Wielki nieznajomy/Tom II/III

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Wielki nieznajomy
Wydawca J. K. Gregorowicz
Data wyd. 1872
Druk K. Kowalewski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Tegoż wieczora ludzie, którzy woleli wista niż towarzystwo hrabiny i dowcipną jéj rozmowę, siedzieli zawcześnie przy stolikach, ale nie grali. Oprócz gospodarza, D. Wertera, Porfirego był hr. Żelazowski, Hotkiewicz i Hammermann..
— Ale bo doprawdy, prawisz nam z tysiąca nocy, kochany hrabio jakże to było, jak? rzekł Aksakowicz.
— Sam byłem przytomny, począł Żelazowski zapalając cygaro w chwili gdy właśnie Greifer nadchodził, i nieprzerywając opowiadania kapelusz składał na stoliku. Hrabina nasza ma fantazje popsutego dziecka, aby się tylko zabawić. Chciała się widać popisać z anglikiem.. zażądała deski, celu i strzelania z pistoletów o kroków trzydzieści kulą. Anglik poszedł po broń. Odmierzono dystans. Nakreślił cel, strzelał i do celu, do samego powiadam państwu.. trafiał. Widziałem strzały, celne były, ale przecież nie kula na kulę... Hrabina obraca się do tego Pilawskiego i zaprasza go, ten udaje niewiniątko... A cóż.. anglik idzie i dobywa z deski zakrzywiony gwóźdź, wyprostowali go.. Pilawski stanął na kroków trzydzieści z dwoma pistoletami, wypalił i obie kule na gwoź—dziu o—sa—dził. Hę! Jak Boga kocham! Słowo daję.. Ot jak strzela!
— Kto? zapytał Greifer, kto?
— Nie słyszysz? Pilawski — zawołał Aksakowicz...
— Nie mówiono ci o tem? toć się działo przed kilku godzinami, dziś wieczorem.. począł Żelazowski. Sam oczyma memi na to patrzałem...
— Jakto? jakto? wsadził — przezwał Greifer — kule na gwóźdź?
— Dwie, jedna po drugiéj!
— A! niechże go wszyscy djabli wezmą! krzyknął gospodarz — lecz — panowie.. Czas ucieka!! Do roboty!
— Przypadek! przypadek! cicho bąknął przybyły Greifer poprawiając kamizelki i odchrzękując jakoś dziwnie, jakby mu w gardle zaschło..
— Dwie kule jedna po drugiéj, ofuknął Żelazowski — a, jeśli to przypadek...
Sicuro! zawołał Baron Hotkiewicz, to nie jest żaden wypadek lecz ars magna, kunszt, sztuka, wprawa; ja raz w życiu spotkałem takiego gracza, c’etait un Espagnol, ma foi, który strzelał o zakłady stu dukatowe do szwalbek... i hat niemals verloren. Evero, jéj bohu, jak panów szanuję.
Greifer wciąż poprawiając kamizelki stał nad grającemi nadrabiając fantazją, ale znać było w całéj postaci i twarzy zmięszanie, którego szczęściem nikt nie dostrzegł.
— Już to trzeba przyznać — mruknął Żelazowski, że kto on tam jest to jest ten Pilawski — choć może nie tak wielka figura jak się Surwińskiemu śni, nie mniéj wychowanie odebrał pańskie. Języki, muzykę, rysunek.. no i to djabelskie strzelanie w takim stopniu nie każdy posiadać może.
Greifer ramionami ruszał ciągle.
— Surwiński po prostu monoman.. rzekł — ja powiem tylko jedno, że kto się nie ma z czem taić ten się nie tai..
— Daj no ty pokój — przerwał Żelazowski, i nie paplaj, bo z nim gra krótka, nie zdrowa, może ci wpakować kawał ołowiu pod żebro jak nic.
— Jać go nie zaczepiam.. odparł Greifer — ale co prawda to prawda.
Wszyscy zamilkli. Ot, gralibyście, dodał gospodarz, i zapić tę sprawę. Strzela — niech sobie się zdrów popisuje — nikt mu nie broni.
Chwilę panowało milczenie.. Greifer chodził zadumany, ale mu język świerzbiał.
— Czy kto z panów nie spotkał kawalera w zielonych rękawiczkach? zapytał, nowo przybyłego do Krynickich zdrojów. A! pocieszny pajac, a zabawna figura! Jeśli przysłowie prawdziwe jaki pan taki kram.. i wart pac pałaca.. z tego szczygiełka możemy wnosić o arystokratycznem pochodzeniu jego pryncypała. Jestto oficjalista pana Pilawskiego.
Pan Porfiry który miał zadawać podniósł głowę!
— A ja go proszę pana widziałem.. lakierki wyszywane i medaljon u zegarka.. bardzo wielki elegant...
Greifer się śmiał — nieoszacowana karykatura!
— Trudno oficjalistów ubierać w liberję — dorzucił Żelazowski.. Ale, przecie z tego jegomości łatwo by Surwiński dobył tajemnicy tego pana?
— I musiał tego dokazać, bo polował na niego — rzekł Greifer z uśmiechem, nic nie mówiąc o sobie. To pewna że się nie przyzna do odkrycia! Ruszył ramionami.
— Ty bo kochanie masz ząb do niego! szepnął hrabia Żelazowski.. zwyczajnie do rywala.
— Jakiego rywala? nasze drogi pewno się w życiu nie spotkają..
Wist zajął wszystkich i więcéj już mowy o tem nie było — lecz w Krynicy o cudownych strzałach rozeszły się osobliwsze wieści. Oficjalista w zielonych rękawiczkach nazajutrz na wózku góralskim wyjechał raniuteńko do Źegestowa.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.