Wielki nieznajomy/Tom I/XVII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Wielki nieznajomy
Wydawca J. K. Gregorowicz
Data wyd. 1872
Druk K. Kowalewski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Hrabina miała wolę niezłomną, gdy raz wydała wyrok musiało się spełnić co postanowiła. Pomimo uwag woźnicy i kamerdynera którzy o dwadzieścia cztery godziny folgi prosili, zapowiedziała że wyjedzie nazajutrz i wszystko musiało być gotowem. Albert przeklinając Pilawskiego zapakował się z najpotrzebniejszem do podróży, i ciągnął za kuzynką. Na chwilę Greifer także miał myśl towarzyszenia im, lecz rozmyśliwszy się nieco — pozostał.
Nie miał najmniejszéj nadziei ażeby u hrabiny odzyskał dawną, chwilową łaskę, w Krynicy zaś zostawała mu pani i panna Domska, a na którą okiem był rzucił — i u któréj był już na zwiadach, parę razy.
Spodziewał się, że go pani Jaworkowska tam poleci jak najlepiéj, a był z ich domem w jak najlepszych stosunkach... Przed wyjazdem około południa — p. Gabrjel poszedł raz jeszcze pożegnać pannę Elwirę, a nieznalazłszy jéj w domu i dowiedziawszy się że jest z matką w lasku nad źródłem, pobiegł tam chcąc zyskać chwilę rozmowy. Powiodło mu się dosyć szczęśliwie, pani Domska siedziała opodal na ławce, córka chodziła sama w uliczce... zszedłszy się z nią, mógł sam na sam pomówić bez przeszkody.
— Daruj mi pani, że aż tu gonię.. aby jeszcze pożegnać i usłyszeć pocieszające dla mnie — do widzenia i zapewnienie, że panie zastanę i zobaczę.. Podróż moja nadspodziewanie inaczéj się wcale złożyła niż sądziłem, szczerze mówiąc daleko mniéj przyjemnie, niż ja ją zawcześnie układałem. Fantastyczna hrabina i jéj kuzyn Albert naparli się jechać razem. Zamiast więc wyprawy do Tatrów, będzie to...
Spuścił głowę i nie dokończył.
— Ależ to pana cieszyć powinno — przerwała sucho jakoś Elwira — towarzystwo tak miłe, osoba tak wesoła i dowcipna.
Pilawski podniósł czoło, spojrzał i uśmiechnął się. Nie lubię, rzekł po cichu, kobiet ekscentrycznych. Boję się tak dowcipnych, nie rozumiem tak wesołych słowem, powiem pani szczerze.. to bóstwo nigdy mojem nie będzie,
Twarz Elwiry wyjaśniła się widocznie, uśmiech przeleciał po ustach. Oczy Gabrjela dopowiedziały coś więcéj — zamilkli.
— A tak mi smutno, tak straszno ztąd odjechać! dodał zniżając głos Gabrjel — muszę się przyznać, lękam się bym jakim nieszczęśliwym trafem nie został wstrzymany, a panie znowu nie pospieszyły tam, gdzieś.. w te oddalone strony, w których ja myślą nawet szukać ich nie potrafię.
— Przecież prędzéj późniéj trzeba sobie powiedzieć — do niewidzenia! rzekła Elwira nie patrząc.
— A! prawda! a jednak zdaje się to — daruj mi pani, gdy się dla kogoś — prawdziwą, gorącą powzięło sympatję — prawie niepodobnem. Nie mogę temu uwierzyć, ażebym ja pań nigdy nie widział więcéj, i żeby ta droga dla mnie znajomość była tylko darowaną, krótką jasną chwilą życia — bez dalszego ciągu..
Elwira milczała, szli zbliżając się ku pani Domskiéj, jakby oboje zgodnie przedłużyć chcieli pochód ten nadzwyczaj powolnie — Gabrjel stanął parę razy, Elwira się zatrzymała pod pozorem, że jéj się zdało iż córeczkę pani Jaworkowskiéj zobaczyła.
