Wielki nieznajomy/Tom II/IX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Wielki nieznajomy
Wydawca J. K. Gregorowicz
Data wyd. 1872
Druk K. Kowalewski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


List pani Jaworkowskiéj, jakkolwiek trochę złośliwy, był wiernym opisem tego, co się w Krynicy działo. W istocie Pilawskiego rana była groźną i na chwilę myślano, że może rękę w ramieniu odjąć przyjdzie. Wyjechał William po operatora do Krakowa, hrabina któréj przyjaźń (jak ją sama nazywała) dla Gabriela tym wypadkiem spotęgowaną została, prawie nie odchodziła z jego mieszkania i jak siostra miłosierdzia była ciągle na jego usługach. Napróżno chory wypraszał się od nich. P. Palczewska despotyczna zawsze, niedawała mu słowa powiedzieć, zamykała usta i gniewała się jeśli się jéj sprzeciwiał. Z wielką mocą ducha Pilawski znosił bolesne opatrywanie rany z któréj ciągle jeszcze kości wyjmować było potrzeba.
Gdyby nie zmiana w twarzy i wymizerowanie, po humorze i łagodności poznać by nie było można tego co przecierpiał. Greifer nierównie szczęśliwszy już wychodził z ręką na temblaku, grał rolę bohatera.. był w humorze wybornym i zachodził nawet na wisteczka do Aksakowicza, gdzie się teraz wieczorami zbierano, zajmując szczególniéj hrabiną, Williamem i Pilawskim......
Stosunek tych trzech osób dla ludzi pospolitych był jakoś całkiem niezrozumiały. Dziwiono się anglikowi, który siedział i służył hrabinie, patrząc na jéj czułości dla Gabriela i tysiączne wnioski czyniono na przyszłość a nawet zakłady. Jedni utrzymywali że hrabina wyjdzie za Pilawskiego, drudzy że za Anglika, inni że za żadnego z nich, a bądź co bądź, mieli o czem mówić, kogo ogadywać i zabawiali się wybornie. Pan Aksakowicz któremu i paszport wychodził i wód używanie się kończyło, wzdychając wybierał się napowrót do domu, iż nie dotrzyma do końca téj, jak ją nazywał, powieści.
Greifer po cichu mówił znajomym z uśmieszkiem pokręcając wąsa, iż jak tylko lekarz mu pozwoli i wojna, natychmiast się uda do Berlina... Ruch wszakże był mu wzbroniony i jakiś czas posiedzieć jeszcze musiał. Kuzynek Albert znudzony i trochę zniecierpliwiony na hrabinę, któréj postępowania nie pochwalał przed wyjazdem, miał z nią żywą rozmowę i rozstali się bardzo zimno. W istocie na panią Palczewską nie bez przyczyny wszyscy hałasowali że się niesłychanie kompromitowała, a ile razy kto jéj tę uwagę uczynił, gniewała się tylko nie myśląc wcale o poprawie.
Gdy raz jéj to, całując ją i z wylaniem się, powtórzyła Ormowska, hrabina chwyciła ją za ręce i w oczach jéj błysnęły dwie łzy diamentowe.
— Niepoczciwi ludziska! zawołała, więc ja dla ich języków, dla oszczerstw, z obawy o moją sławę, nie mam spełnić tego, ku czemu ciągnie mnie serce, co dla mnie w téj godzinie życia szczęście stanowi! Tak jest, kochano baronowo, niech ludzie mówią co chcą, ja go kocham! Mogę to wyznać przed całym światem bo miłość moja jest czysta, poczciwa i bez przyszłości. Ja nie wiem czy on mnie pokochać może, czy pokocha.. ja czuję, że gdy wyzdrowieje odleci i nie zobaczymy się więcéj, ale kocham go i nie mogę ani chcę sercu się opierać. Miłość to poczciwa choć gorąca. Niech ludzie plotą najmniéj mi o to idzie. Ta chwila szczęścia zapłaci mi sowicie za ich bezduszność. Ci co nigdy nie kochali, co tego uczucia doznać nie mogą.. znęcają się widząc mnie, zgadując szczęśliwą, lituję się nad niemi.
