Wielki nieznajomy/Tom II/IV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Wielki nieznajomy
Wydawca J. K. Gregorowicz
Data wyd. 1872
Druk K. Kowalewski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Pan Porfiry po ostatnéj rozmowie z ciocią, zdając sobie sprawę z jéj rezultatu, wywnioskował że ciocia prezesowa, chociaż nie pochwalała w zupełności jego zakochania w pannie Elwirze, nie zabroniła mu wszakże oddawać się temu słodkiemu uczuciu. Mówił sobie nawet że nie byłaby temu przeciwną, gdyby rzeczy daléj posunięte zostały. Ale jak tu je było posunąć daléj, przy takim braku rutyny i doświadczenia. Nieszczęśliwy młodzieniec mógł się tylko pokierować wrodzonym instynktem i przykładem drugich. Jakkolwiek umysł to był śpiący jeszcze w pieluchach z których trudno mu się było rozwinąć — bacznie jednak postrzegał jakiemi drogami inni chodzili. I śledząc a rozmyślając doszedł do tego pewnika, iż szczęśliwszy daleko od niego Greifer wsunął się do tego domu przez panią Jaworkowską.. Nie mógł już daléj zajść we wnioskach swych nad to, że i jemu wypadało starać się o jéj łaski i wyrobić sobie wnijście do przybytku za protekcją fluksji i dzieci. Miał on szczęście już dawniéj być prezentowanym téj damie, która znała jego rodziców. Włożywszy więc wiedeński tużurek poszedł z wizytą, i — oddał się na posługi dzieciom. Najłatwiéj w ten sposób matkę za serce pochwycić. Trzeciego czy czwartego dnia, był jakby domowym. Młoda panna Jaworkowska wyobrażała sobie, że ten słuszny kawaler w niéj się zakochał, miała już bowiem pierwsze wiadomości o tem uczuciu, z ust usłużnéj garderobianéj. Dwa razy chodził do apteki po laudanum i krople laurowe dla saméj pani.. Stosunki te tak go wreście ośmieliły, iż z pieca na łeb jednego poranku przyznał się na pół żartem pół doprawdy p. Jaworkowskiéj, iż się w Elwirze zakochał. Zaczęła się z niego śmiać, poprosił ją aby go tam zaprezentowała. Ruszyła ramionami, oświadczając że chętnie to uczyni.
— Ale mój, panie Porfiry — dodała — po co tobie głowę nabijać takiemi rzeczami, które nie są dla ciebie. Tam już sto razy zręczniejszy Greifer tańcował napróżno i podobno tego Pilawskiego szulera nie wysadził.
— Jakto? to to jest szuler? spytał przerażony Porfiry — szuler — a ja myślałem, że to porządny człowiek i magnat.
— Szuler z profesji. Greifer się o tem dowiedział z Warszawy, poczęła zapomniawszy się pani Jaworkowska. Tylko ty o tym milcz.. proszę.... Greifer pierwszy się tego dowąchał. Szulery zazwyczaj grają takie role, żeby zwabić młodzież niedoświadczoną.. to ma być awanturnik. Porfiry zmilkł przestraszony.
Nazajutrz przez kwandrans miał szczęście siedzieć na krzesełku naprzeciw fotelu pani Domskiéj, oczyma bombardował pannę i wyniósł się rozmiłowany do szaleństwa.. Utkwiło mu to w głowie, jak można żeby w uczciwem towarzystwie cierpiano szulera, chodził nękany tą myślą długo, a za pierwszem spotkaniem, wielką ową wątpliwość poddał pod rozstrzygnięcie cioci prezesowéj, która dowiedziała się najdokładniéj iż mu téj wiadomości udzieliła p. Jaworkowska, a ona ją miała od Grejfera. Zbywszy siostrzeńca nauką moralną, ciocia prezesowa nie mogła z takiemi dokumentami zachować milczenia. Poszła znowu do Ormowskiéj, gdzie zastała hrabinę.. Wejście jéj przerwało rozmowę jakąś, któréj treści domyśleć się nie mogła.
— Ja, przyszłam podobno baronowę pożegnać — odezwała się — chociaż wód wedle przepisu Dietla nie skończyłam — ale już chyba wyjadę...
— A to dla czego? spytała baronowa.
— Tak... bo tego roku towarzystwo takie.. że tu wyżyć nie można..
— Dziękuję prezesowéj! rozśmiała się hrabina.
— A! to się do kobiet nie stosuje, a przynajmniéj nie do wszystkich, kończyła ciocia prezesowa... ale mężczyźni.
— Którzy? zapytała pani Palczewska.
— A chociażby ten awanturnik Pilawski — rzekła pobożna kobieta.. Ja tu mam siostrzeńca z sobą, boję się dla niego takiego towarzystwa, samego ocierania się o szulerów i oszustów.
— Na miłość Boga, co mówisz? przerwała gwałtownie hrabina, ten człowiek bywał i bywa w moim domu!
— Boś wać pani zbyt dobra!
— Któż mógł rzucić tę potwarz na niego?