— Uczyń mi pani tę nadzieję raz jeszcze, że ja tu panie zastanę, odezwał się Gabrjel błagająco — a w każdym razie i tę drugą jeszcze, że jeśli szczęśliwy los dozwoli mi kiedy odszukać panie na świecie, znajdę u nich.. jak dawny znajomy.. łaskawe.. pobłażliwe.. przyjęcie.
— Bądź pan pewny — cicho szepnęła Elwira, że Krynicy najmilszem dla mnie wspomnieniem będzie towarzystwo pana.. lecz.. (zawahała się) — jako szczerze życzliwa mu, pozwól bym dodała — nie szukaj nas pan nigdy... Mam powody dla których.. nie chcę byś nas znalazł.. Pragnę w jego pamięci zostać taką nieokreśloną postacią, jaką tu byłam..
Wyrazy te niezrozumiałe zdziwiły p. Gabrjela.
— A, pani, przerwał — gdziekolwiek bym panie znalazł i cokołwiek by mi przecierpieć przyszło dla tego szczęścia — na wszystko jestem gotowy.. Tu przerwał chwilę — niestety! dodał cicho — ja to podobno... w tak dziwnem znajduję się położeniu wyjątkowem, że ono mi nikomu otwartéj nie dozwala podać dłoni...
Z kolei Elwira była zdziwioną i nie mogła sobie tych słów wytłomaczyć. — Lecz, któż wie, dorzucił Pilawski, zmienić się mogą okoliczności — będę się starał o to.. naówczas.. pani.. proszę wierzyć.. szukać ich muszę i znajdę.. Pani Domska zdala patrząc na tę rozmowę, zdawała się być niespokojną..
— Pozwól mi pani otwartszym być jeszcze.. wyciągając rękę ku dłoni Elwiry zawołał Pilawski. — Jeśli w mem położeniu zajdzie zmiana, która by mi pozwalała bez obawy z podniesionem czołem szukać pani, czy mi tego za złe nie weźmiesz, czy mogę mieć nadzieję?..
Elwira szybko wyrwała mu dłoń, krew oblała jéj twarz.
— Ani słowa więcéj, ani słowa! rzekła pospiesznie, jestem zmuszoną panu wyznać, co mnie kosztuje.. że na życzliwość moją, na przyjaźń rachować pan możesz.. ale w mojem życiu i bycie są przeszkody które usunięte być nie mogą, a skazują mnie bym.. (głos jéj zacichł — dodała po przestanku).. zawsze została.. samą..
Chciała iść ku macte, Pilawski wstrzymał ją natarczywie, twarz jego promieniała. Pani, tylko słowo jedno, zachowaj mi tę życzliwość — resztę zrzuć na barki moje.. Nie ma na świecie czego by silna wola i szczere przywiązanie przemódz nie mogło.. byle.. bylem ja.. mógł tak czysty stanąć przed panią jak.. jak pragnę..
Ostatnie wyrazy były znowu dziwnie zagadkowe dla Elwiry.. milcząc podała mu rękę.
— Zostawmy losom przyszłość.. a teraźniejszość niech się nie truje przewidywaniem daremnem. Któż pewien przyszłości.. Do widzenia czy do niewidzenia, będziemy sobie przyjaciołmi, panie Gabrjelu...
Pani Domska niecierpliwie wołała ich oczami, Pilawski który głowę i przytomność stracił, widząc że Elwirze wśród téj rozmowy rękawiczka upadła schylił się szybko, podniósł ją i nie zważając na matkę, udał że oddaje, ale bardzo zręcznie schował do kieszonki na piersiach.. Było to po studencku, lecz w téj chwili oboje się czuli tak młodemi. Elwira nie sprzeciwiała się.. Pilawski podziękował wzrokiem.. Zdawało mu się, że się tą pochwyconą rękawiczką zaręczył.. że ona była znamieniem dusznéj przysięgi.. Razem zbliżyli się ku pani Domskiéj, która z wymówką spoglądała dawno ku córce.
— Cóżeście państwo tam tak długo rozprawiali? spytała.
— Opowiadałem pannie Elwirze, pospieszył Pilawski, o mojem nieszczęściu.. Zamiast sam jechać do Tatrów, skazany jestem służyć za kurjera i przewodnika.