— Ależ świat, ludzie, języki! szepnęła baronowa.
— Pani żyłaś dosyć, ażeby świat, ludzi i paplaninę ich ocenić! Świat dziś na to kamieniami ciska co jutro będzie ubóstwiać, ludzie wzięci razem nie warci są by im poświęcić szczęście, paplanina ich jest dla mnie szumem wiatru.
— Ale hrabino droga, mówiła Ormowska, po cóż ci uczuciu bez nadziei puszczać wodze i gotować sobie niedolę, cierpienie, zawód na przyszłość?
Załamawszy ręce chodziła Palczewska po saloniku.
— Nie wiem, droga moja, czy ja jestem inną jak ludzie, czy oni wydają się innemi niż są w istocie, gorszemi niż ich Bóg stworzył. Dla mnie w kochaniu takiem jest już szczęście, od przyszłości nic nie wymagam, któreż na ziemi jest trwałe? Ja z chwili słońca i godziny uczucia jestem rada.. więcéj nikt wymagać nie może.
— Ale on cię nie kocha, sama to mówisz.
Hrabina uśmiechnęła się. On mnie kocha i nie kocha.. Musi mnie kochać jak siostrę miłosierdzia jak dobrego towarzysza, a niepodobna by serce w piersi mu nie uderzyło, widząc jak moje bije dla niego.. Ja więcéj nie wymagam.. Nie mówmy o tem.
Nie przekonana żadnemi perswazjami hrabina zaledwie wbiegłszy do domu, zabierała czego mogła potrzebować dla chorego i powracała do niego. Często nawet smętną pannę Salomeę porzucała samą i nie troszcząc się o to co ludzie powiedzą, siadywała czytając choremu, posługując mu całemi dniami. Dla spoczynku najęła sobie pokój pod Różą osobny, w którym nie chcąc wracać do domu, usuwała się za nadejściem doktora, lub gdy choremu nakazano spoczynek. Po wyjeździe Williama do Krakowa, podwoiła jeszcze staranie i pilność. W istocie Gabriel był chory mocno, gorączka nie ustawała, rana wydawała się groźną, lekarz nie ręczył za nic. P. Palczewska pewną była swojego anglika, który dla przyspieszenia przybycia doktora sam się wybrał, aby ani chwili nie stracić. Liczyła wszakże godziny i coraz była niespokojniejszą. Lekarze zajęci byli rannemi po lazaretach wojskowych, nie łatwo więc znaleść było i skłonić jednego z nich ażeby się oddalił. Gorączka się zwiększała, a z nią łzy, niepokój, rozpacz prawie Palczewskiéj. Gdy ostatniego dnia chory wieczorem zdawał się niebardzo przytomnym, nie chcąc go na ręce obcych zostawiać, hrabina postanowiła obok w zajętym pokoiku przenocować z panną Salomeą, aby nie dać się zaniedbać czuwającemu cyrulikowi. Noc tę spędziła prawie bezsennie podsłuchując pode drzwiami, zrywając się nieustannie wyglądając Williama, który co minuta powinien był nadjechać. Nad rankiem dopiero pocztowy powóz przywiózł go z doktorem.
Natychmiast przystąpiono do opatrzenia, oczyszczenia i sondowania rany: hrabina z nieopisanym niepokojem modliła się w drugim pokoju.
Kilka razy doszedł ją krzyk urwany i syknięcie. Nareszcie po bardzo długiem oczekiwaniu anglik wszedł z lekarzem, który zawinięte rękawy surduta z bardzo zimną krwią ułożywszy, siadł ocierając pot z czoła.
— Mów pan, panie konsyljarzu, otwarcie.