— Nie ma w tem sekretu. P. Jaworkowska powiada wszystkim, iż ma to od p. Stanisława Greifera, któremu czarno na białem pisano o tem z Warszawy. To wszyscy wiedzą. Przecież by Porfiry nie kłamał, bo on ma wstręt do wszelkiego fałszu..
— Pani mi to pozwala powtórzyć komu należy? zapytała zarumieniona hrabina.
— Przynajmniéj nie bronię — nie bronię.. rzekła pobożna pani...
Rozmowa się zwróciła, hrabina zamilkła, a wkrótce potem wyszła.. Szybkim krokiem, gniewna dążyła do domu który zajmowała, gdy na drożynie pozdrowił ją — Greifer.
Spojrzała nań z surowością sędziego. Bardzo dobrze iż się spotykamy, ozwała się sucho — idę w téj chwili od Ormowskiéj. Przyszła tam prezesowa Hercegowińska i publicznie oświadczyła, jako jéj siostrzeniec słyszał z ust pani Jaworkowskiéj, że pan opowiadałeś o liście otrzymanym z Warszawy, wystawiającym pana Pilawskiego, jako awanturnika i szulera. Pilawski w domu moim bywał i bywa, niemogę ścierpieć rzuconego nań obwinienia...
Greifer zbladł straszliwie. Ale proszę hrabiny, proszę hrabiny — ja — ja sobie nie przypominam... Zmierzyła go od stóp do głów, nie odpowiedziała i odeszła. Nieszczęśliwy młodzieniec stał jak wryty. Znał on dobrze panią Palczewskę.. lecz mógłże się spodziewać, aby zacna Jaworkowska taką była paplą i puszczała w świat to, co tylko na prywatny użytek było przeznaczone?.. Widział przed sobą lufy pistoletów Pilawskiego.. stracił głowę.. Niewiedząc dokąd, pobiegł do téj, która go tak niebacznie zdradziła.
— Pani dobrodziejko — co pani uczyniłaś? krzyknął ręce łamiąc na progu... pani powiedziałaś temu z pozwoleniem.. cielęciu, Porfiremu, że ja.. że ode mnie dowiedziałaś się o.. panu Pilawskim.. ten się wypaplał.. mnie grozi..
— Dajże mi pokój, co ci grozi? pokażesz list i nic ci nie grozi — dajże pokój? Wszak list miałeś?
— Zgubiłem go — zawołał Greifer.
Jaworkowska stanęła przelękła..
— Czy pani poświadczy żeś go widziała?
— Kiedym go nie widziała. Od kogóż był?
Greifer się za głowę pochwycił.
— Nie mogę zdradzić przyjaciela..
— No — to cóż ja na to poradzę! dajże mi pokój! To trudno, mówiłeś co ci doniesiono, złożysz się tym który pisał — nie masz go co oszczędzać! Jeśli zgrzeszył niech pokutuje..
— Ale, na miłość Boga, pisano do mnie poufnie, jam poufnie powtarzał pani, przyjaciela zdradzić nie mogę więc ja sam pokutować zań muszę.
— Pozwól że sobie powiedzieć, przerwała Jaworkowska — poufnie, a chciałeś sam żebym to powtórzyła Domskiéj.. Może Domska się wygadała.. jam w tem nie winna nic.
— Nie pani Domska, ale ten ciemięga długowłosy.. Porfiry..
Jaworkowska ruszyła ramionami. Dajże mi ty pokój, bo mnie bólu głowy nabawisz.. proszę, to trudno, ja na to co się stało nie poradzę. Puszczasz wiadomość w kurs, musisz jéj bronić.
Gieifer z niecierpliwością uderzył się w czoło i bez pożegnania odszedł.. W téj chwili jeszcze miał zupełną swobodę prędkiego wyruszenia z Krynicy, nie był wyzwanym, mógł o niczóm nie wiedzieć — ściśle biorąc wolno mu było pod jakimś pozorem, choroby czyjejś, interesu.. drapnąć.. gdyby — gdyby Pilawski do celu nie strzelał a hrabina spotkawszy go w drodze, nie rzuciła mu tych słów kilku.. Okrył by się śmiesznością gdyby nagle zniknął, a tego rodzaju grzechy u nas jak małoduszność i tchórzostwo, nigdy w towarzystwie żadną skruchą zmytemi być nie mogą. Pozostawało mu więc napisać testament, pożegnać przyjaciół i jak się sam do siebie mówiąc wyraził — pójść na ciepłe piwo do Abrahama.. Przejednanie, tłumaczenie, odwołanie było niepodobnem... Z posępną twarzą, powoli powlókł się pan Stanisław do mieszkania, czyniąc sobie wyrzuty, że postąpił bez taktu, niewłaściwie i dziecinnie.. Miał i tę zgryzotę że celu chybił, że popełniony grzech na nic mu się nie przydał.. Goryczy kielich potrzeba było wypić do dna.. świetna owa karjera, na którą tak mozolnie pracował, stosunki, przyjaźnie, zyskane prawo obywatelstwa w świecie tak pięknym, tak miłym... ginęło wszystko marnie.. młodzieniec wielkich nadziei jak kwiat w pączku... paść miał podcięty kulą — i to jeszcze z takiéj ręki, która... nie nosiła może sygneta!!



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.