— Ale dla tak pięknéj pani!
Gabrjel ruszył lekko ramionami.
— Przychodzę panią dobrodziejkę pożegnać — dokończył, i prosić abym tu jeszcze mógł przywitać. W takim razie, możeby mi wolno było, ponieważ, wojna zapewne się przedłuży, służyć paniom za kurjera i przewodnika w podróży, coby mi tysiąc razy większem było szczęściem.
Pani Domska zesznurowała usta, skłoniła głową grzecznie, ale w duchu powiedziała sobie — o! nic z tego, kochany panie — postaramy ci się uciec.. abyś mi córki nie bałamucił.
— Co do naszéj podróży — odezwała się cicho — jeszcze nie stanowczego powiedzieć nie umiem.. od tylu to okoliczności jest zależnem...
Pilawski się skłonił, spojrzał na Elwirę, która stojąc za matką i nie obawiając się być spostrzeżoną dała mu głową znaki poufałego pożegnania.. a że w ulicy pod górą słychać już było wrzawę towarzyszącą hrabinie wybierającéj się w drogę, i przeprowadzanéj do Żegestowa przez całą młodzież miejscową, musiał co prędzéj pospieszyć..
W istocie hrabina na wysłanym paradnie wózku góralskim już siedząca z nieodstępną panną Salomeją, rozsyłała cały dwór po pana Gabrjela, niepojmując téj niesubordynacji i nie przybycia w terminie konie i powóz szerszemi drogami wyprawiono do Lipnik.. hrabina zaś i całe towarzystwo malowniczą ścieżyną na Muszynę, wpław przez Poprad.. ruszali do Żegestowa. Dzień był prześliczny, młodzież mimo boleści rozstania się z królową.. bardzo wesoła. Posiadano na wózki i śmiejąc się, nawołując ruszyli wszyscy kawalkatą długą ku Jędrzejowéj.. Krajobraz zaraz za Krynicą rozszerzył się, wzgórza okryte drzewami, wioski, strumienie czyniły go dosyć malowniczym.. Na wózku hrabiny na przodzie siedział Albert tylko... Pilawskiemu udało się zająć osobno miejsce z dwoma towarzyszami i nieroztargnionemu rozmową, zamyślać się o tem, co nazywał...... swem szczęściem.
W Jędrzejowéj około ubogiéj chaty wiejskiego artysty Chudzika — (predestynowane nazwisko!) stanęli wszyscy, kupić coś u niego.. Chudzik wyrabia różne drobne sprzęciki z drzewa dosyć zręcznie, samouczek ma wiele smaku.. a że w istocie nie chodzi tu o nabycie, więc kupno u Chudzika jest razem jałmużną.. Około ubogiéj jego chaty, zatrzymały się wózki i wszyscy zaopatrzyli się w drewniane noże i inne drobnostki. Ztąd już kraj staje się coraz bardziéj malowniczym około Muszyny, w któréj sterczą resztki obalonego zamczyska. Za nią zjawiają się piękne drzewa i piękne wzgórza, a bliżéj Żegestowa, gdy droga wpada w zarośla zielone i lasy.. wzrok gdzieniegdzie z wyżyny spostrzega jakby kaskady drzew spadających w głębiny, piętrzących się ku górze.. poprzecinanych parowami, pozwieszanych nad srebrną wstęgą Popradu i mimowolny okrzyk uciechy z ust się wyrywa.. W téj cieszy lasów i gąszczy jakże uśmięchnięto, wesoło... jak ślicznie! Nieuważano nawet wśród rozmów i okrzyków towarzyszących przejażdżce, że czasem koła wozów ślizgały się prawie nad krajem urwisk, ciasną przesuwając drożyną. Naostatek pokazał się schowany w parowie Żegestów ze swemi skromnemi domkami, kapliczką bokami poobrywanemi gór i gąszczami drzew otaczających.. Hrabina wysiadła by przejść pieszo, a całe towarzystwo za jéj przykładem rzuciło wózki. Oczy jéj szukały już Pilawskiego do którego miała żal, że nie dosyć pilno spełniał obowiązki cicerona... Pilawski stawił się by odebrać burę o przyrzec poprawę. U źródła pili wszyscy, potem staraniem Greifera urządzone wystąpiło skromne śniadanie z kurcząt złożone, potem spinano się po wzgórzach, poglądając ku Węgrom i ciesząc pięknemi widoki, a że tego dnia nocleg wypadł w Lubowli, musiano pospieszać.. Całe towarzystwo krynickie przeprowadziło jeszcze za Żegestowski parów panią Palczewską, która przyrzekła powrócić jak najprędzéj. Zdrowie jéj wypito jeszcze u wózków.. i konie wśród głośnego wiwatu, ruszyły daléj.