— Mogę otwarcie mówić, odezwał się lekarz, bo w istocie prawie pewien jestem, że choremu nic się nie stanie, prócz że przecierpi wiele. Ranę musiałem rozciąć, kości powyjmować, oczyścić a teraz przy starannem opatrywaniu mam wszelką nadzieję, iż się stan polepszy i odjęcie ręki stanie niepotrzebnem.
Palczewska rzuciła się ściskając dłoń operatora... który śniadanie byłby może wolał od najgorętszéj wdzięczności. I to wreście podano. Hrabina odzyskawszy swój dobry humor, podziękowała drugim uściskiem dłoni anglikowi i poszła do domu odpocząć. Chory który parę nocy nie spał, usnął.
Od tego dnia począł się stan jego polepszać.
Cieszyła się tem hrabina.. ale pociechę zatruwała myśl, że zaledwie cokolwiek zdrowszym się uczuje Gabriel, uciecze jéj. Niedziw, że przedłużała prawie i kurację i starała się wmówić w Pilawskiego, w lekarza, we wszystkich iż ją przeciągnąć należy.
Anglik który mógł by był dawno wyruszyć do domu siedział dawszy słowo, iż hrabinę odwiedzi w jéj Castelu, oczekując na to by ona doń powrócić mogła.
Sir William był dosyć oryginalnym, chociaż powierzchowność jego nie zdradzała tego wcale. Chłodny, rozsądny, unikający wszystkiego coby na ekscentryczność zakrawać mogło, w pojęciach o świecie i ludziach, sercach i uczuciach, miał przynajmniéj tak dziwne zwroty jak hrabina. Dla tego może dosyć się dobrze godzili z sobą. Nie zrażało go naprzykład wcale to, że widział panią Emilję tak serdecznie wylaną dla Gabriela. Według niego dowodziło to dobrego gatunku serca, w którem dlań także kolej i godzina przyjść mogła.
— Wie pani, mówił bardzo otwarcie trzymając wedle zwyczaju dwa palce w kamizelce, wyprostowany i wyciągnięty jak struna, z dziwną powagą jakby starego pedagoga, wie pani, że w obecnéj chwili, gdy to co się miłością wszelką nazywało i zowie zupełnie znika, gdyż teorje egoizmu górę biorą i od młodu wpajają się w nowe pokolenia. Sam widok uczucia szczerego, rzeźwego, gorącego jaką jest przyjaźń pani dla tego szczęśliwego Gabriela.. ponętnym jest widokiem. Patrzę na to z uwielbieniem i dodam to, że gdybym wiedział iż mnie pani tak pielęgnować będzie, poszedłbym rzucić rękawiczkę Greiferowi, prosząc aby mi też rękę przestrzelił.
Palczewska zaczęła się śmiać, po raz pierwszy od dawna.
— Nie czyń pan tego, odezwała się, serce się wyczerpuje, potrzebuje wypoczynku, i nie mogę ręczyć...
— Widzisz pani, rzekł anglik całując ją w rękę, i ja jestem wyrozumiały i niewymagający, ja troszeczką jej przyjaźni jestem szczęśliwy.. i mogę czekać.. i proszę mnie tylko nie odpędzać!
— Zmiłuj się! gdybyś chciał uciec, niepuściłabym cię, zawołała pani Palczewska, przywykłam do was jak do dobrego przyjaciela i brata, który mnie rozumie, z którym się porozumieć mogę spojrzeniem jednem, z którym mi dobrze. Nie, nie, według umowy jedziesz pan mnie odwiedzić i poprawić mi park mój, z którego nie jestem zadowolnioną.. Gdybyśmy jeszcze tego dobrego przyjaciela naszego porwać z sobą mogli, ale on już się teraz wyrywa do domu!..
Nim Pilawski mógł wstać i przechadzać się po pokoju.. Greifer już wyjechał z Krynicy.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.