pytaniem o jakiegoś ichmość pana obywatela Gabrjela Pilawskiego z Warszawy. Moje stosunki w miarę jak człowiek głuchnie i po troszę ślepnie musiały się ograniczyć znacznie, mało gdzie bywam, mało z kim przestaję i niewiele wiem. W Warszawie mnóstwo zawsze wyrasta nowych ludzi i imion — powiem ci naprzód, że żadnego Pilawskiego majętnego i dobrze wychowanego, należącego do wyższego towarzystwa tu — nie znam. Ale, że nie idzie zatem by go nie było.. poszedłem do głowy po rozum, jakby się oto dowiedzieć.
— Widzi pani — co to za człowiek! wykrzyknął Surwiński — i czy moje domysły — ale — idę da1éj — i czytał znowu.
„Poszedłem do głowy po rozum, jakby się oto dowiedzieć. Zdało mi się, że najlepiéj uczynię gdy przejrzę spisy członków resursy obywatelskiéj i mieszczańskiéj, bo, co jest porządniejszego to się w niéj mieścić musi. Wybrałem się więc, mimo deszczu.
— Co to za człowiek! proszę hrabiny! wtrącił Surwiński. — Hrabina trzymała się na wodzy, ale zaczynało jéj cierpliwości braknąć, jak kotka na mysz białą dłonią zasadziła się na list, by go wyrwać nieszczęsnemu czytelnikowi. Zmiarkowała jednak z zaciśniętych palców p. Karola, iż trzymał go tak, że dostałaby chyba tylko kawałki i zrezygnowana słuchała...
— Wybrałem się więc mimo deszczu — ciągnął daléj Surwiński, i kazałem sobie podać spis członków w resursie staréj. Obu jestem członkiem — nie licząc Harmonji do któréj Boże odpuść, należę także...
— Co to jest ta Harmonja? towarzystwo pewnie muzyczne, rzekł komentator, ale mniejsza o to..
— Na spisie w resursie staréj jest dwóch Pileckich, jeden Piłkowski i jeden Pilśnicki, Pilawskiego żadnego. Idę więc do obywatelskiéj, szukam. Tu Pilskich trzech, Piła jeden.. Piłowalski i Pilnicki, Pilawskiego żadnego znowu..
— Ale proszę pani, z jaką ten człowiek dokładnością chodził około powierzonego sobie interesu, rzekł z namaszczeniem Surwiński — tacy ludzie już się dziś nie rodzą.
— Grzyby! szepnęła niewyraźnie Palczewska, któréj się na płacz zbierało.
— W Harmonji, pisze daléj — same Pilner, Pilauery ijeden Pilowsky.. Słowem, zawiedziony powróciłem, a nazajutrz poszedłem na ratusz do księgi ludności. Tu Pilawskich i Piłowskich znalazłem dowoli.. ale z zasiągniętych wiadomości od osób kompetentnych zdaje się, iż mało który z nich umie czytać i pisać, a żaden do wyższego towarzystwa zaliczyć się nie może. Najbogatszy z nich, który miał piękną, jak mówią, kamienicę z ogrodem przy Długiéj ulicy, umarł.. a nie umiano mi powiedzieć czy się w potomkach odrodził. Mogę ci więc zaręczyć, że tego rodzaju Pilawski o jakim mówisz w Warszawie nie istnieje, i że..
— Przepraszam hrabinę, ale tu Fiszer błędną poszedł drogą — protestuję.
Po zaprotestowaniu wyjąknął..
— „i że, — i że twój Pilawski z Warszawy, wielkiego tonu, z tłomokami angielskiemi..
— Bom mu o tem wszystkiem pisał — dodał Surwiński.
— „z tłomokami angielskiemi — nie może być kim innym tylko jakimś samozwańcem, awanturnikiem, kawalerem di bona fortuna, który na łatwowierność waszą galicyjską, łapkę sobie zastawił i może udając wielkiego pana.. chce się bogato ożenić.
Złożył list zwolna dodając: — gdybym był miał rozum i możność posłać mu fotografję, nie byłby nigdy tego przypuszczenia uczynił.. bo dosyć spojrzeć na to szlachetne oblicze.
Hrabina nie odpowiedziała mu nic, zmierzyła go wzrokiem nadąsanym i rzuciwszy ręką wstała z krzesła.
— Panie Surwiński, rzekła w końcu — jeśli kiedy odżyje rzeczpospolita babińska, kreuję cię nauczycielem lakonizmu. Jesteś nudziarz jakiego świat nie widział.. ale wytrzymałeś mnie sur la selette jak nikt, trzy razy chciałam już list wyrwać z rąk.. i nadużyłeś cierpliwości niewieściéj na to, by mi przez usta Fiszera powiedzieć, że nic nie wiesz.. A! jesteś przedziwny.
— Jakto, nic nie wiem! ja nie nie wiem? wołał po napoleońsku zakładając ręce Surwiński, ja nie wiem nic? Ja? I pani, któréj umysłu trafność podziwiam zawsze, powiedzieć mi możesz, że ja nic nie wiem? A — to mi się podoba! Już przecie jestem na tryumfalnéj drodze prawdy, wszystkie moje domysły się urzeczywistniają.. Cóż to dowodzi, że takiego Pilawskiego nie ma tam? Oto to, że mój Pilawski, jest incognito jakimś księciem lub hrabią. Quod erat demonstrandum, jak mawiali księża pijarowie, a co się dla pani tłomaczy.. czego właśnie chciałem dowieść.
— Ale koniec końcem — cóż wiesz? co wiesz?
— Że to nie jest Pilawski! daję gardło..
— Więc któż?
— Tajemnica!! Czas okaże!
Rękę podniósł do góry — hrabina przypomniała sobie rozmowę wieczorną na pikniku, wrażenia jakie pytanie jéj zrobiło i rzekła sobie w duszy:
— Miałżeby raz w życiu Surwiński więcéj domyślności od nas wszystkich??



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.