Dwór hrabinéj uszczuplony składał się z jéj towarzyszki, starego kamerdynera, kuzynka Alberta i pana Gabrjela, mieszczących się na trzech wózkach. Dwaj panowie ażeby się nie dać znudzić podróżnéj, z kolei przesiadali się do wózka. W Lipnikach czekał powóz do którego też jeden z panów był przypuszczony.. drugi pospieszał wózkiem góralskim.. Pomimo piękności drogi, widoków na odległe Tatry i poetycznego lecz coraz majestatyczniejszego krajobrazu, hrabina była zmęczona i kwaśna, Albert milczący i ponury, Pilawski przybity i smutny.. W Lubowli nocleg się okazał niewygodnym — niestety... a przy improwizowanéj herbacie, pani i panowie poziewali. Podróż się zwiastowała daleko mniéj zabawną, niżeli sobie obiecywano..
Ale nazajutrz wszyscy wstali orzeźwieni, a dalsza podróż do Czerwonego Klasztoru, widok Pienin, wzgórzów, wiosek, rozległych obrazów oświetlonych słońcem poranku, owianych mgłą muślinową, szczęśliwie podziałał na umysły. Hrabina dowcipkowała, pytała, bawiła się i roztrzepała trochę.. W Czerwonym klasztorze, zkąd po Dunajcu dostać się miano do Szczawnicy, aby nacieszyć się Pienin widokiem, konie pozostawały, Albert i Gabrjel kazali przygotować łódki.. W karczmie znalazła się kupka cyganów, których tu po nad granicą węgierską pełno.. Pilawski dobył albumu aby pochwycić te typy, hrabina dowiedziawszy się tu dopiero że był po trosze artystą.. zajęła się cała ustawianiem mu wzorów. Tak upłynęła godzina popasu nim czółna pozbijano i Josek oznajmił, że wszystko do żeglugi było gotowem, i że ma nadzieję szczęśliwego poprowadzenia gości aż do Szczawnicy.. Od Czerwonego klasztoru.. rzeka wsuwa się między Pieniny, zakręca wśród nich, płynie pod skały i górami okrytemi lasy, tworząc najpiękniejsze obrazy, którym oświetlenie nadaje czarujące wdzięki.. Dunajec rwie spieniony, gniewny, niespokojny pomiędzy rafami i skały, łódki posuwają się żywo, przewoźnicy.. po imionach wskazują ostre szczyty.. Hrabina która po raz pierwszy w życiu odbywała na czółnie taką żeglugę, bawiła się nią jak dziecko, klaskała w dłonie i zaręczała że nie żałuje wcale podjętego trudu.. Już zmierzchało, gdy przebywszy piękne gór pasmo, ujrzeli wędrowcy Szczawnicę, oznajmującą się gośćmi od wód przechadzającemi się po brzegach.. Albert wyprawiony przodem miał polecenie zamówienia noclegu, mieszkania i wieczerzy...
Pełno wszędzie znajdując znajomych, nie wytrzymał żeby nie oznajmić o hrabinie, a Szczawniccy goście dowiedziawszy się o pani Emilji, wybiegli na jéj spotkanie — z czego, niemożna powiedzieć żeby radą nie była. Nie tyle hołdy może co wrzawa i tłum ludzi jéj smakował, nudziła się tak łatwo! Teraz zaś tem więcéj potrzebowała rozrywki iż czuła ból w sercu — Gabrjel którego wyciągnęła w tę podróż aby się zbliżyć do niego bez przeszkody, widocznie roztargniony, inną jakąś myślą zaprzątnięty jéj unikał. Szczęściem Szczawnica była pełna dawnych dobrych znajomych, którzy w tym roku tak tu niespodzianie przybyli, jak pani Palczewska do Krynicy, nawykli będąc jeździć gdzieś do wód, a nie mając dokąd pojechać. Albert prowadził już z sobą cały tłum na brzeg ku spotkaniu pani Emilji, a między innemi i jedną figurę szczególną, osobliwą wyjątkową, którą ta świeżo poznał. Był to — anglik turysta, zbłąkany dla oryginalności w ten kąt dziki i zabierający się zwiedzić Tatry z pomocą sakiewki, języka angielskiego i francuzczyzny. Nie wyglądał on jak ci wszyscy pospolicie na karykaturach rysowani. John Bulle długiego wzrostu z ryżemi bokobrodami, których typ szczęśliwie pochwycony powtarza się od lat pięćdziesięciu — powierzchowność miał bardzo miłą, poważną ale razem swobodną i nieulepioną na wzór tysiąca innych. Sir William Burney Ergu.... jedyny syn bardzo znacznéj i majętnéj, jak mówiono rodziny, kończył wychowanie a raczéj lata młodości niezajęte, odbywając podróże po świecie. Członek Alpejskiego klubu, zwiedzał szczególniéj góry, Europejskie i Amerykańskie były mu wszystkie znane, wschód i zachód słońca obserwował ze wszystkich szczytów dostępnych i mianych dotąd za nieprzebyte.. Koléj przyszła w tym roku na Tatry.. jechał więc do Zakopanego nieulękniony... Wprawiony do trudów i niewczasów, do przygód i niewygód, zdrów, silny, wytrwały, zręczny, Sir William był oprócz tego bardzo miłym w towarzystwie. A że powierzchowność miał sympatyczną, twarz piękną i arystokratycznych rysów, że pieniędzy nie żałował i żył bardzo po pańsku, wszędzie gdzie się kolwiek ukazał przyjmowano go jak lwa i wyrywano sobie.
— Kuzynka, rzekł po cichu Albert wysadzając ją z czółna, jesteś prawdziwie szczęśliwą.. Proszę zwrócić uwagą na tego młodego człowieka na prawo, jest to.. anglik turysta, ekscentryczny i bardzo zajmujący.. Jedzie do Tatrów jak my.. Dla hrabiny jakby przez Opatrzność zesłana doskonała zabawka..
Palczewska pochwyciła te słowa nie dając znaku że jéj uszów doszły, rzuciła szybko okiem na anglika i przywitawszy się ze znajomemi, otoczoną orszakiem licznym, poszła zaraz na podwieczorek, który był na Miodziuszu przygotowany.. Anglika jéj zaprezentowano — podobał się z powierzchowności.. Albert który chciał być wolnym sam, a Pilawskiemu, posądzając go niesłusznie o staranie pozyskania względów hrabiny — zaszkodzić był rad, Anglika posadził koło kuzynki. Zdaje się że hrabina znowu starą metodą usiłując ostygłego Gabrjela rozbudzić, powiedziała sobie, iż będzie z turystą zalotną, czarującą.. niezwyciężoną. Niepotrzebowała się nawet wysilać na to — dość dla niéj chcieć było...
Młody anglik mówił nieźle po francuzku.. a towarzystwo polskie tym językiem dawniéj władało jak macierzystym.. rozpoczęto przez grzeczność po francuzku rozmowę. Hrabina pierwszy kwadrans poświęciła ukradkowemu badaniu fizjognoraji — ale z po za angielskiego jakiegoś ułożenia jéj.. nie wiele dobyć mogła.. Sir William jadł z apetytem poniekąd obrażającym w sąsiedztwie pani, która powinna była popsuć mu go i kazać o głodzie zapomnieć.
— Czyżby i ten miał być ostygły i wyziębły jak Pilawski? spytała się w duchu... Sprobujmy. Zwróciła się natychmiast do niego.
— Wiesz pan, że będziesz pan pierwszym anglikiem, który się odważył zawitać do tego zapadłego kąta dla zwiedzenia gór naszych, zaczęła..
— Nie sądzę — odparł William, dwóch podobno poprzedziło mnie przed laty — zresztą dla czegożby to miało być trudniejszem nad łańcuchy Alp innych odległych krajów, małoznanych i zwiedzanych?
Główną trudnością dla mnie język.. ale się zawsze znajdzie przecie tłumacza, a w ostatnim razie ludzie z ludźmi i ruchami porozumieć się mogą.
Hrabina się rozśmiała.
— A! tak, ale tylko w elementarnych potrzebach, rzekła, i rozmowy na migi prowadzić trudno. Włosi najnamiętniéj gestykulujący ze wszystkich narodów jakie znam, dodają wszakże słów po troszę.. U nas.. ruchy są prawie nieznane w rozmowie, chyba w wybuchach namiętności.. Myśmy narodem północnym.
— Jak my — rzekł anglik, ale potrzeba uczy wielu rzeczy. W podróżach człowiek nabywa instynkt turysty i radę sobie daje jak może.
— I panowie macie tę cnotę, że wam nigdy nie braknie odwagi do niezwykłych rzeczy — dodała hrabina.
— Ja sądzę że w mężczyżnie odwaga i zuchwalstwo nawet... są cnotą, gdy cel uczciwy.. rzekł Anglik.
— Przepraszam pana, zaśmiała się hrabina, która Williama brała widocznie w dzierżawę, nie dając nikomu wtrącić słowa do rozmowy, ale tu cel, zdaje mi się jest — prosta ciekawość.
Anglik się uśmiechnął. Ciekawość uczy, rzekł, a walka z nieznanem, z niebezpieczeństwy krzepi człowieka. Taka podróż to gimnastyka ciała i ducha.
P. Palczewska uczuła się pobitą i kwaśną zrobiła minkę.
— My także jedziemy trochę do Tatrów, rzekła, wprawdzie z pewnością nie będziemy mieli odwagi drapać się na najwyższe szczyty i rywalizować z dzikiemi kozami, ale zawsze coś zobaczyć musimy.. Jeśli panu w czem służyć możemy, będziemy u siebie grali nieco rolę gospodarzy..
William skłonił się grzecznie. Ale to prawdziwie szczęśliwa gwiazda poprowadziła mnie tu dla obejrzenia Pienin.. na nich się wprawdzie zawiodłem, ale za to jestem stokroć zapłacony...
— A na Pieninach zawiodłeś się pan?
— Tak — odparł Anglik — bardzo to ładne, ale takich potoków i takich spiczastych szczytów i takich ładnych lasów wiele po świecie. Wegetacja żywa lecz nie wiele urozmaicona.. zresztą..
— Tatry panu to wynagrodzą! dorzucił ktoś.
— Jestem pewny, rzekł Anglik — wielem słyszał o ich piękności..
Tak rozpoczęta popłynęła rozmowa, w którą hrabina dolała wiele dowcipu napiętnowanego tą smiałością w kobiecie rzadką, którą charakterystyczną stronę jéj temperament stanowiła. Sir William zrazu słuchał fajerwerku słów, jakby zdumiony i olśniony, potem się sam ożywił i nastroił do tego samego tonu i stał się bardzo miłym, począł opowiadać przygody swe w Ameryce, spotkania z Indjanami, wycieczki do Brazylji i Meksyku, podróże po Abruzzach, wędrówki po Alpach.. Słuchali go wszyscy z niezmiernem zajęciem, ale hrabina szczególniéj utrzymywała rozmowę. Wieczór przeszedł niepostrzeżenie szybko, a rozstając się uczyniono umowę by do Zakopanego jechać razem.. Anglik tak przyćmił Pilawskiego, iż szczęśliwy Gabrjel mógł pozostać spokojny w swem kątku i bawić się myślami, które z Dunajcem, nazad wracały ku Krynicy...



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.